Potrzebowałem kupić kości.
W tym celu udałem się do większego sklepu, sprawdziłem czy mają (mieli) i karnie stanąłem w dość długiej kolejce.
Wreszcie przyszła moja kolej, powiedziałem pani, że potrzebuje tak z 70 dkg.
Pani okazała kawałek, zaakceptowałem, ale był trochę duży.
No to powiedziała, że porąbie, rzuciła na pieniek i toporkiem podzieliła na
trzy części.
Zgarnęła je z pieńka jedną dłonią i ruszyła w kierunku wagi. W tym momencie jeden z kawałków wyślizgnął jej się z dłoni i z głośnym plaśnięciem wylądował na posadzce.
Pani przeszła nad nim, pozostałe dwa włożyła do foliowego woreczka, umieściła na wadze, po czym zawróciła, podniosła ten leżący i dołożyła do woreczka. Wstukała kod, nalepiła na woreczku wydrukowaną cenówkę i obróciła się w moją stronę.
- No przepraszam, ale trochę mnie pani zagięła z tym podniesionym z ziemi kawałkiem.
- Przecież i tak pan sobie mięsko przepłuka. To bierze pan czy nie?
I w tym momencie chciałbym, żeby ktoś mi wytłumaczył taką rzecz:
Po co tej pani były na dłoniach foliowe rękawiczki?
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą