Był we wsi młynarz imieniem Janek.
Znać wszech włodarzy było mu dane,
Bo mielił zboże dla kilku wiosek,
Dostawał więc jajka najlepszych niosek.
Miał swoje pole, zboże hodował,
Lecz nad językiem swym nie panował.
Krytyki dopuszczał się wobec możnych,
W swoich krytykach nie był ostrożny.
W czasie spokoju i zwykłej pracy,
Możni twierdzili – to nic nie znaczy.
Trochę nam sra, lecz robi co trzeba,
Niech sobie gada, a pies go jebał.
Przyszedł wtem szkodnik na rolne pola,
Trudna się stała rolników rola.
Zbiory zbyt małe niż planowane,
Te same kłopoty miał młynarz Janek.
W mieście uczeni się dwoją i troją,
Bo braku dostaw ze wsi się boją.
Rolniczych kłopotów jest koniec bliski,
Szykują formułę na nowe opryski.
Na miejscu jest Janek dogląda ich pracy,
Formuła gotowa, lecz co to znaczy?
Mimo lekarstwa na wiele zaraz,
Nie opryskamy wszystkiego na raz.
Janek ze względu na swe powiązania,
Dosyć miał na opryski czekania.
Zabrał formułę wrócił na wioskę,
I o swych sąsiadów wykazał troskę.
Zebrał mieszkańców i tak przemawia:
Kto mój znajomy - się nie obawia,
Będzie bezpieczny Wasz zboża łan.
Ja to Wam mówię: Wasz Janek – Jan!
I wszyscy Janka od dzisiaj lubią,
Kłaniają się w pas i go hołubią.
Mimo, że wszyscy wiedzą ze granda,
Kto da formułę? Wie każdy - Jan da.
--
Robię dobrze.