< > wszystkie blogi

Ta nienormalna służba zdrowia

Praca w polskiej służbie zdrowia - i smiszno i straszno...

Zły dzień Wandzi

31 October 2016
Z każdym dniem coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że Wandzia nie do końca ma równo pod sufitem. Nie tak żeby od razu większy odchył, tylko po prostu jak szpachlowali to im się gładź skończyła...
Parę miesięcy temu prosiła bym wyciągnął jej kleszcza, który to wpił jej się był w wargę. Uściślijmy – w lewą wargę…

Na moje pytanie – zadane z czystej ciekawości – skąd taka lokalizacja, usłyszałem, że tak jej się jakoś w nocy zatęskniło za mężem i z tej tęsknoty, tak jakoś o brzasku, wyszła do ogrodu ubrana jedynie w lekką koszule nocną, by boso pospacerować po trawie.
Cóż… pewnie się nad jakimś krzewem pochyliła, a może nawet przy jakiejś grządce przykucnęła i … załapała.

Mniejsza z tym. Ad rem proszę państwa.

Wandzia żyła ostatnio w wielkim napięciu. Mąż miał przyjechać z wizytą. Roztęskniona Wandzia dzień przed wyczekiwanym przylotem robi pacjentom próby wysiłkowe. Trafił się ksiądz.
Taki mniej więcej w wieku Wandzi. Wandzia szybko więc nawiązała z nim kontakt, a nawet zażyłość jaką obserwuje się między młodą księżniczką wyczekującą nocy poślubnej a jej spowiednikiem. Opowiada więc – jako dobra katoliczka swojemu przewodniku duchownemu – o tęsknocie za mężem, jak to rzadko ją nawiedza, jak ona tęskni itd. W końcu, mniej więcej ok. 10 minuty testu wysiłkowego zapada chwila ciszy (zawsze w takich momentach mam wrażenie że przed przysłowiową burzą), a potem słyszę powoli artykułowane pytanie:
"A proszę księdza, ja bym chciała zapytać, czy kobieta, w takiej sytuacji jak moja, z mężem na odległość, rozumie ksiądz. Chodzi mi o to czy jeżeli w czasie rozmowy telefonicznej z mężem będę używała wibratora to będzie ciężki grzech ??"

Ksiądz się zatrzymał. Na szczęście nie w sensie krążeniowym. Po prostu przestał chodzić. Bieżnia - cóż, niestety nie przestała. Ksiądz zjechał z bieżni, mało sobie zębów nie wybijając. Cieszę się, że skargi nie złożył...

Potem była sobota. Mąż przyleciał. Weekend cały ich.
W poniedziałek Wandzia w lekko złym nastroju. Koleżankom zasugerowała że "nic nie było". Wtorek, środa – nastrój dalej na równi pochyłej. Wnioskujemy – dalej nic…

Czwartek
Wandzia przychodzi już solidnie wk***wiona. Ja schowałem się w swoim gabinecie. Przed nadchodzącą lawiną nawet Rambo uciekłby…
Przyszedł za to profesor w towarzystwie PACJENTA. Pacjent z kręgów biznesowo-politycznych czyli VIP. Czyli pacjent dodatkowy. Wandzia nie zauważając profesora wpada do pomieszczenia w którym wykonuje testy wysiłkowe, widzi VIP’a już gotowego na bieżni, patrzącego na nią lekko przymglonym wzrokiem, więc dla upewnienia się pyta:
"To pana mam przelecieć na bieżni ??!"
Pan się zdziwił i coś zabełkotał…
Do testu wysiłkowego nie doszło. W sumie to się cieszę, że zadała to pytanie, bo usłyszawszy bełkotliwą odpowiedź, zainteresowałem się bliżej profesorskim pacjentem i zorientowawszy się, że w krwi pacjenta jakieś złe promile krążą, ściągnąłem go z tej bieżni i zaordynowałem kroplówkę z egzorcyzmem antypromilowym.
Wandzia przygotowuje wkłucie. VIP patrzy na nią coraz bardziej przerażonym wzrokiem.
W końcu duka "Wie Pani, ja troooochę nie lubię igieł"
Wandzia odwracając się, z błyskiem w oku, nakładając igłę na strzykawkę, z uśmiechem wampirzycy odpowiada na to:
"Proszę pana, ja też nie lubię sprawiać bólu. Ale czasem trzeba…"
Że nie uciekł...
Tak więc VIP siedział dobre 3 godziny w zabiegówce i trzeźwiał, przy tej okazji dzieląc się ze wszystkimi przechodzącymi swymi myślami eschatologicznymi. Zapamiętałem tylko jeden krótki monolog: 
"Ja jestem żydem. I jak jadę przez miasto i widzę na murze "Żydzi to chuje", to od razu myślę sobie - "Władek, ty chuju !".
I mam ochotę dać sobie w mordę. Ale potem se myślę -  mam przecież syna. Blondyn ! Kurwa, prawdziwy nordyk mi wyszedł ! Jak z plakatu werbunkowego do SS !"

W między czasie inny pacjent. Wandzia zbiera wywiad, jakoś po grudzie idzie dogadanie się z pacjentem, coś jak ze ślepym o kolorach. W końcu wyraźnie zirytowana Wandzia stwierdza, że "coś z Panem ciężko się dziś dogadać". Pacjent się lekko zmieszał, po czym zdobył się na wyznanie. Rozpoznano u niego Alzheimera. Wandzia próbując go pocieszyć odzywa się w filozoficznym tonie:
"Proszę pana, sam Alzheimer to nic. Gorzej w połączeniu. Na przykład, Alzheimer i sraczka. Biegniesz… Ale gdzie ? I w jakim celu ??..."
W piątek przyszła cała w skowronkach. Wreszcie. Odetchnęliśmy tak głęboko, że powiew przeszedł przez cały szpital.

Normalnie chcieliśmy otworzyć szampana…
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Autor
O blogu
  • A tak mnie wzięło by znów coś napisać... Bo w pracy mojej absurd goni absurd. W sumie chyba (wbrew pozorom) więcej tych absurdów ze strony pacjentów niż personelu. I chwilami jest wesoło.
  • Informuj mnie o nowościach na blogu
  • RSS blogu Cornugon
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi