< > wszystkie blogi

Skiosku&Pokiosku

bo rzeczywistość jest bardziej od fikcji, nawet ta pokioskowa

Nieprzytrąbiony

11 June 2015
Psy srają. No srają, bo psy, ale właściciele gorsze bydlęta, bo po nich nie sprzątają. Przed kioskiem jest taki sobie, raczej wąski chodnik i nie da się iść tamtędy podziwiając architekturę starego miasta, bo nieuważny, zachwycony turysta zaliczyłby wdepę ze dwa razy. Zdarza się, że znieczulony promilami klient naniesie mi do kiosku. Wyobraźni czytającego pozostawiam to, co wtedy mówię.
Zmywam mopem te dwa stopnie, które prowadzą do kiosku. Niedaleko stoją dwie babcie i sobie rozmawiają. Z bramy obok wyłania się kundel w pozycji jednoznacznie oznajmiającej naturę potrzeby, którą zamierza zaspokoić, zaraz za nim, przyczepiony do drugiego końca smyczy facet z komórką przy uchu. Wyraźnie ma w dupie to, że to, co ma w dupie pies zaraz będę miała przed wejściem. Prawie krzyczę:
- Niech pan zabierze tego psa!
Zero reakcji, babki przestają rozmawiać i zaczynają się przyglądać, za to pies dostaje charakterystycznego lekkiego wytrzeszczu oczu,chociaż wciąż szuka miejsca. Macham mopem przed psem, chcąc go przepędzić.
- Niech mu pani przytrąbi tym mopem! - odezwał się facet.
- Nikomu nie przytrąbię. To nie mój pies! - Facetowi bym przytrąbiła, bo pies nic sobie nie robi z mojego machania, tylko zręcznie lawiruje zgarbiony.
- Pani przytrąbi! Śmiało! - nalega facet, wciąż z telefonem przy uchu.
Wtedy odzywa się jedna z babek:
- Niech go pani nie bije, stworzenie temu winne, że musi? To ten pan powinien coś zrobić.
- Niech mu pani przytrąbi, mówię!
A niech tam! Szturcham psa mopem, nie mocno, ale niewielki jest, niech się przeniesie chociaż pod wejście do kamienicy, tam skąd przyszedł. Sukces! Przytrąbiony pies ulżył sobie na schodach, obok nóg faceta. Babki na mnie patrzą z nieskrywaną dezaprobatą. Facet skończył rozmawiać, schował telefon, popatrzył na psa, na schody, na mnie i uśmiechnięty, jak gdyby nigdy nic... wchodzi mi do kiosku.
Zaopatrzony w fajki już ma wychodzić, kiedy zatrzymuję go:
- Przytrąbiłam panu psa tylko dlatego, że pan, jako właściciel na to nalegał.
- Właściciel? To nie mój pies. Sąsiadce wyprowadzam, niech ona po nim posprząta.
Nie posprzątała. Wieczorem inny mieszkaniec kamienicy obok oczywiście naniósł mi do kiosku.
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Autor
O blogu
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi