< > wszystkie blogi

Arlnie's Co ja plotę?

Dzieci doprowadzają Cię do szału? Chcesz czasem wysadzić się w kosmos? Spokojnie, mam tak samo...i lubię to!

Party time!

12 March 2015
- Możesz wyjść. Już po wszystkim - usłyszałam dobiegający zza moich pleców głos M. Pomimo jego zapewnienia, wciąż nie miałam odwagi wyłonić się spod zjeżdżalni, pod którą ukryłam się nurkując w basenie z kolorowymi piłeczkami. Przyjęta taktyka oposa - leż i udawaj padlinę, doskonale sprawdziła się w panujących tego dnia okolicznościach. - Daj mi jeszcze pięć minut. Chcę mieć pewność, że sobie poszły - powiedziałam i zanurzyłam głowę pod warstwą kulek.
Urodziny. Można je obchodzić hucznie, z szampanem i kawiorem, można je świętować nad kubkiem kawy i kawałkiem odmrożonego poświątecznego ciasta, można na nich zapłakać z powodu coraz krótszej drogi dzielącej nas z drewnianym m1 we wnętrzu ziemi, można też spróbować o nich zapomnieć i obchodzić same imieniny. I nikt nie zapyta się wówczas : "To powiedz w końcu, jaki był Gierek prywatnie?". Z imieninami mam pewien problem, gdyż naprawdę ciężko trafić na kalendarz, z którego dowiem się wreszcie, kiedy Arleta może opijać swoje imię? Skupiłam się więc na urodzinach, które, choć spokojniej niż kilka...niż w epoce sprzed dzieci, wciąż obchodzę. Jeżeli mamy jednak na myśli urodziny naszych pociech, to w tej kwestii rodzicielska wyobraźnia spuszczona z wodzy, hula jak wiejski pies zerwany z łańcucha. Sala zabaw, wynajęty klaun, przebrania za postaci bajkowe, prezenty, które łączną wartością przebijają mój rachunek za gaz...w sezonie zimowym...a ogrzewam nieszczelną chatę gazem właśnie... Tak więc w ubiegły weekend miałam przyjemność uczestniczyć wraz ze swoją rodziną, w szóstych urodzinach jednego z pięciorga ciotecznego rodzeństwa Dużej J. Był tort z "Krainy lodu", po którym wizyta w toalecie wiązała się z widokiem tęczy w sedesie. Były stroje wszystkich superbohaterów i wszystkich księżniczek jakie wymyślił Disney. Były dziecięce hity, które głośno rozbrzmiewały niosąc się echem po sali zabaw, w tym "Bałkanica" puszczana kilka razy i śpiewana przez...no właśnie. Były też głośno śpiewające ją dzieci. I nie tylko moje, które z oczywistych powodów jestem w stanie znieść, ale też inne, które również jestem w stanie znieść, ale w pewnych granicach czasowych. Widok skaczących po sali szkrabów, sprawił mi naprawdę sporo radości, powiem nawet więcej. Miałam ubaw po pachy, gdy jeden z chłopców skakał na zjeżdżalnię obijając sobie kość ogonową i nawet towarzyszący mu przy tym ból nie zniechęcał go do ponownego rzutu. Miałam ubaw, gdy dwie małe dziewczynki wyrywały sobie z rąk zabawkę, posuwając się nawet do rękoczynów, wyrywając sobie kępy rzadkich i mięciutkich włosów. Miałam ubaw skacząc z Małą J w basenie z piłkami, gilgocząc uciekające w popłochu pozostałe maluchy i ratując dziewczynkę, która wspięła się na samą górę konstrukcji i bała się z niej zejść. Po pewnym czasie ubaw jednak osłabł i zaczął ustępować miejsca zmęczeniu zgiełkiem, niemożnością wypicia ciepłej herbaty w innym miejscu niż łazienka, by nie oparzyć przypadkowo przebiegającego dziecka. Im bardziej przyglądałam się tym na pozór dokazującym sobie pociechom, tym większe odnosiłam wrażenie, że pod tymi wymalowanymi w motylki i biedronki buziami, kryją się małe potwory, którym przyświeca jeden tylko cel: zniszczyć wszystko, co stanie na drodze do konstrukcji z torem przeszkód. Wszystko i wszystkich. Im uważniej obserwowałam, tym bardziej zaczęłam się tych dzieci...bać. Aż mi ciarki przeszły po plecach. Nagle uśmiechnięte, różowe i pulchne buzie, przyjęły wyraz zawzięcia, pełnego skupienia i chęci zemsty za wszystkie wypowiedziane "Nie możesz", "Nie teraz", "Nie jedz tego", "Nie liż telewizora", "Nie dłub w nosie" oraz najgorszego z najgorszych "Nie kupię ci tej zabawki". Mała J tłukła plastikową kulką jakiegoś chłopca, który ciągnął za majtki swojego kolegę, sprawiając mu tym zapewne dyskomfort. Dziewczynka z gilem spływającym do ust, wymachiwała pluszowym misiem, śmiejąc się przy tym szaleńczo...schizofrenicznie powiedziałabym nawet. W kącie siedział chłopiec, który garściami pchał sobie chrupki duszki do buzi, niczym bulimiczka podczas ataku głodu. W basenie z piłkami, podzielone na dwie drużyny dzieci, obrzucały się wzajemnie kulkami, nabijając przeciwnikom limba pod oczami. W przyszłości wróżę im złote medale w rzucie młotem. Technika rzutu na poziomie olimpijskim. A kiedy przewracając mnie, obok przebiegły trzy dziewczyny przebrane i pomalowane za wampirzyce, krzycząc zachrypniętym głosem "Łapcie księżniczki! One są najsmaczniejsze! Muahahaha!", a zza moich pleców wyskoczył minibatman i wrzasnął "Łrraaaaaa!", poczułam pierwotny instynkt samozachowawczy. Wzięłam odziane filcowymi kapciami nogi za pas i wskoczyłam na szczupaka do basenu z piłkami. Znalazłam względnie spokojne miejsce tuż pod zjeżdżalnią i schowałam się, nurkując pod kolorowymi kulkami. A żeby całkiem odeprzeć ewentualny małoletni atak i nadać wiarygodności przyjętej przeze mnie taktyce oposa - puściłam bą...yyyy...przekonująco zagrałam padlinę. To je powinno odstraszyć...
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Autor
O blogu
  • Jedyna rzecz, jak przyszła mi do głowy, by do reszty nie zeschizować - założyć blog. Bez ściemy, antykoncepcja prosto przez oczy, matka furiatka - to ja.
  • Informuj mnie o nowościach na blogu
  • RSS blogu Arlnie
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi