< > wszystkie blogi

BeetelPL's StontanTrip

absurd-spontantrip-blog

Zapomniani wizjonerzy

21 January 2009
Zapomniani wizjonerzy

Intuicja, błysk, palec boży… Znamy wiele określeń na to, co łączy wszystkich, którzy wyprzedzają swoje czasy. A o tym, że „to coś” potrafi nawet o wieki wyprzedzić naukę, ludzkość mogła przekonać się niejednokrotnie. Pomysłowość nie zna granic, a jedynym jej ograniczeniem są możliwości technologiczne. Niestety, niektórych z listy wielkich wizjonerów, kurz historii pokrył wyjątkowo grubą warstwą. Bo czy wiemy, kto stworzył pierwszego robota? Jak nazywał się Polak, który położył podwaliny pod podróże w Kosmos? Kto zaprojektował prototyp dzisiejszej kamizelki kuloodpornej?

Ich nazwiska i portrety nie pojawiają się w podręcznikach, a świadomość tego, co stworzyli istnieje tylko w głowach nielicznych specjalistów, bądź fanatycznych hobbistów. Być może stało się tak, bo wiele idei zaprezentowanych przez zapomnianych wizjonerów, wyprzedzała nie tylko czasy im współczesne, ale też te bliższe naszym.

“Niech lepiej rakiety służą bogini miłości, niż żądnemu krwi Marsowi”

Artysta i wynalazca to, jak mogłoby się wydawać, kiepskie połączenie. Jednak najsłynniejszym wizjonerem wyprzedzającym swoją epokę był chyba Leonardo Da Vinci. Interesował się nie tylko tym, co rozwijało artystyczne środki wyrazu – perspektywą, barwą, anatomią. Najbardziej zdumiewające są jego projekty maszyn latających. Przez wiele lat zapomniane, dziś są równie częstym powodem do rozmowy o ich twórcy, co “Mona Liza”.

Leżące w szufladzie koncepcje autora „Damy z gronostajem” w pewnym sensie przestały być nowatorskie, zanim zostały wcielone w życie. Wszystko za sprawą polskiego artylerzysty Kazimierza Siemienowicza, który w 1650 opublikował traktat „Artis Magnae Artileriae pars prima”. Księga przez kolejne 200 lat stanowiła najważniejsze dzieło w szkoleniu artyleryjskim. Z dzisiejszej perspektywy ważniejszy jednak jest wkład w rozwój techniki rakietowej. Niestety nie możemy się pochwalić tym, że to Polak wynalazł rakiety. Były one znane od kilku wieków. Jednak to Siemienowicz jako pierwszy opisał działanie rakiety wielostopniowej, wyposażonej w stateczniki w kształcie delty. To rozwiązania stosowane dziś przy każdej próbie lotu na orbitę lub w przestrzeń kosmiczną.


Niestety pomysły Siemienowicza w dziedzinie zastosowania rakiet w technice wojskowej nie doczekały się powszechnego zastosowania. XVI wiek był epoką dynamicznego rozwoju broni palnej i to ona urzekła bardziej wojskowych strategów. Spełniła się więc wspomniana wyżej pokojowa sugestia Konstantego. Wśród świstu ołowiu na bitewnych polach dawał się jednak czasem słyszeć charakterystyczny dźwięk odpalanych rakiet. Tylko najwięksi miłośnicy militariów wiedzą na przykład, że jednym z głównych powodów zwycięstwa polskich powstańców w bitwie pod Olszynką Grochowską w 1831 roku było użycie rakiet.

Kosmiczny sen w Żaganiu

Księżyc, jedyny pozaziemski kawałek stałego gruntu, na którym stanęła ludzka stopa. Jego podbój od wieków był przedmiotem marzeń mieszkańców Ziemi. Weźmy choćby Pana Twardowskiego czy Lukiana z Samostaty. Ten drugi ponad sto lat po Chrystusie napisał dziełko pod tytułem „Prawdziwa historia”, w którym opisuje podróż na Księżyc. Dla Lukiana jednak temat był tylko pretekstem do satyry. Aby natrafić na pierwszego człowieka, który myślał o Srebrnym Globie i jego podboju w sposób naukowy, musimy przenieść się kilkaset lat do przodu. Jest początek XVII wieku. To epoka, w której dawne pseudonauki ustępują miejsca współczesnym metodom naukowym. Alchemia oddaje pole chemii. Astronomia zastępuje astrologię. Najwybitniejsze umysły tej epoki zazwyczaj tkwiąc jedną nogą w starych metodach, odważnie sięgały po nowe. Takim człowiekiem był Jan Kepler, uczeń słynnego Tychona de Brache, astronom cesarski. Około 1610 roku, spod jego pióra wyszedł „Sen albo astronomia lunarna” przez wielu uważany za pierwszą książkę fantastyczno-naukową. Mało naukowy był sam środek podróży na Satelitę. Bohater Keplera dostaje się na Księżyc za pomocą czarów. Sam opis warunków jakie zastaje tam narrator, mimo, że z dzisiejszej perspektywy brzmi zupełnie niewiarygodnie i fantastycznie, jest naukową refleksją, zgodną z ówczesnym stanem wiedzy.

Najbardziej wizjonerskie z dzieł wielkiego astronoma zostało wydane dopiero po jego śmierci, w Żaganiu, gdzie przeżył swoje ostatnie lata.

„Ziemia jest kolebką ludzkości, ale nikt nie zostaje w kołysce na wieki”

Konstanty Ciołkowski całe swoje życie poświęcił na szukanie sposobu efektywnego wydostania się z rzeczonej kołyski. Większość z nas nie pomyślałoby nawet o tym, że idee dotyczące już nie samej budowy rakiet, ale posadzenia w ich środku żywej istoty, zrodziły się jeszcze w XIX wieku. A tymczasem, ten rosyjski uczony polskiego pochodzenia, stworzył podwaliny pod działanie wszystkich silników rakietowych, rakiet i statków kosmicznych i postulował jak najszybsze rozpoczęcie podróży kosmicznych. Ciołkowski – wizjoner, wielokrotnie sugerował, że Ziemię czeka nieuchronna katastrofa (do której doprowadzi niesubordynowana ludzkość) i należy jak najszybciej rozpocząć kolonizowanie Kosmosu, bo tylko to zapewni nam spokojną dalszą egzystencję. Wszystkie jego projekty wydają się więc być odzwierciedleniem dążenia do jednego celu - ucieczki w Kosmos.



Lista jego zasług jest bardzo długa, wystarczy tylko wspomnieć o opracowaniu teorii lotu rakiet czy projekcie metalowego sterowca, jako pierwszy zwrócił też uwagę na znaczenie napędu rakietowego dla badań kosmicznych. Jego wizjonerska dalekowzroczność pozwoliła na dostrzeżenie nawet takich, ówcześnie mało oczywistych, problemów, jak biologiczne reakcje organizmu towarzyszące stanowi nieważkości. Wiele jego pomysłów, nawet tych zaprezentowanych nie w naukowych opracowaniach, a w powieściach, zostało później zrealizowanych (m.in. sztuczne satelity czy skafandry kosmiczne). Był również jednym z tych, którzy „wyprzedzili” braci Wright. 15 lat przed praktycznym zastosowaniem jednopłatowego samolotu przedstawił projekt tej konstrukcji (w dziele o wyjątkowo obrazowo brzmiącym artykule: Aeroplan, czyli ptakopodobna maszyna latająca).

Jednak jednym z najbardziej zadziwiających pomysłów Ciołkowskiego jest idea kosmicznej windy. Narodziła się w głowie Konstantego, gdy ujrzał wieżę Eiffla. Trudno odgadnąć jakimi ścieżkami podążała wtedy wyobraźnia Konstantego, ale wieża stała się dla niego inspiracją projektu, który był na tyle nowatorski i niezwykły, że pozostaje niezrealizowany po dziś dzień. Zaproponował, aby zakotwiczona na powierzchni naszej planety lina, drugim końcem sięgając w kosmos (jej napięcie powodowałaby siła odśrodkowa powstająca przy obrocie Ziemi), unosiła w przestrzeń windę, która umożliwiałaby łatwy i szybki transport zarówno towarów jak ludzi. Na owe czasy (1895 rok) pomysł szokujący, jak się okazało wciąż niemożliwy do wykonania, choć ostatnie, entuzjastyczne zapowiedzi naukowców, dają cień nadziei na realizację fantastycznej wizji Ciołkowskiego. 

Kolega Marka Twaina

Przełom XIX i XX wieku był czasem sprzyjającym niekonwencjonalnym myślicielom i wynalazkom. Szczególnym terenem była Galicja. Z jednej strony zaliczana do najbiedniejszych regionów ówczesnej Małopolski, z drugiej jej atmosfera sprawiła, że pojawiło się tam kilku wybitnych innowatorów.



Popiersie Jana Szczepanika przy grobie wynalazcy w Tarnowie

Fot. Paweł Topolski
O galicyjskich drogach mawiano, że są wybrukowane guldenami, które Ignacemu Łukasiewiczowi przyniósł wynalazek lampy naftowej. Wiele z tych dróg musiał przemierzyć inny, dziś o wiele bardziej zapomniany wynalazca. Z powodu swoich wszechstronnych zainteresowań zyskał sobie miano „polskiego Edisona”. To on opracował tkaninę, z której strój przydałby się arcyksięciowi Ferdynandowi podczas jego wizyty w 1914 roku w Sarajewie. Niestety austrowęgierska rodzina cesarska nie korzystała wtedy z wynalazku swojego poddanego sprzed trzynastu lat i Europa musiała pogrążyć się w zawierusze zwanej później pierwszą wojną światową. Pomysł Szczepanika uratował za to w 1902 roku życie królowi Hiszpanii Alfonsowi XIII (fani Realu Madryt mają więc za co dziękować polskiemu wynalazcy, ponieważ to właśnie ten monarcha i zarazem zapalony kibic piłkarski nadał w 1920 roku ich ulubionemu klubowi przydomek „królewskich”). Tkanina, którą wyściełana była kareta króla, uratowała koronowanego pasażera przed obrażeniami, które odniósłby w wyniku przeprowadzonego zamachu bombowego.

Szczepanikowi należy się także miano pioniera telewizji. Jeszcze 1887 roku zgłosił on wniosek o udzielenie patentu na urządzenie, które nazwał telektroskopem. Miał on być maszyną do przekazywania obrazów na odległość za pomocą elektryczności. Dwa lata później New York Times nazwał telektroskop „dziwną maszyną Szczepanika”.

Polak zresztą często trafiał na łamy ówczesnej światowej prasy. Jedną z osób, uwiedzionych pomysłowością Szczepanika był Mark Twain, który odwiedził wynalazcę w Wiedniu. Obaj panowie zaprzyjaźnili się, amerykański pisarz uczynił Polaka bohaterem kilku swoich artykułów prasowych, poświęcił mu także dwie nowelki.

Szczepanik pracował również nad technikami barwnej fotografii i kolorowego filmu. Pierwszy barwny film, z zastosowaniem 3 kolorowych filtrów stworzył już w 1899 roku. Później jego rozwiązania stosowały firmy Kodak i Agfa. Z kolei w 1914 roku przyczynił się do rozwoju filmu dźwiękowego, zgłaszając patent w tej dziedzinie. Wiele z jego rozwiązań stosowanych jest do dziś w kinematografii.

Niestety dziś sława polskiego wynalazcy dość mocno wyblakła. Choć jego nazwisko figuruje w większości fachowych leksykonów, Szczepanik powszechnie znany jest tylko w miastach, z którymi związane było jego życie.

*** language="***" type="text/***">Poprzednie

Komputer w gorsecie

Epoka wiktoriańska kojarzy nam się dziś przede wszystkim z surowymi zasadami moralnymi i skostniałymi społeczeństwami. Często zapominamy, że symbolizowane przez gorset i wielkie imperia kolonialne XIX stulecie, rozpoczęło się od rewolucji przemysłowej. A już zupełnie nieprawdopodobne wydaje nam się, że już wtedy ludzkość mogła dysponować  komputerami. Bo trudno inaczej nazwać skonstruowaną w 1822 roku przez angielskiego matematyka Charlesa Babbage’a maszynę róźnicową. W zamyśle twórcy miała ona pomóc wyliczać tablice matematyczne i astronomiczne. Niestety ekscentryczny charakter uczonego, który projektował kolejne modele maszyny zanim zakończyła się budowa poprzednich, oraz brak funduszy, sprawiły, że to wiek XXI nazywamy „epoką komputera”. XIX stulecie musiało zadowolić się mianem „wieku pary”. Zrekonstruowana pod koniec minionego stulecia maszyna Babbage’a, zbudowana z kutego żelaza, brązu i stali, składa się z 4 tysięcy elementów. Waży trzy tony i jak się okazało, ma większą moc obliczeniową niż przeciętny współczesny kalkulator kieszonkowy. Wiktoriańskim informatykom musiałyby grozić o wiele poważniejsze zwyrodnienia kończyn niż współczesnym - maszyna Babbage'a, aby pracować musiała być napędzana ruchami korby.

Maszyna różnicowa Charlesa Babbage'a


Ci, którzy zastanawiają się jak mogłaby wyglądać historia, gdyby angielski matematyk upowszechnił swój wynalazek, powinni przeczytać powieść Williama Gibsona i Bruce’a Sterlinga pod tytułem „Maszyna różnicowa”.

Naukowiec bez twarzy

Robert Hooke postąpił nieroztropnie. Ośmielił się skrytykować Newtona, a wszystko wskazuje na to, że ten, równie mocno jak konkurencji, nie znosił krytyki. Przekonał się o tym boleśnie też Leibniz, ich spór o palmę pierwszeństwa w kwestii rachunku różniczkowego trwał 25 lat!

Hooke „dzięki” Newtonowi stracił o wiele więcej, w zasadzie sporą część tożsamości. Newton, w obawie, że prace Roberta zdobędą należną im sławę, zniszczył bowiem nie tylko wiele z nich, ale też prawdopodobnie sam portret konkurenta. I o ile niektóre idee Hooke’a przetrwały do dziś, tak nie wiemy jak właściwie wyglądał ich autor. A pomysły miał zacne. Uważany za „ojca mikroskopii” jako pierwszy zobaczył komórkę. Nie była to wprawdzie komórka żywa, bo pod mikroskop włożył pokruszony korek, ale palmę pierwszeństwa należy mu przyznać. Zawdzięczamy mu też samą nazwę podstawowego budulca. Struktury, które zobaczył, przypominały mu, bowiem cele mnichów i dlatego ochrzcił je celami (cell – ang. komórka, cela).

Czy patrząc na charakterystyczne okiennice brytyjskich kamienic, wiemy, że był ich projektantem? Czy wkładając czapkę, gdy termometr wskazuje poniżej zera, pamiętamy, że to Hooke zaproponował, aby punkt topnienia lodu był punktem zero na termometrze? Czy uczono nas, że o teorii ewolucji wspominał o wiele wcześniej niż Darwin? Z pewnością większość z nas, na postawione wyżej pytania, odpowie „nie”, a z nazwiskiem Hooke spotyka się dopiero, gdy spojrzy w biografię Newtona.

Szalony wielbiciel prądu

Mocno przyćmiona i przebrzmiała sława Hooke’a, to nic w porównaniu z krzywdą, jaką historia nauki wyrządziła jednemu z największych wynalazców, jakich znała ludzkość. To posiadacz 112 patentów, wielki innowator i wielki zapomniany – Nicola Tesla. Geniusz, opętany myślą o elektryczności, który przez całe życie zmagał się ludźmi systematycznie podkradającymi jego pomysły. Dziś za twórcę radia wciąż uznaje się Marconiego i  nie zmienia tego fakt, że Włoch przyznał się w końcu do wykorzystania patentów Tesli, a sąd po wielu latach procesu (który doprowadził do bankructwa, nie tylko finansowego ale też psychicznego, Nikoli), przyznał palmę pierwszeństwa serbskiemu wynalazcy. Bo to Marconi dostał Nobla, a o Tesli pamiętają dziś tylko fanatycy technologii, wielbiciele teorii spiskowych i jego rodacy.

Gdy rozejrzymy się wokół, okaże się, że spora część znanych nam dziś maszyn, to dzieło Tesli. Niestety mało kto docenia, jak wielki wpływ na wygląd współczesnego, zmechanizowanego świata miał Nicola. A na liście jego wynalazków figurują m.in. dynamo rowerowe, baterie słoneczne, prądnica prądu przemiennego, świetlówka, elektrownia wodna i pierwszy na świecie robot (w postaci łódki sterowanej radiem)! Promienie X odkrył przed Roentgenem. A w jego niezwykłym umyśle kiełkowało o wiele więcej niezwykłych i do dziś abstrakcyjnie brzmiących idei.

Wielbiciele teorii spiskowych wierzą, że wiele notatek Tesli, zaraz po jego śmierci, zniknęło z pokoju hotelowego, w którym mieszkał. Prawdopodobnie skonfiskował je rząd amerykański. Miał być wśród nich m.in. projekt broni służącej wykrywaniu i niszczeniu samolotów wroga. Tesla pracował ponoć także nad ideą tzw. „ściany światła” (która była niczym innym jak wehikułem czasu), elektryczną łodzią podwodną, samolotem antygrawitacyjnym, wolną energią (czyli powszechnym i bezpłatnym dostępem do energii), aparatem, który mógłby fotografować myśli i bezprzewodową transmisją energii.

Niedoceniany, uznany za dziwaka i szaleńca za życia, nie doczekał się niestety należnej mu chwały nawet po śmierci.

Wizjoner bezimienny

Tak jak większość podobnych historii, tak dzieje wynalazczości mają swoich całkowicie anonimowych bohaterów. Dlatego naszą opowieść chcieliśmy zakończyć u wybrzeży greckiej wyspy, Antikythery. W 1900 roku poławiacze gąbek natrafili tam na wrak starożytnego okrętu, na którym znajdował się mechanizm, nad zastosowaniem którego badacze kultury starożytnej Grecji łamali sobie głowy przez ostatnie ponad sto lat. Obecnie uważa się, że datowany na około pierwszy wiek przed naszą erą przyrząd, służył do obliczania pozycji ciał niebieskich.  Zasada działania była bardziej złożona niż wszystko, co ludzkość skonstruowała w ciągu następnych kilkuset lat. Nic dziwnego, że znalezisko zyskało sobie miano „starożytnego komputera”. Kim był genialny autor? Tego już chyba nigdy się nie dowiemy, choć może, tak jak cudownie odnalazło się jego dzieło, kiedyś poznamy imię wynalazcy.

Czym jest nieśmiertelność? Pamięcią nazwiska i miejscem w podręcznikach lub encyklopediach? A może raczej powszechnością? Czy ważne jest nazwisko wynalazcy czy to, że jego dzieło znane jest na całym świecie? Odpowiedź na te pytania chyba nigdy nie będzie jednoznaczna.

źródło onet.pl

 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi