Piszę powieść gatunku SF, pod roboczym tytułem Rok 3001. Jaki on będzie według Was?
https://youtu.be/84jKMmCf1UU
Fragment powieści
Wprowadzenie
W prawdzie jedna z hinduskich
filozofii głosiła od dawien dawna, że Kosmos jest Oddechem Boga -
Wdechem i Wydechem każdego z nas i pozostałych żywych istot na
Planecie Ziemia, wszak tylko ta czynność pozwala nam trwać i się
rozwijać.
Tłumaczono ludziom na różne
sposoby, że przy
wdechu
gwiazdy umierają - Galaktyki są
wchłaniane, Kosmos
się „zwija”. Zaś
przy Wydechu wszystko na nowo się odradza – powstają
Gwiazdy, pojawia się Światło, a dzięki niemu formy życia, które
przez miliardy lat ewoluują.
I
tak to, wszystko co pojawia się jest częścią Boga - Kosmosu.
Nie myli się ten, który głosi, że Człowiek jest Bogiem a Bóg
jest Człowiekiem jeśli
uznaje, że Bóg to Kosmos.
Tłumaczono też, że
chcąc poznać Boga -
Kosmos, nie trzeba wybierać się na inne odległe planety – tam
wciąż będziemy ograniczeni ostrością naszego wzroku, który zbyt
daleko nie sięga.
Trzeba koncentrować się na własnym Organizmie, na własnym
Jestestwie. Gdy poznamy samego siebie poznamy Kosmos, wszak Kosmos
jest w nas a my jesteśmy Kosmosem.
Poszczególny
cykl Wdechu i Wydechu
Boga trwa miliardy lat.
To
wszystko było od dawien dawna zapisane w księgach i w pismach, ale
ludzie zapędzeni codziennością – napełnianiem żołądka i
wypróżnianiem się, wcale nie mieli ani zapału, ani chęci, aby
nad niektórymi księgami się zastanawiać, brać je na poważnie.
Ludziska pokochali
iluzję, że jest niebo, a w niebie czeka na nich dobrobyt po
śmierci. I ludzkość
tak trwała tysiące lat. Część uważała, że wystarczy
wypowiadać krótkie teksty, nazwane
modlitwą, do Boga aby uratować siebie i świat przed gniewem i karą
z Niebios, a część z tego szydziła i zarówna
jedna strona jak i druga, aby
obronić swoje stanowiska – toczyła ze sobą krwawe wojny
wzajemnie się wybijając.
Od
kilku stuleci potwierdzamy
słuszność tej tezy; – Kosmos wchłaniany
przez Czarne Dziury umiera,
by eksplodując,
na nowo się narodzić.
Życie
i śmierć. Ot
niekończący się
cykl, dzięki któremu
istniejemy.
U
progu czwartego tysiąclecia, w momencie największego rozkwitu
cywilizacji ziemskiej, kiedy
już Człowiek zapanował nad śmiertelnością własnych organów,
opanował ich wymianę przez co, w
pewnym sensie, stał
się nieśmiertelnym, z
nieznanych przyczyn ludzkość na Ziemi „wyparowała”. Zniknęła!
Pozostały
jedynie cztery osoby – dwie kobiety
i dwóch mężczyzn w wieku 21 lat.
Można dywagować, czy
zaistniały stan należy traktować jako element Wdechu Boga, czy też
jako zwykłą
ludzką
niefrasobliwość. Ale ponieważ
uważamy również, że
Plany Boga są nieprzejrzane wszak
to Bóg - Kosmos nas stworzył a nie na odwrót,
można też domniemywać, że zaistniałe zdarzenie jest częścią
większego Planu.
Cała infrastruktura i to co
ludzkość, u progu roku 3001, zdołała zmagazynować pozostało
nietknięte jednakże bez możliwości, przynajmniej
w początkowej fazie,
funkcjonowania i posługiwania się tym.
Nie
trzeba wykładać oczywistego faktu, że to wszystko co zostało
zbudowane przez Człowieka - bez jego obsługi, nie będzie mogło
długo funkcjonować, a wręcz będzie stanowiło zagrożenie dla
Ziemi.
Jak ocalała „ludzkość”,
w osobach dwóch mężczyzn i dwóch kobiet, poradzi sobie i czy
zagwarantuje, że Ziemia na powrót zaludni się?
A
jeśli się zaludni, to czy człowiek będzie lepszym od
dotychczasowego? Czy ci, którzy pojawią się na nowo, będąc
wychowanymi w zgodzie z naturą, potrafią wyzbyć się nabytych
podczas Wielkiego Wybuchu, który zawsze wszystko zapoczątkowuje,
genów nakazujących nam się bać tego co jest dla nas groźnym, i
nakazującym nam myśleć z wyprzedzeniem wszak to zapewnia ,nam
ludziom, dalsze bytowanie i rozwój?
A
czy jest wskazanym byśmy postępowali wbrew regułom narzuconym nam
przez Kosmos – Boga?
Czy
nasz ograniczony umysł potrafi w porę zauważać, kiedy zaczynamy
postępować wbrew regułom Kosmosu?
Historia ludzkości pokazuje,
że niestety nie, gdy zbytnio przekraczamy wyznaczoną nam
niewidoczną czerwoną linię, do gry wkracza On.
W
nieprzeniknionych ciemnościach rodzi się nowe życie.
Zauważacie ten fakt? Wiem,
wiem, nie macie czasu na takie dyrdymały – macie ważniejsze
problemy dnia zwykłego.
Człowiek, zwierzęta, rośliny
- swój początek biorą w zupełnych ciemnościach. To przypadek,
czy rządząca Kosmosem prawidłowość?
Powiem
wam więcej – w zupełnych ciemnościach rodzi się Kosmos! Rodzą
się w ten sposób nowe galaktyki, gwiazdy, planety a później to,
co wszystko „zaśmieca” Wszechświat – komety i inne kosmiczne
„odpryski”. Gwiazda zanim rozbłyśnie i oświetli swoim
światłem olbrzymi, a jednocześnie mikroskopijną wielkość
Kosmosu, musi najsampierw się narodzić by zabłysnąć. Gdy
zabłyśnie jest wówczas nadzieja na to, że ktoś ją kiedyś
odkryje, zauważy. Ale czy to nasze zauważenie jest jej potrzebne?
Zastanawialiście się nad
tym?
Każde też stworzenie –
poczynając od komara a kończąc na gwiazdach - w swojej własnej
otoczce ma własną, niezależną od pozostałych stworzeń –
temperaturę – optymalne warunki rozwoju - w, których może się
rozwijać i rozmnażać. I to wszystko ma swój z kolei mikrokosmos.
Każdy z nas ma taki właśnie mikrokosmos i w tym swoim własnym
grajdole czuje się najlepiej, traktuje go jako swój.
W
ciemnościach zupełnych - śpiąc - odpoczywamy, doładowujemy
się, nabieramy sił do następnego dnia .
Niektórzy aby wcześnie się
obudzić - by na czas zdążyć do pracy - nastawiają budzenie.
Sposób niezawodny, jednakże niezgodny z cyklem postępowania
organizmu.
Piter – nasz
główny bohater - wypracował
własny sposób budzenia się; naturalne przyzwyczajenie. To proste,
wystarczy zapewnić sobie tyle spania aby dłużej już nie chciało
się wylegiwać. Co trzeba zrobić? Wcześniej udawać się na
spoczynek nocny – gdy
ten nawyk wypracujemy stanie się to tak naturalne jak oddychanie.
Przy
wymuszanym budzeniu organizmu, nie najlepiej z tym się czujemy i tak
na dobrą sprawę psujemy go nie zapewniając jemu wystarczającego
czasu na odpoczynek, na regenerację.
O
4 rano , na przełomie grudnia i stycznia mimo, że dnia zaczyna
przybywać, w niektórych szerokościach geograficznych, w
zasadzie to jeszcze noc głęboka. Tak też było w Varso – miasto
- państwo, a w zasadzie to cały świat, cała ludzkość skupiona w
jednym miejscu.
Dziewięć
milionów wg ostatniego spisu, który na bieżąco każdego dnia a
raczej poranka, był aktualizowany.
To
miał być eksperyment zrobiony przez supermocarstwo. Autorzy
eksperymentu oczekiwali, że zamknięta w getcie, wielokulturowa
społeczność, udowodni, że pomysłodawcy nie mylili się w swoich
naukowych wywodach i że można go będzie zastosować na szerszą
skalę. Eksperyment miał udowodnić, że człowiek osiągnął
geniusz Boga. Jednakże Eksperyment wymknął się spod kontroli,
supermocarstwo się rozpadło, a Varso zbudowane na fundamentach
Warszawy sprzed tysiąca lat, pozostało wraz ze zniewolonymi ludźmi
i z wysoko rozwiniętą cywilizacją.
Pozostali
ludzie.
Słowo
ludzie trzeba by umieścić w cudzysłowie, wszak te istoty
człekokształtne tak naprawdę tylko z wyglądu przypominali nam
ludzi tych sprzed tysiąca lat. Od kiedy rozwój nauki pozwolił
opanować wymienialność poszczególnych organów w organizmie
żywych istot, i zapanować nad umieralnością, trudno mówić o
ludziach jako takich.
Piter instynktownie nacisnął
włącznik oświetlenia - warto w tym miejscu zaznaczyć, że w
innych domostwach nie było żadnych włączników. To jak robiło
się widno? Ot normalnie - z chwilą obudzenia się domownika. U
Pitera tak nie było, Piter zażyczył sobie mieć w swoim domu
włącznik światła taki, jaki mieli ludzie, przed tysiącem lat,
jaki mieli włącznik jego ojcowie i pradziadowie. Zachowanie
reliktów z przeszłości dawało Piterowi namiastkę powrotu do
dawnego rzeczywistego świata.
Naciśnięty,
włącznik nie zadziałał i w mieszkaniu nadal było ciemno.
Ciemności były większe niż zazwyczaj wszak uliczne oświetlenie
nie wpadało do mieszkania przez okna i nie rozpraszało, jak co dnia
od tysiąca lat, ciemności.
-
Awaria oświetlenia? To niemożliwe. - Rzekł sam do siebie i przez
moment leżał nie wstając.
Prze
kilka minut ćwiczył swoje prawe ramię, które po niedawnym
wszczepieniu jeszcze nie za bardzo współgrało z umysłem i można
było zaobserwować nieznaczne opóźnienia w wykonywanych ruchach.
Czy można to uznać za błąd w sztuce? Można by. Można by uznać
i się odwołać Wówczas rozpoczął by się na nowo proces
„uzdrawiania jednostki”, a nie chciał na nowo przechodzić tych
wszystkich formalności.
Podczas
treningu ramienia zastanawiał się ile tak na prawdę ma lat?
Czy
21? Sto? Czy może już 150?
-
Hmmm, 21 licząc od wymiany całych wnętrzności, 100 od momentu
śmierci mózgu po raz drugi, 150 od momentu śmierci mózgu po raz
pierwszy – rzekł sam do siebie.
Jako, że w roku 2979
zatrudniająca go firma zdecydowała się na zainwestowanie w
posiadaną przez niego wiedzę, dokonano wymiany generalnej,
wymieniając wszystkie jego wnętrzności, nadając nową datę
narodzin – rok 2979. Tak więc nasz bohater ma 21 lat, jest uznany
za jednostkę rozwojową w, którą warto inwestować.
Po chwili uzmysłowił sobie,
że oprócz braku oświetlenia ulicznego, z ulicy nie dobiega żaden
hałas, brak też świateł, lecących jak zwykle o tej porze,
szybkolotów.
Z
koli w tym miejscu należy się wyjaśnienie naszym czytelnikom
kwestii poruszania się szybkolotów – indywidualnych środków
przemieszczania się. Ktoś zapyta jak to możliwe? Przecież gdyby
wszystkie te pojazdy wzniosły się by dowieźć ludzi do pracy,
fizycznie nie zmieściły by się w przestrzeni. Tak, to prawda.
Problem zatłoczenia rozwiązano w ten sposób, że każdy pracujący
miał swój indywidualny czas pracy co oznaczało, że nie o tej
samej porze wszyscy musieli dotrzeć do miejsca pracy i nie wszystkie
szybkoloty w tej samej porze wzbijały się, bezszelestnie sunąć
pod podany adres. Ot, proste acz genialne rozwiązanie.
-
Dziwne. Awaria i nie uprzedzono nas o tym? Co to? Koniec świata?
Sięgnął po telełącznik
by podzielić się zaistniałą dziwną sytuacją, z koleżanką z
pracy.
Urządzenie
nie odpowiadało. Żadnego szumu, żadnego komunikatu, nic. Ot
martwy przedmiot.
-
No cóż, trzeba poczekać aż się rozwidni – rzekł sam do
siebie.
Przez moment nasłuchiwał czy
z ulicy dociera jakikolwiek szum. Nie wyłapawszy żadnych oznak
gwaru, aby przez kilka godzin nie zmuszać się do leżenia, zajął
się Wewnętrznym Przeglądem Zdarzeń Dnia Codziennego na
przestrzeni ostatniego tysiąclecia zapisanego w swoim umyśle.
Dla niewtajemniczonych
wyjaśniam, że Wewnętrzne Przeglądanie Zdarzeń to taki program
sztucznej inteligencji, który Piter wgrał, a może bardziej
odpowiednim będzie określenie „zainstalował” w swoim mózgu.
Zapewne było to związane w rodzajem wykonywanej pracy przez naszego
bohatera. Prawda, że genialny program?
Zupełny przypadek „podrzucił”
Piterowi obraz z dnia 3 stycznia 2020 roku, z godziny 8,40.
Co
ludzie przed tysiącem lat robili, czym się zajmowali w dawnej
Warszawie?
Scenka rozgrywa się w
autobusie miejskim, / „
autobus” to ówczesny środek lokomocji
poruszany poprzez spalanie paliw płynnych/
linii 160.
Mężczyzna z drewnianą
półką pod pachą i z foliową torbą w ręku, siada na przypadkowe
wolne miejsce z tyłu autobusu – wraca z Centrum Handlowego
Targówek. W autobusie dużo wolnych miejsc o tej porze dnia.
Mężczyzna wracający z zakupów wyczuwa wyraźną woń nocnego
spożycia siedzącego z tyłu. To było nocne spożycie alkoholu –
już w połowie puszczone w krwiobieg czyli w części przetrawione.
Siedzący z tyłu odbiera telefon:
-
Nic nie jadł – odpowiada zdecydowanym głosem i po chwili
kontynuuje:
-
No mówię, że nic nie jadł bo nic nie było! – przez chwilę
słucha po czym odpowiada tonem usprawiedliwiającym a jednocześnie
nie znoszącym sprzeciwu:
-
No nic nie było! Patrzył razem ze mną bo chciał coś zjeść.
Czekoladek nie było. Tylko chipsy! - Chwila milczenia i mężczyzna
kończy telefoniczną rozmowę:
-
Na razie!
-
Hmmm – zamyślił się Piter – taki to był świat tysiąc lat
temu, a może to właśnie wykorzystam do dzisiejszego Nadania? To
naprawdę ciekawe. Zobaczmy co dalej się działo – na co mężczyzna
w autobusie, przed tysiącem lat, taszczył pod pachą deskę?
Na przystanku Derby VI
pasażer z deską wysiadł. Po dojściu do furtki swojego osiedla,
chipem otworzył bramkę, następnie drzwi bloku i wszedł do
mieszkania zamykając drzwi na klucz.
Styczniowe
słońce rozświetlało salon zalewając go jaskrawym światłem.
Mężczyzna położył zafoliowaną deskę na stole, z torby
powykładał metalowe elementy i po zdjęciu kurtki przystąpił do
montowania wieszaka. Metalowe elementy przykręcał do deski. Wkręty
krzywiły się, nie chciały wwiercać się w deskę. Mężczyzna
krzywił twarz , wściekał się sypiąc przekleństwami jednakże
powoli wieszak przybierał wymagany kształt by mógł rolę
wieszaka spełniać. Po dłuższej chwili metalowe elementy były już
przymocowane do deski. Jeszcze tylko całość przymocować wkrętami
do ściany przy drzwiach wejściowych i wieszak gotowy. Kurtki można
zawieszać.
Po
wykonanych czynnościach lokator nalał wody do plastykowej miski i
mocząc w wodzie szmatę zabrał się do wycierania podłogi i innych
elementów wystroju mieszkania.
-
No, może być – rzekł Piter sam do siebie – ludziom z pewnością
się spodoba przypomnienie im jak nasz gatunek radził sobie przed
tysiącem lat.
Cisza, zupełna cisza. Zaczął
żałować, że nie zaopatrzył się w niezależne źródła światła.
Może dla tego, że za bardzo zaufał dostawcom? Ale to chyba
normalne zachowanie, bo na cóż miał się angażować dodatkowo
skoro miał zapewnienia o niezawodności dostaw wszystkiego tego co
było niezbędne do jego funkcjonowania. W zamian miał jedynie
wykonywać zlecone zadania. To chyba dobry układ?
W
myślach zaczął przygotowywać pozew odszkodowawczy wszak
zaistniała sytuacja w sposób oczywisty narazi go na straty, które
niewątpliwie nastąpią w wyniku opóźnienia jego obligatoryjnych
czynności. Oczywistym jest, że tych strat nie zdoła już nadrobić
i jeśli on pierwszy nie złoży stosownego pozwu, to ubiegnie go
firma zatrudniająca.
-
Ha, wszystko dobrze, tylko w jaki sposób ubiegnę firmę skoro do
momentu rozwidnienia się upłynie prawie 4 godziny?
Myśl
ta zatrwożyła Pitera. Firma z pewnością go ubiegnie i będzie
miała nad nim przewagę. To na pozór niewielkie spóźnienie
pociągnie za sobą cały szereg innych działań skutkujących tym,
że z pewnością już nie odzyska tego co utraci – utraci
wiarygodność a może
nawet wezmą kogoś innego na jego miejsce uznając, że nie można
na niego liczyć.
-
Ale czy zdecydują się
na wymianę pracownika? Raczej nie – uspokoił
sam siebie Piter – zbyt
wiele we mnie zainwestowali.
Ciągłe
dudnienie, początkowo ledwo słyszalne, a z każdą sekundą
narastające, jakby się
przybliżało, przerwało
natrętną myśl o skutkach spóźnienia się do pracy. Dudnienie
narastało, stawało się natrętne, wypełniało swoją mocą cały
umysł a później
organizm. Piter
usiłował umiejscowić ten nieznośny huk:
–
Na
zewnątrz, w umyśle? - Zastanawiał
się.
Ciemności
wciąż jeszcze nieprzejrzane nie pozwalały na jakiekolwiek
rozeznanie. Po kilku minutach doszedł do wniosku, że skoro nie
wyczuwa żadnych drgań podłogi, mebli, łóżka, to znaczy, że to
dudnienie jest jedynie w jego umyśle a
ściślej to w mózgu. Wszczepiony program nadal jeszcze zgrywa się
powodując nieznośne dudnienie. Obejmując
dłońmi głowę skupił się na wyciszaniu własnego organizmu.
Przyciskając swoje
wielkie dłonie do skroni czuł jak dobra, pozytywna energia emanuje
i dociera do mózgu, koi
i wypełnia go, nasącza
jak nasącza się gąbka wodą. To była rozkosz dla umysłu, dla
całego ciała.
Dudnienie
ustało ale nic poza tym się nie zmieniło.
-
To zapewne gęsta powłoka chmur sprawia, że ciemności są aż tak
bardzo nieprzeniknione. Zawsze były one rozpraszane przez zewnętrzne
nocne oświetlenia, ale skoro wyjątkowo dzisiaj go brak no to
wiadomo, że jest ciemno wszędzie.
Półgłosem tłumaczył tak
sobie zaistniałą sytuację i dopiero teraz zauważył, że elementy
wystroju mieszkania, których zadaniem między innymi było
utrzymywanie stałej temperatury wewnątrz mieszkania przestały
emitować ciepło. Poczuł, że temperatura w mieszkaniu staje się
niższa. Dotykając swoich ramion wyczuwał chłód własnej skóry.
-
O cho,
to chyba coś poważnego. Brak
oświetlenia, brak ogrzewania, brak łączności i ta bardzo
podejrzana cisza na zewnątrz?
Wpatrując się w okno, powoli
jego wzrok zaczął zauważać ledwo zarysowujące się kontury
zabudowań. Zazwyczaj o tej porze rozświetlone co oznaczało, że
ludzie już nie śpią; tym razem było jakieś wymarłe, jakby od
stuleci nikt w nich nie zamieszkiwał. Telełącznik dalej nie
działał i o poinformowaniu się czegokolwiek u kogokolwiek, nie
wchodziło w rachubę.
Zaczął
powoli się ubierać. Instynktownie znajdował porzuconą w dniu
wczorajszym przed snem odzież i naciągał ją na siebie ubierając
się na cebulkę – pradawny sposób. Stary ale niezawodny na chłody
grudniowostyczniowe. Przywoływał obrazy z dnia wczorajszego. Czy
wydarzyło się coś nadzwyczajnego? Coś nad czym warto by się
rozwodzić? Chyba nie. Dzień jak co dzień. Może ta szarość
codzienności uśpiła czujność? Może coś dawało się
zaobserwować? Nie. Nic podobnego;ludzie jak co dnia w pośpiechu,
wracali do swoich domów bo gdzie mieli się udawać po pracy?
Włóczyć się bez potrzeby po ulicach, narażać się na
interwencje Patroli i tracić cenną energię?
Zarysy budynków stawały się
coraz bardziej zauważalne co oznaczało, że noc się kończy i
powolutku, powolutku nastaje dzień.
-
Hmmm. Chyba udam się do Zechry i razem się zastanowimy nad
podjęciem działań. U niej to samo co u mnie? Dziwne to wszystko.
Wyszedł na ulicę. Dopiero
teraz poczuł się dziwnie sam, opuszczony, wyobcowany. Mijał znane
budowle miasta – wszędzie cisza i ani żywej duszy.
-
Czy to możliwe aby zniknęli naraz wszyscy ludzie? To chyba naprawdę
koniec świata - rzekł sam do siebie.
Chciał
wstąpić do Mijanego Punktu zaopatrzenia. Drzwi zastał zamknięte.
Nieczynna o tej porze tak ważna instytucja wzbudziła jeszcze
większe podejrzenia o nietypowej sytuacji.
-
To naprawdę koniec świata! A ja? Co ja tu robię? Jestem sam?
Umysł jak szalony zaczął
podsuwać wciąż nowe ewentualności zaistniałej sytuacji.
-
A jak przyjdą niższe temperatury? Jak dotrwam do lata? Uciekać?
Ale gdzie? Bez ludzkiej obsługi cała ta technologia rozwali się!
Miasto nie będzie nadawało się do zamieszkiwania.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą