Psy srają. No srają, bo psy, ale właściciele gorsze bydlęta, bo po nich nie sprzątają. Przed kioskiem jest taki sobie, raczej wąski chodnik i nie da się iść tamtędy podziwiając architekturę starego miasta, bo nieuważny, zachwycony turysta zaliczyłby wdepę ze dwa razy. Zdarza się, że znieczulony promilami klient naniesie mi do kiosku. Wyobraźni czytającego pozostawiam to, co wtedy mówię.
Zmywam mopem te dwa stopnie, które prowadzą do kiosku. Niedaleko stoją dwie babcie i sobie rozmawiają. Z bramy obok wyłania się kundel w pozycji jednoznacznie oznajmiającej naturę potrzeby, którą zamierza zaspokoić, zaraz za nim, przyczepiony do drugiego końca smyczy facet z komórką przy uchu. Wyraźnie ma w dupie to, że to, co ma w dupie pies zaraz będę miała przed wejściem. Prawie krzyczę:
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą