< > wszystkie blogi

Rok 3001

chodzi mi o to, że nic nie chodzi

Powieść SF

5 April 2020
Piszę powieść gatunku SF, pod roboczym tytułem Rok 3001. Jaki on będzie według Was?
https://youtu.be/84jKMmCf1UU
Fragment powieści

Wprowadzenie
W prawdzie jedna z hinduskich filozofii głosiła od dawien dawna, że Kosmos jest Oddechem Boga - Wdechem i Wydechem każdego z nas i pozostałych żywych istot na Planecie Ziemia, wszak tylko ta czynność pozwala nam trwać i się rozwijać.
Tłumaczono ludziom na różne sposoby, że przy wdechu gwiazdy umierają - Galaktyki są wchłaniane, Kosmos się „zwija”. Zaś przy Wydechu wszystko na nowo się odradza – powstają Gwiazdy, pojawia się Światło, a dzięki niemu formy życia, które przez miliardy lat ewoluują.
I tak to, wszystko co pojawia się jest częścią Boga - Kosmosu. Nie myli się ten, który głosi, że Człowiek jest Bogiem a Bóg jest Człowiekiem jeśli uznaje, że Bóg to Kosmos.
Tłumaczono też, że chcąc poznać Boga - Kosmos, nie trzeba wybierać się na inne odległe planety – tam wciąż będziemy ograniczeni ostrością naszego wzroku, który zbyt daleko nie sięga. Trzeba koncentrować się na własnym Organizmie, na własnym Jestestwie. Gdy poznamy samego siebie poznamy Kosmos, wszak Kosmos jest w nas a my jesteśmy Kosmosem.
Poszczególny cykl Wdechu i Wydechu Boga trwa miliardy lat.
To wszystko było od dawien dawna zapisane w księgach i w pismach, ale ludzie zapędzeni codziennością – napełnianiem żołądka i wypróżnianiem się, wcale nie mieli ani zapału, ani chęci, aby nad niektórymi księgami się zastanawiać, brać je na poważnie. Ludziska pokochali iluzję, że jest niebo, a w niebie czeka na nich dobrobyt po śmierci. I ludzkość tak trwała tysiące lat. Część uważała, że wystarczy wypowiadać krótkie teksty, nazwane modlitwą, do Boga aby uratować siebie i świat przed gniewem i karą z Niebios, a część z tego szydziła i zarówna jedna strona jak i druga, aby obronić swoje stanowiska – toczyła ze sobą krwawe wojny wzajemnie się wybijając.

Od kilku stuleci potwierdzamy słuszność tej tezy; – Kosmos wchłaniany przez Czarne Dziury umiera, by eksplodując, na nowo się narodzić.
Życie i śmierć. Ot niekończący się cykl, dzięki któremu istniejemy.

U progu czwartego tysiąclecia, w momencie największego rozkwitu cywilizacji ziemskiej, kiedy już Człowiek zapanował nad śmiertelnością własnych organów, opanował ich wymianę przez co, w pewnym sensie, stał się nieśmiertelnym, z nieznanych przyczyn ludzkość na Ziemi „wyparowała”. Zniknęła!
Pozostały jedynie cztery osoby – dwie kobiety i dwóch mężczyzn w wieku 21 lat.
Można dywagować, czy zaistniały stan należy traktować jako element Wdechu Boga, czy też jako zwykłą ludzką niefrasobliwość. Ale ponieważ uważamy również, że Plany Boga są nieprzejrzane wszak to Bóg - Kosmos nas stworzył a nie na odwrót, można też domniemywać, że zaistniałe zdarzenie jest częścią większego Planu.

Cała infrastruktura i to co ludzkość, u progu roku 3001, zdołała zmagazynować pozostało nietknięte jednakże bez możliwości, przynajmniej w początkowej fazie, funkcjonowania i posługiwania się tym.
Nie trzeba wykładać oczywistego faktu, że to wszystko co zostało zbudowane przez Człowieka - bez jego obsługi, nie będzie mogło długo funkcjonować, a wręcz będzie stanowiło zagrożenie dla Ziemi.
Jak ocalała „ludzkość”, w osobach dwóch mężczyzn i dwóch kobiet, poradzi sobie i czy zagwarantuje, że Ziemia na powrót zaludni się?
A jeśli się zaludni, to czy człowiek będzie lepszym od dotychczasowego? Czy ci, którzy pojawią się na nowo, będąc wychowanymi w zgodzie z naturą, potrafią wyzbyć się nabytych podczas Wielkiego Wybuchu, który zawsze wszystko zapoczątkowuje, genów nakazujących nam się bać tego co jest dla nas groźnym, i nakazującym nam myśleć z wyprzedzeniem wszak to zapewnia ,nam ludziom, dalsze bytowanie i rozwój?
A czy jest wskazanym byśmy postępowali wbrew regułom narzuconym nam przez Kosmos – Boga?

Czy nasz ograniczony umysł potrafi w porę zauważać, kiedy zaczynamy postępować wbrew regułom Kosmosu?
Historia ludzkości pokazuje, że niestety nie, gdy zbytnio przekraczamy wyznaczoną nam niewidoczną czerwoną linię, do gry wkracza On.

W nieprzeniknionych ciemnościach rodzi się nowe życie.
Zauważacie ten fakt? Wiem, wiem, nie macie czasu na takie dyrdymały – macie ważniejsze problemy dnia zwykłego.
Człowiek, zwierzęta, rośliny - swój początek biorą w zupełnych ciemnościach. To przypadek, czy rządząca Kosmosem prawidłowość?
Powiem wam więcej – w zupełnych ciemnościach rodzi się Kosmos! Rodzą się w ten sposób nowe galaktyki, gwiazdy, planety a później to, co wszystko „zaśmieca” Wszechświat – komety i inne kosmiczne „odpryski”. Gwiazda zanim rozbłyśnie i oświetli swoim światłem olbrzymi, a jednocześnie mikroskopijną wielkość Kosmosu, musi najsampierw się narodzić by zabłysnąć. Gdy zabłyśnie jest wówczas nadzieja na to, że ktoś ją kiedyś odkryje, zauważy. Ale czy to nasze zauważenie jest jej potrzebne?
Zastanawialiście się nad tym?
Każde też stworzenie – poczynając od komara a kończąc na gwiazdach - w swojej własnej otoczce ma własną, niezależną od pozostałych stworzeń – temperaturę – optymalne warunki rozwoju - w, których może się rozwijać i rozmnażać. I to wszystko ma swój z kolei mikrokosmos. Każdy z nas ma taki właśnie mikrokosmos i w tym swoim własnym grajdole czuje się najlepiej, traktuje go jako swój.
W ciemnościach zupełnych - śpiąc - odpoczywamy, doładowujemy się, nabieramy sił do następnego dnia .
Niektórzy aby wcześnie się obudzić - by na czas zdążyć do pracy - nastawiają budzenie. Sposób niezawodny, jednakże niezgodny z cyklem postępowania organizmu.
Piter – nasz główny bohater - wypracował własny sposób budzenia się; naturalne przyzwyczajenie. To proste, wystarczy zapewnić sobie tyle spania aby dłużej już nie chciało się wylegiwać. Co trzeba zrobić? Wcześniej udawać się na spoczynek nocny – gdy ten nawyk wypracujemy stanie się to tak naturalne jak oddychanie.
Przy wymuszanym budzeniu organizmu, nie najlepiej z tym się czujemy i tak na dobrą sprawę psujemy go nie zapewniając jemu wystarczającego czasu na odpoczynek, na regenerację.

O 4 rano , na przełomie grudnia i stycznia mimo, że dnia zaczyna przybywać, w niektórych szerokościach geograficznych, w zasadzie to jeszcze noc głęboka. Tak też było w Varso – miasto - państwo, a w zasadzie to cały świat, cała ludzkość skupiona w jednym miejscu.
Dziewięć milionów wg ostatniego spisu, który na bieżąco każdego dnia a raczej poranka, był aktualizowany.
To miał być eksperyment zrobiony przez supermocarstwo. Autorzy eksperymentu oczekiwali, że zamknięta w getcie, wielokulturowa społeczność, udowodni, że pomysłodawcy nie mylili się w swoich naukowych wywodach i że można go będzie zastosować na szerszą skalę. Eksperyment miał udowodnić, że człowiek osiągnął geniusz Boga. Jednakże Eksperyment wymknął się spod kontroli, supermocarstwo się rozpadło, a Varso zbudowane na fundamentach Warszawy sprzed tysiąca lat, pozostało wraz ze zniewolonymi ludźmi i z wysoko rozwiniętą cywilizacją.
Pozostali ludzie.
Słowo ludzie trzeba by umieścić w cudzysłowie, wszak te istoty człekokształtne tak naprawdę tylko z wyglądu przypominali nam ludzi tych sprzed tysiąca lat. Od kiedy rozwój nauki pozwolił opanować wymienialność poszczególnych organów w organizmie żywych istot, i zapanować nad umieralnością, trudno mówić o ludziach jako takich.

Piter instynktownie nacisnął włącznik oświetlenia - warto w tym miejscu zaznaczyć, że w innych domostwach nie było żadnych włączników. To jak robiło się widno? Ot normalnie - z chwilą obudzenia się domownika. U Pitera tak nie było, Piter zażyczył sobie mieć w swoim domu włącznik światła taki, jaki mieli ludzie, przed tysiącem lat, jaki mieli włącznik jego ojcowie i pradziadowie. Zachowanie reliktów z przeszłości dawało Piterowi namiastkę powrotu do dawnego rzeczywistego świata.
Naciśnięty, włącznik nie zadziałał i w mieszkaniu nadal było ciemno. Ciemności były większe niż zazwyczaj wszak uliczne oświetlenie nie wpadało do mieszkania przez okna i nie rozpraszało, jak co dnia od tysiąca lat, ciemności.
- Awaria oświetlenia? To niemożliwe. - Rzekł sam do siebie i przez moment leżał nie wstając.
Prze kilka minut ćwiczył swoje prawe ramię, które po niedawnym wszczepieniu jeszcze nie za bardzo współgrało z umysłem i można było zaobserwować nieznaczne opóźnienia w wykonywanych ruchach. Czy można to uznać za błąd w sztuce? Można by. Można by uznać i się odwołać Wówczas rozpoczął by się na nowo proces „uzdrawiania jednostki”, a nie chciał na nowo przechodzić tych wszystkich formalności.
Podczas treningu ramienia zastanawiał się ile tak na prawdę ma lat?
Czy 21? Sto? Czy może już 150?
- Hmmm, 21 licząc od wymiany całych wnętrzności, 100 od momentu śmierci mózgu po raz drugi, 150 od momentu śmierci mózgu po raz pierwszy – rzekł sam do siebie.
Jako, że w roku 2979 zatrudniająca go firma zdecydowała się na zainwestowanie w posiadaną przez niego wiedzę, dokonano wymiany generalnej, wymieniając wszystkie jego wnętrzności, nadając nową datę narodzin – rok 2979. Tak więc nasz bohater ma 21 lat, jest uznany za jednostkę rozwojową w, którą warto inwestować.
Po chwili uzmysłowił sobie, że oprócz braku oświetlenia ulicznego, z ulicy nie dobiega żaden hałas, brak też świateł, lecących jak zwykle o tej porze, szybkolotów.
Z koli w tym miejscu należy się wyjaśnienie naszym czytelnikom kwestii poruszania się szybkolotów – indywidualnych środków przemieszczania się. Ktoś zapyta jak to możliwe? Przecież gdyby wszystkie te pojazdy wzniosły się by dowieźć ludzi do pracy, fizycznie nie zmieściły by się w przestrzeni. Tak, to prawda. Problem zatłoczenia rozwiązano w ten sposób, że każdy pracujący miał swój indywidualny czas pracy co oznaczało, że nie o tej samej porze wszyscy musieli dotrzeć do miejsca pracy i nie wszystkie szybkoloty w tej samej porze wzbijały się, bezszelestnie sunąć pod podany adres. Ot, proste acz genialne rozwiązanie.
- Dziwne. Awaria i nie uprzedzono nas o tym? Co to? Koniec świata?
Sięgnął po telełącznik by podzielić się zaistniałą dziwną sytuacją, z koleżanką z pracy.
Urządzenie nie odpowiadało. Żadnego szumu, żadnego komunikatu, nic. Ot martwy przedmiot.
- No cóż, trzeba poczekać aż się rozwidni – rzekł sam do siebie.
Przez moment nasłuchiwał czy z ulicy dociera jakikolwiek szum. Nie wyłapawszy żadnych oznak gwaru, aby przez kilka godzin nie zmuszać się do leżenia, zajął się Wewnętrznym Przeglądem Zdarzeń Dnia Codziennego na przestrzeni ostatniego tysiąclecia zapisanego w swoim umyśle.
Dla niewtajemniczonych wyjaśniam, że Wewnętrzne Przeglądanie Zdarzeń to taki program sztucznej inteligencji, który Piter wgrał, a może bardziej odpowiednim będzie określenie „zainstalował” w swoim mózgu. Zapewne było to związane w rodzajem wykonywanej pracy przez naszego bohatera. Prawda, że genialny program?
Zupełny przypadek „podrzucił” Piterowi obraz z dnia 3 stycznia 2020 roku, z godziny 8,40.
Co ludzie przed tysiącem lat robili, czym się zajmowali w dawnej Warszawie?
Scenka rozgrywa się w autobusie miejskim, / „autobus” to ówczesny środek lokomocji poruszany poprzez spalanie paliw płynnych/ linii 160.
Mężczyzna z drewnianą półką pod pachą i z foliową torbą w ręku, siada na przypadkowe wolne miejsce z tyłu autobusu – wraca z Centrum Handlowego Targówek. W autobusie dużo wolnych miejsc o tej porze dnia. Mężczyzna wracający z zakupów wyczuwa wyraźną woń nocnego spożycia siedzącego z tyłu. To było nocne spożycie alkoholu – już w połowie puszczone w krwiobieg czyli w części przetrawione. Siedzący z tyłu odbiera telefon:
- Nic nie jadł – odpowiada zdecydowanym głosem i po chwili kontynuuje:
- No mówię, że nic nie jadł bo nic nie było! – przez chwilę słucha po czym odpowiada tonem usprawiedliwiającym a jednocześnie nie znoszącym sprzeciwu:
- No nic nie było! Patrzył razem ze mną bo chciał coś zjeść. Czekoladek nie było. Tylko chipsy! - Chwila milczenia i mężczyzna kończy telefoniczną rozmowę:
- Na razie!
- Hmmm – zamyślił się Piter – taki to był świat tysiąc lat temu, a może to właśnie wykorzystam do dzisiejszego Nadania? To naprawdę ciekawe. Zobaczmy co dalej się działo – na co mężczyzna w autobusie, przed tysiącem lat, taszczył pod pachą deskę?
Na przystanku Derby VI pasażer z deską wysiadł. Po dojściu do furtki swojego osiedla, chipem otworzył bramkę, następnie drzwi bloku i wszedł do mieszkania zamykając drzwi na klucz.
Styczniowe słońce rozświetlało salon zalewając go jaskrawym światłem. Mężczyzna położył zafoliowaną deskę na stole, z torby powykładał metalowe elementy i po zdjęciu kurtki przystąpił do montowania wieszaka. Metalowe elementy przykręcał do deski. Wkręty krzywiły się, nie chciały wwiercać się w deskę. Mężczyzna krzywił twarz , wściekał się sypiąc przekleństwami jednakże powoli wieszak przybierał wymagany kształt by mógł rolę wieszaka spełniać. Po dłuższej chwili metalowe elementy były już przymocowane do deski. Jeszcze tylko całość przymocować wkrętami do ściany przy drzwiach wejściowych i wieszak gotowy. Kurtki można zawieszać.
Po wykonanych czynnościach lokator nalał wody do plastykowej miski i mocząc w wodzie szmatę zabrał się do wycierania podłogi i innych elementów wystroju mieszkania.
- No, może być – rzekł Piter sam do siebie – ludziom z pewnością się spodoba przypomnienie im jak nasz gatunek radził sobie przed tysiącem lat.
Cisza, zupełna cisza. Zaczął żałować, że nie zaopatrzył się w niezależne źródła światła. Może dla tego, że za bardzo zaufał dostawcom? Ale to chyba normalne zachowanie, bo na cóż miał się angażować dodatkowo skoro miał zapewnienia o niezawodności dostaw wszystkiego tego co było niezbędne do jego funkcjonowania. W zamian miał jedynie wykonywać zlecone zadania. To chyba dobry układ?
W myślach zaczął przygotowywać pozew odszkodowawczy wszak zaistniała sytuacja w sposób oczywisty narazi go na straty, które niewątpliwie nastąpią w wyniku opóźnienia jego obligatoryjnych czynności. Oczywistym jest, że tych strat nie zdoła już nadrobić i jeśli on pierwszy nie złoży stosownego pozwu, to ubiegnie go firma zatrudniająca.
- Ha, wszystko dobrze, tylko w jaki sposób ubiegnę firmę skoro do momentu rozwidnienia się upłynie prawie 4 godziny?
Myśl ta zatrwożyła Pitera. Firma z pewnością go ubiegnie i będzie miała nad nim przewagę. To na pozór niewielkie spóźnienie pociągnie za sobą cały szereg innych działań skutkujących tym, że z pewnością już nie odzyska tego co utraci – utraci wiarygodność a może nawet wezmą kogoś innego na jego miejsce uznając, że nie można na niego liczyć.
- Ale czy zdecydują się na wymianę pracownika? Raczej nie – uspokoił sam siebie Piter – zbyt wiele we mnie zainwestowali.
Ciągłe dudnienie, początkowo ledwo słyszalne, a z każdą sekundą narastające, jakby się przybliżało, przerwało natrętną myśl o skutkach spóźnienia się do pracy. Dudnienie narastało, stawało się natrętne, wypełniało swoją mocą cały umysł a później organizm. Piter usiłował umiejscowić ten nieznośny huk:
– Na zewnątrz, w umyśle? - Zastanawiał się.
Ciemności wciąż jeszcze nieprzejrzane nie pozwalały na jakiekolwiek rozeznanie. Po kilku minutach doszedł do wniosku, że skoro nie wyczuwa żadnych drgań podłogi, mebli, łóżka, to znaczy, że to dudnienie jest jedynie w jego umyśle a ściślej to w mózgu. Wszczepiony program nadal jeszcze zgrywa się powodując nieznośne dudnienie. Obejmując dłońmi głowę skupił się na wyciszaniu własnego organizmu. Przyciskając swoje wielkie dłonie do skroni czuł jak dobra, pozytywna energia emanuje i dociera do mózgu, koi i wypełnia go, nasącza jak nasącza się gąbka wodą. To była rozkosz dla umysłu, dla całego ciała.
Dudnienie ustało ale nic poza tym się nie zmieniło.
- To zapewne gęsta powłoka chmur sprawia, że ciemności są aż tak bardzo nieprzeniknione. Zawsze były one rozpraszane przez zewnętrzne nocne oświetlenia, ale skoro wyjątkowo dzisiaj go brak no to wiadomo, że jest ciemno wszędzie.
Półgłosem tłumaczył tak sobie zaistniałą sytuację i dopiero teraz zauważył, że elementy wystroju mieszkania, których zadaniem między innymi było utrzymywanie stałej temperatury wewnątrz mieszkania przestały emitować ciepło. Poczuł, że temperatura w mieszkaniu staje się niższa. Dotykając swoich ramion wyczuwał chłód własnej skóry.
- O cho, to chyba coś poważnego. Brak oświetlenia, brak ogrzewania, brak łączności i ta bardzo podejrzana cisza na zewnątrz?
Wpatrując się w okno, powoli jego wzrok zaczął zauważać ledwo zarysowujące się kontury zabudowań. Zazwyczaj o tej porze rozświetlone co oznaczało, że ludzie już nie śpią; tym razem było jakieś wymarłe, jakby od stuleci nikt w nich nie zamieszkiwał. Telełącznik dalej nie działał i o poinformowaniu się czegokolwiek u kogokolwiek, nie wchodziło w rachubę.
Zaczął powoli się ubierać. Instynktownie znajdował porzuconą w dniu wczorajszym przed snem odzież i naciągał ją na siebie ubierając się na cebulkę – pradawny sposób. Stary ale niezawodny na chłody grudniowostyczniowe. Przywoływał obrazy z dnia wczorajszego. Czy wydarzyło się coś nadzwyczajnego? Coś nad czym warto by się rozwodzić? Chyba nie. Dzień jak co dzień. Może ta szarość codzienności uśpiła czujność? Może coś dawało się zaobserwować? Nie. Nic podobnego;ludzie jak co dnia w pośpiechu, wracali do swoich domów bo gdzie mieli się udawać po pracy? Włóczyć się bez potrzeby po ulicach, narażać się na interwencje Patroli i tracić cenną energię?
Zarysy budynków stawały się coraz bardziej zauważalne co oznaczało, że noc się kończy i powolutku, powolutku nastaje dzień.
- Hmmm. Chyba udam się do Zechry i razem się zastanowimy nad podjęciem działań. U niej to samo co u mnie? Dziwne to wszystko.
Wyszedł na ulicę. Dopiero teraz poczuł się dziwnie sam, opuszczony, wyobcowany. Mijał znane budowle miasta – wszędzie cisza i ani żywej duszy.
- Czy to możliwe aby zniknęli naraz wszyscy ludzie? To chyba naprawdę koniec świata - rzekł sam do siebie.
Chciał wstąpić do Mijanego Punktu zaopatrzenia. Drzwi zastał zamknięte. Nieczynna o tej porze tak ważna instytucja wzbudziła jeszcze większe podejrzenia o nietypowej sytuacji.
- To naprawdę koniec świata! A ja? Co ja tu robię? Jestem sam?
Umysł jak szalony zaczął podsuwać wciąż nowe ewentualności zaistniałej sytuacji.
- A jak przyjdą niższe temperatury? Jak dotrwam do lata? Uciekać? Ale gdzie? Bez ludzkiej obsługi cała ta technologia rozwali się! Miasto nie będzie nadawało się do zamieszkiwania.
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Autor
O blogu
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi