... wiadomo, wszystko co Państwowe nie działa jak powinno, ale do rzeczy.
Niedawno rozbolało mnie ucho środkowe, w sobotę ból był tak silny i nie do zniesienia, że nie dawałem już rady, więc postanowiłem zadzwonić do szpitala (z racji, że w sobotę przychodnie są nieczynne).
Przez telefon dowiedziałem się, że jasne nie ma problemu i na pewno coś poradzą i jakoś pomogą.
No nie myśląc zbyt długo pojechałem - pani doktor przyjęła mnie dość szybko, zajrzała do ucha i stwierdziła, że potrzebne jest płukanie ze względu na zalegającą woskowinę, ale przeprowadzić może to tylko laryngolog, a że ona nim nie jest to płukania nie zrobi. Dała mi za to namiar na inny szpital, w którym takie płukanie powinni wykonać. (istotne dość jest, że nie jestem ubezpieczony, więc przyślą mi za tę "usługę", a raczej informację fakturę - nie wiadomo jeszcze na ile, bo nikt nie potrafił mi odpowiedzieć).
Pojechałem więc do drugiego szpitala. Pani z rejestracji zachowywała się do mnie jak w stosunku do obywatela gorszej kategorii, kompletnie bez najmniejszego szacunku i z widoczną pogardą, ale abstrahując już od tego faktu (przecież większość z nas wykorzystywałaby swoją pozycję).
Tutaj jednak już bez tajemnic - wyświetliło się, że nie jestem ubezpieczony, więc ta wątpliwa przyjemność kosztowała mnie 80 zł. Po czym zostałem skierowany do gabinetu z numerkiem, który miał się wyświetlić na monitorze, kiedy będę mógł wejść. Stoję więc i czekam pod gabinetem gapiąc się w te monitory, ale nic się na nich nie wyświetla (dodam, że stałem tam jako jedyny). Po ok. 15 minutach nie wytrzymałem, więc zapukałem i wchodzę, a tam siedzi sobie dwóch lekarzy i ucina pogawędkę, więc pytam o ten numer na monitorze i kiedy się wyświetli, bo już długo czekam. Lekarz rzucił tylko "zaraz Pana poproszę". Powiedziałem "ok" i wyszedłem. Po ok. 5 minutach faktycznie mnie poprosił.
Zbadał ucho, uznał, że żadne płukanie nie jest potrzebne, bo przewód jest drożny zalecił stosowanie kropli, dodał jeszcze, że on też płukania nie zrobi - jakby był kolega to owszem, ale kolegi nie ma i mogę spróbować jutro - oczywiście jeśli chce, bo płukanie jest zbędne, ale "może się mylić".
Pojechałem więc do domu praktycznie z niczym, w aptece kupiłem tylko krople (ok. 40 zł).
Stosowałem stosując się do zaleceń lekarza, ale na drugi dzień ból był jeszcze silniejszy.
Ostatecznie wziąłem strzykawkę i samodzielnie przepłukałem ucho ciepłą wodą. Wylatywały z niego płaty woskowiny - ostatni nawet był czarny - musiał po prostu mocno zalegać, ale po tym zabiegu ból ustąpił i odzyskałem słuch.
Podsumowując: zapłaciłem 120 zł (+ jeszcze dopłacę za fakturę, która przyjdzie z pierwszego szpitala) i nie otrzymałem kompletnie żadnej pomocy - pomocy, którą zaoferowałem sobie sam bez najmniejszego problemu.
Przerażające jest to na jakie rzeczy są marnowane państwowe pieniądze z ubezpieczeń - zakładam, że w prywatnym gabinecie nie było by żadnego problemu, żeby płukanie wykonać.
Pozdrawiam naszą wspaniałą władzę...
Niedawno rozbolało mnie ucho środkowe, w sobotę ból był tak silny i nie do zniesienia, że nie dawałem już rady, więc postanowiłem zadzwonić do szpitala (z racji, że w sobotę przychodnie są nieczynne).
Przez telefon dowiedziałem się, że jasne nie ma problemu i na pewno coś poradzą i jakoś pomogą.
No nie myśląc zbyt długo pojechałem - pani doktor przyjęła mnie dość szybko, zajrzała do ucha i stwierdziła, że potrzebne jest płukanie ze względu na zalegającą woskowinę, ale przeprowadzić może to tylko laryngolog, a że ona nim nie jest to płukania nie zrobi. Dała mi za to namiar na inny szpital, w którym takie płukanie powinni wykonać. (istotne dość jest, że nie jestem ubezpieczony, więc przyślą mi za tę "usługę", a raczej informację fakturę - nie wiadomo jeszcze na ile, bo nikt nie potrafił mi odpowiedzieć).
Pojechałem więc do drugiego szpitala. Pani z rejestracji zachowywała się do mnie jak w stosunku do obywatela gorszej kategorii, kompletnie bez najmniejszego szacunku i z widoczną pogardą, ale abstrahując już od tego faktu (przecież większość z nas wykorzystywałaby swoją pozycję).
Tutaj jednak już bez tajemnic - wyświetliło się, że nie jestem ubezpieczony, więc ta wątpliwa przyjemność kosztowała mnie 80 zł. Po czym zostałem skierowany do gabinetu z numerkiem, który miał się wyświetlić na monitorze, kiedy będę mógł wejść. Stoję więc i czekam pod gabinetem gapiąc się w te monitory, ale nic się na nich nie wyświetla (dodam, że stałem tam jako jedyny). Po ok. 15 minutach nie wytrzymałem, więc zapukałem i wchodzę, a tam siedzi sobie dwóch lekarzy i ucina pogawędkę, więc pytam o ten numer na monitorze i kiedy się wyświetli, bo już długo czekam. Lekarz rzucił tylko "zaraz Pana poproszę". Powiedziałem "ok" i wyszedłem. Po ok. 5 minutach faktycznie mnie poprosił.
Zbadał ucho, uznał, że żadne płukanie nie jest potrzebne, bo przewód jest drożny zalecił stosowanie kropli, dodał jeszcze, że on też płukania nie zrobi - jakby był kolega to owszem, ale kolegi nie ma i mogę spróbować jutro - oczywiście jeśli chce, bo płukanie jest zbędne, ale "może się mylić".
Pojechałem więc do domu praktycznie z niczym, w aptece kupiłem tylko krople (ok. 40 zł).
Stosowałem stosując się do zaleceń lekarza, ale na drugi dzień ból był jeszcze silniejszy.
Ostatecznie wziąłem strzykawkę i samodzielnie przepłukałem ucho ciepłą wodą. Wylatywały z niego płaty woskowiny - ostatni nawet był czarny - musiał po prostu mocno zalegać, ale po tym zabiegu ból ustąpił i odzyskałem słuch.
Podsumowując: zapłaciłem 120 zł (+ jeszcze dopłacę za fakturę, która przyjdzie z pierwszego szpitala) i nie otrzymałem kompletnie żadnej pomocy - pomocy, którą zaoferowałem sobie sam bez najmniejszego problemu.
Przerażające jest to na jakie rzeczy są marnowane państwowe pieniądze z ubezpieczeń - zakładam, że w prywatnym gabinecie nie było by żadnego problemu, żeby płukanie wykonać.
Pozdrawiam naszą wspaniałą władzę...
--
life is a highway!