< > wszystkie blogi

Pierwsza historia. Czy jest prawdziwa? Przeczytaj i wypowiedz się

13 December 2024

Pierwsza historia

W moim przypadku okazało się, że płód miał liczne wady genetyczne. Z początku w 10 tyg. ciąży ginekolog (który przyjął mnie prywatnie) tego nie zauważył przy badaniu, dziecko nawet wykonywało ruchy! Byłam szczęśliwa, że dziecko jest zdrowe. Jednak przy drugiej wizycie (prywatnie), badanie się przedłużało, ginekolog mocno wciskał w mój brzuch urządzenie do wykonywania USG. Wskazał mi dwie poważne wady rozwojowe, a następnie dał numer do swojego przełożonego ze szpitala, który prywatnie przyjął mnie w swoim gabinecie. Tam okazało się że płód począwszy od stóp po głowę jest zniekształcony. Następnie znów musiałam wrócić do swojego lekarza prowadzącego po skierowanie do szpitala, który też pobrał opłatę jako wizyta prywatna.


Następnie w szpitalu finansowo odetchnęłam, choć tutaj przyjmował mnie lekarz, u którego byłam wcześniej w prywatnym gabinecie.

Obu tych lekarzy mówiło mi wprost, że mój przypadek jest wyjątkowy i naukowo ciekawy. Płód miał mnóstwo wad (m.in. dwie twarzoczaszki). W szpitalu przyjęto mnie z zaleceniem wykonania farmakologicznego poronienia. Jednak najbardziej sprawiało mi przykrość mi to, że na tych wizytach prywatnych, ci panowie, robili zrzuty ekranu zdjęć USG, gdzie jako pacjentka, ale też posiadający uczucia człowiek, ze łzami w oczach trzęsłam się na fotelu, czy kozetce. Dodatkowo badanie sondą nie należy do przyjemnych, bo to wiele obnaża... Czułam się jak sparaliżowana.

Dodatkowo za każdą z wizyt, które były naukowo ciekawe płaciłam właśnie sama. To prawie 2 000 zł. za te wizyty, gdzie w szpitalu też można było wykonać USG, prawda? Naruszyło to moje zaufanie do lekarzy. W sumie to do wszelkich ginekologów.

Nawet podczas badania USG i sondą w szpitalu doszło do takiej sytuacji, że zebrała się grupa ginekologów i jeden rezydent. Ten rezydent z pewnym obcym ginekologiem zaczęli oglądać zabawne filmiki i śmiać się, gdy ja płakałam na kozetce podczas badania.

Nie zezwoliłam na badanie USG z grupą studencką, choć mi to proponowano.

Gdy poroniłam po podaniu farmakologii, poczułam choć pewien rodzaj ulgi. Po poronieniu należy wyjąć pozostałości płodu i łożysko za pomocą metody łyżeczkowania. Bardzo bolesne, ale tutaj otrzymuje się znieczulenie, podawany jest fentanyl. Do łyżeczkowania z poronionym płodem między nogami zostałam przewieziona wózkiem do sali operacyjnej. Ostrożnie ginekolog przełożony zabrał płód na wyłożone podkłady, aby go nie uszkodzić i potwierdzić swoje naukowe badania. Potem przysnęłam przez podane leki przy łyżeczkowaniu, czując kłucie i drapanie. Bałam się co dalej. Było mi jednak przykro, straciłam przecież dziecko. Liczyłam na dużą rodzinę. Miałam poinformowaną rodzinę o nadchodzących narodzinach dziecka. Ciąża była już widoczna.

W szpitalu na szczęście pracują też ludzie normalni, bo panie salowe, pielęgniarki i położne nieco mnie wsparły, nawet jedna przytuliła. Po poronieniu poczułam pustkę. Akurat moja sala się zwolniła, więc poroniłam w samotności, nie rozmawiałam z psychologiem, bo poza złością na tych lekarzy i tęsknotą do mojego pierwszego dziecka, mojej ukochanej córki, nie czułam już nic więcej. Nie rozmawiałam z psychologiem też dlatego, że bałam się trafić na kogoś, kto potraktuje mnie znowu maszynowo. Jako ciekawy przypadek naukowy. Chciałam jak najszybciej wrócić do domu.

Następnego dnia po wydarzeniach z nocy: silnych bólach po podaniu farmakologii i po poronieniu, będąc jak w połogu, poszłam do toalety. Wychodząc spotkałam na korytarzu ginekologa, który mnie przyjmował od 10 tyg. ciąży. Chyba czekał pod drzwiami toalety aż wyjdę. Zapytał mnie czy chcę jakąś antykoncepcję. I być może wada płodu spowodowana była niskim poziomem kwasu foliowego w diecie. I tyle.

Jeszcze dostałam zalecenie na zbadanie się u ginekologa po 8 tyg. od poronienia, i odbiór wyników histopatologicznych ze szpitala.

Ze szpitala dostałam wypis pierwsza i czekając na ojca mojej córki, wróciłam do domu, do moich codziennych obowiązków.




Czy ta historia wydarzyła się naprawdę?
Napisz w komentarzu, co sądzisz o postawie lekarzy, o pacjentce. Masz jakieś doświadczenia z lekarzem, o których chcesz się podzielić. Co powinna zrobić pacjentka w takiej sytuacji?

 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Autor
O blogu
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi