Razem z Lubą chorujemy od kilku dni. Gorączka, bóle głowy, gardła i ogólne osłabienie. Od lekarza dostaliśmy polecenie samoizolacji i zgłoszenia się po skierowanie na test, jeżeli symptomy się pogorszą. Tak się złożyło, że u sąsiadki z góry zaczęły się pojawiać identyczne problemy i chciała zmierzyć temperaturę, więc pożyczyliśmy jej nasz termometr rtęciowy. Dziewczę chciało wstrząsnąć termometrem, żeby zbić pasek rtęci, ale tu do akcji wkroczyła jej współlokatorka, która stwierdziła, że ONA UMI LEPIEJ, wyrwała jej termometr i postanowiła udowodnić swoją tezę. Niestety, podeszła do problemu z takim entuzjazmem, że zapomniała najpierw wyjąć termometr z plastikowego opakowania, a ten wykorzystał okazję niczym rasowy chomik i z pudełka wyskoczył, po czym rozwalił się na podłodze i oblał wszystko rtęcią. Sąsiadki- specjalistki stwierdziły, że im to nie wygląda na rtęć, więc to musi być „jakaś odmiana wody”.
Po krótkiej, acz burzliwej opierdolce wzięły się jednak za sprzątanie. W Lubej obudziła się chęć pomocy bliźnim i pobiegła jak ta sarna, żeby wesprzeć sąsiadki w usuwaniu skutków największej katastrofy ekologicznej na Podlasiu od wybuchu w Czarnobylu (a przynajmniej na taką kreowała ją współlokatorka sąsiadki, która donośnym głosem postanowiła poinformować 4- piętrowy budynek, że teraz wszyscy umrzemy na covid). Luba wzięła więc chusteczkę higieniczną i zaczęła pucować MacBooka, któremu również się oberwało tą „odmianą wody”. Uparta ciecz nie chciała za bardzo schodzić. Luba stwierdziła, że pójdzie sprawniej z wilgotną chusteczką i obficie ją pośliniła. Językiem. Tę samą chusteczkę, którą wycierała rtęć.
Luba zareagowała błyskawicznie i natychmiast udała się na konsultację do dr Google’a. Doktor na zatrucie rtęcią zalecił spożycie uderzeniowej dawki mleka i białek z kurzych jaj, ale Luba jajek i mleka nie lubi, a poza tym stwierdziła, że spontanicznie wykształciła się u niej bezobjawowa nietolerancja laktozy. Postanowiła więc wprowadzić własną terapię i poszła do łazienki… żeby przepłukać usta Cifem.
Ukochaną udało się powstrzymać przed ekonomicznym wybieleniem sobie zębów i reszty jamy ustnej, wszyscy jeszcze żyją, a ja siedzę chory i żałuję, że nie mogę łączyć moich leków z alkoholem. Drogie Bravo, jak żyć?
Po krótkiej, acz burzliwej opierdolce wzięły się jednak za sprzątanie. W Lubej obudziła się chęć pomocy bliźnim i pobiegła jak ta sarna, żeby wesprzeć sąsiadki w usuwaniu skutków największej katastrofy ekologicznej na Podlasiu od wybuchu w Czarnobylu (a przynajmniej na taką kreowała ją współlokatorka sąsiadki, która donośnym głosem postanowiła poinformować 4- piętrowy budynek, że teraz wszyscy umrzemy na covid). Luba wzięła więc chusteczkę higieniczną i zaczęła pucować MacBooka, któremu również się oberwało tą „odmianą wody”. Uparta ciecz nie chciała za bardzo schodzić. Luba stwierdziła, że pójdzie sprawniej z wilgotną chusteczką i obficie ją pośliniła. Językiem. Tę samą chusteczkę, którą wycierała rtęć.
Luba zareagowała błyskawicznie i natychmiast udała się na konsultację do dr Google’a. Doktor na zatrucie rtęcią zalecił spożycie uderzeniowej dawki mleka i białek z kurzych jaj, ale Luba jajek i mleka nie lubi, a poza tym stwierdziła, że spontanicznie wykształciła się u niej bezobjawowa nietolerancja laktozy. Postanowiła więc wprowadzić własną terapię i poszła do łazienki… żeby przepłukać usta Cifem.
Ukochaną udało się powstrzymać przed ekonomicznym wybieleniem sobie zębów i reszty jamy ustnej, wszyscy jeszcze żyją, a ja siedzę chory i żałuję, że nie mogę łączyć moich leków z alkoholem. Drogie Bravo, jak żyć?
Ostatnio edytowany:
2021-02-16 15:39:35