<< >> wszystkie blogi

Skiosku&Pokiosku

bo rzeczywistość jest bardziej od fikcji, nawet ta pokioskowa

Bob Budowniczy

2015-09-23 23:05:00 · 1 komentarz
Siedziałam bokiem do wejścia, gdy moich uszu dobiegło szuranie buciorami. Pan robotnik budowlany w stroju roboczym i w za dużych butach przywitał się zdejmując żółciutki kask Boba Budowniczego i z gracją włożył go sobie pod pachę, jakby to był element stroju galowego. Wyciągnął z kieszeni karteczkę starannie złożoną na czworo, poślinił palca, rozłożył, odchrząknął, oddalił nieco od twarzy i zmrużywszy jedno oko wyrecytował:
- Trzy paczki Caress, ale żółtych, jedne Large z Unimila, cztery paczki czego bądź i jedne takie czarne z Unimila z niebieską obwódką na opakowaniu, proszę.
A wszystko to na jednym wydechu!
Podałam upewniając się, czy dobrze zapamiętałam i z wyrazem obojętności na twarzy (albo z wyrazem osoby, która ma nadzieję, że to, co ma na twarzy to wyraz obojętności) zapytałam:
- Na jeden rachunek?
- Na jeden. Później się z chłopakami policzymy.
Upychał po kieszeniach, a ja drukowałam rachunek i wydawałam resztę.
- No to z pana teraz bezpieczny facet.
- Ja pani też bezpieczeństwa życzę.
I poszedł. Że najmłodszego po flaszkę czy tam browara wysyłają, to słyszałam. Po salceson - też. Ale po prezerwatywy?

Mały York

2015-09-11 06:23:29 · Skomentuj
Psom dowolnych gabarytów wolno wchodzić do kiosku pod warunkiem, że słuchają właścicieli. Zazwyczaj odwiedzają mnie te same czworonogi: wchodzą spokojnie, pozwalają się pogłaskać i czekają grzecznie zawsze przy lewej dolnej kończynie pana czy pani. Zdarza się, że ktoś próbuje przywiązywać psa na zewnątrz. Tak było tym razem.
Ładna brunetka, na oko trzydziestka, rozgląda się za czymś, do czego mogłaby przywiązać niewielkiego yorka na za długiej smyczy. Wołam ją zachęcająco do środka razem z pieskiem. Piesek, choć wyraźnie zapiera się łapami przed wejściem, zostaje wciągnięty siłą, a raczej podciągnięty - po stopniach za obrożę. W szelkach by mu było wygodniej, myślę. Stanął, odkaszlnął, pani się przywitała i rozgląda po półkach, podczas gdy pies trzęsąc się ze strachu cofa się, aż w końcu trafia zadkiem na najniższą półkę, na którą ktoś przed chwilą byle jak odłożył gazetę. Gazeta spada wprost na psa, przerażony pies umyka pod drzwi, które dosyć energicznie otwiera zażywna staruszka. Wystrzelony w ten sposób piesek ląduje łebkiem na szklanej gablocie, a dźwięk, który temu towarzyszy przypomina dzwon. Biedne zwierzę zrywa się na równe cztery łapki i wtedy na jednej z nich staje mu staruszka, która jeszcze nie załapała, że to małe, włochate, przerażone coś jest kuzynem wilka. Cieniutki pisk wyrywa się z yorkowego gardełka, co powoduje, że właścicielka w końcu obraca się, marszczy i mówi:
- Boże, co za histeryczka. Własnego cienia się boi - i zwracając się do psa: - Tu ci się nic złego nie stało.

Syta

2015-09-11 06:23:00 · 2 komentarze
Czytelnicy przysyłają przepisy. Co miesiąc. Ja tam lubię czasem zajrzeć, nie powiem.Najlepsze ciasta, Najlepsze sałatki, Przyślij przepis, Przepisy czytelników i inna tego typu makulatura leży sobie obok kasy. Najczęściej ktoś sięga po nią czekając, aż wydam resztę, a że zeszytowy format zachęca, cena również, klienci dorzucają to na końcu do rachunku. Zazwyczaj są to panie, gospodynie domowe, kucharki gorsze lub lepsze - nie mnie oceniać. Jedne szukają inspiracji, drugie kolekcjonują nawet nie zaglądając do środka, ale takiej jeszcze nie spotkałam.
Coś koło pięćdziesiątki, poplamiony żakiet i przekrzywione okulary. Kupuje program telewizyjny, jakieś cieniewsy i na koniec dorzuca najnowsze Przepisy czytelników, za którymi ląduje komentarz:
- Jak mam drugą zmianę cały tydzień, to lubię sobie do takich gazet pozaglądać. Jem oczami. Jak się naoglądam, to mi apetyt przechodzi, a jak jeszcze sobie poczytam, ile to zachodu trzeba, żeby to zrobić, to już całkiem mi się odechciewa gotowania. Ale to nie mogą być te same gazety! Ta najnowsza, prawda?

Wdowiec

2015-08-18 09:27:00 · 5 komentarzy
Ludzie są zabobonni. Noszą w portfelach lub portmonetkach przedmioty "na szczęście". Gdy przychodzi do szukania drobnych, wysypują całą zawartość na bilonownicę. Co tam można znaleźć! Medaliki, szczęśliwe monety, kamyki, małe słoniki, żabki, żółwiki, łuski z wigilijnego karpia, malutkie wizerunki "Żydków" czy tam Matek Bosek. Jednak to, co zobaczyłam wczoraj, na długo zostanie mi w pamięci.
Jest wdowcem na emeryturze. Od niedawna gra w Multi, jakoś nie zapamiętał, ile kosztuje jeden zakład. Gdy kolejka tuż za nim zaczęła wydawać dźwięki zniecierpliwienia, bo za długo szukał drobnych, stuknęłam zachęcająco palcem w bilonownicę. Wysypał zawartość portfela i zobaczyłam... paznokieć. Żółty, brudny, stary, dość duży paznokieć. Wdowiec spostrzegł moje obrzydzenie i chowając go z powrotem pospiesznie wytłumaczył:
- To żony. Ona zawsze miała dobrą rękę do totolotka.

Wieśniak. Znowu

2015-08-12 13:23:00 · 2 komentarze
Wieśniak wrócił. Niezorientowanych odsyłam tu:
http://joemonster.org/blog/Sambojka/13254/Wiesniak
Wracał już kilka razy, za każdym razem wychodził potraktowany chłodno, raz nawet mi pączka przyniósł. Z Biedronki. Nie wzięłam. Zjadł za mnie, oblizując sobie palce po lukrze przyprawił mnie o odruch wymiotny. Po co ja się patrzyłam?!
Tym razem wrócił śmierdząc jeszcze bardziej, bo upały sprzyjają skuteczniejszemu oznajmianiu światu, że nadchodzi. Tego zapachu nie da się pomylić z niczym. W wersji letniej przyszedł... bez koszulki. Reszta po staremu: szarobure portki i gumofilce. Brud na jego ciele prezentował się naprawdę imponująco: nie wiem, ile się trzeba nie myć, żeby osiągnąć taki kolor... skóry.
- Jest moja dziewczyna!
- Co dla pana? - bez uśmiechu, na wdechu, spokojnie, tylko spokojnie. Jest za gorąco, żeby sobie ciśnienie podnosić. Mimo najszczerszych chęci nieutrzymywania kontaktu wzrokowego, gapię się na to, co zwykle skrywa koszulka. Słodki Jezu! Kiedy on się mył?!
- Pływać umie?
- Coś podać? - jestem oazą spokoju... jestem oazą spokoju... jestem oazą spokoju... jestem oazą... Kiedy on się mył?!
- Nie umie. To ja nauczę. Za stodołą woda płynie, nie głęboka. Bymy tam weszli, się ochłodzili, bym pływać nauczył, a nie w pracy siedzi, się marnuje.
Zajęta układaniem fajek stoję do niego tyłem. W końcu sobie pójdzie. Nie przeszkadza mu, że nie odpowiadam, ciągnie dalej:
- Gdzie to teraz są te dziewuchy, co chłopa szukały, żeby nie pracować? Ja bym takę wziął, a tu ni ma. Wszystkie w pracy siedzą, a to nie po Bożemu. Od tego bezpłodność. Ja tu jeszcze wrócę.
I poszedł. Nie wątpię, że wróci. Niestety...

Paranoik

2015-08-05 11:27:00 · 3 komentarze
Zaczesany w ząbek, w starych, rogowych okularach, jakich nikt przed sześćdziesiątką nie nosi, chyba że jest upośledzony, albo słucha mamusi (co na jedno wychodzi).
- Dzień dobry pani.
- Dzień dobry.
I stoi, się gapi, czeka, więc mówię:
- Co mogę dla pana zrobić?
- Czy państwo świadczycie usługi drukarskie?
- Nie, ale jeśli chodzi panu o wydrukowanie czegoś z komputera, to i owszem, chociaż usługami drukarskimi bym tego nie nazwała.
Nie podchwycił żartobliwego tonu, tylko powoli otworzył torbę, wyjął z niej pendrive'a i z namaszczeniem, jakby to była relikwia podał mi.
- Proszę nie kopiować danych znajdujących się na nośniku.
- Nie mam takiego zwyczaju - uspokajam go wpinając pendrive'a.
- A co to za program?
- Taki, który skanuje pański nośnik szukając zagrożeń dla komputera. - zaczynam mówić jego językiem.
- Proszę go natychmiast powstrzymać! Ręczę, że żadnych zagrożeń nie ma!
- Spokojnie, proszę pana, już prawie koniec, a ja bez tego nie mogę otworzyć żadnego pliku. Ten program nie robi niczego złego.
Przestępując z nogi na nogę, z przyspieszonym oddechem powiedział:
- Proszę o wydrukowanie tych siedmiu plików, stron 29. Na pewno pani nie skopiowała zawartości nośnika?
- Na pewno. - Już mnie to nie bawi, z paranoików nieładnie się śmiać. Otwieram, rzucam okiem, jakieś sprawozdania z dużego przedsiębiorstwa. Drukuję.
Zwykle drukując jakieś tabelki z Excela sprawdzam na papierze, czy wszystko w porządku. Biorę więc do ręki pierwszą stronę, gdy gość mnie powstrzymuje:
- Proszę nie czytać!!!
- Dobrze. Chciałam sprawdzić, czy poprawnie się drukuje. - Co jest? Przecież i tak zajrzałam otwierając kolejne arkusze.
- Ja sprawdzę - mówi, a ja podaję mu kartki wydrukiem do spodu. Pełna konspiracja! Zadowolony, składa każdą kartkę na pół.
Koniec zabawy, chcę wyciągnąć pendrive'a, gdy głośny i rozpaczliwy krzyk powstrzymuje moją rękę:
- Nie!!! Ja to zrobię!
Bez słowa pozwalam mu usiąść przy komputerze, gdzie uruchamia... bezpieczne usuwanie sprzętu i dopiero po tym z namaszczeniem wyciąga pendrive'a. Płaci, chowa, wychodzi.

Pełnoletni

2015-08-03 01:22:00 · 3 komentarze
Przychodził do mnie z rodzicami, z rodzeństwem albo z wujkiem, rzadko sam, bo nie bardzo miał po co. Zwyczajny chłopak, który jeszcze się codziennie nie musi golić. Wczoraj przyszedł sam.
- Dzień dobry!
- Dzień dobry. A co ty taki wesolutki?
- Viceroye niebieskie, poproszę.
- To ja dowodzik poproszę - mówię z uśmieszkiem przekonana, że 18 lat to on jeszcze nie ma.
- Proszsz... - zasuwa mi z nieskrywaną radochą na niedogolonym ryju pod sam nos chyba wcześniej przygotowany dowód, z którego wynika, że od ponad miesiąca jest pełnoletni. - Da mi pani te papierosy w końcu?
- Dam, tylko nie wiem, czy ci gratulować tej osiemnastki czy współczuć, żeś się zawartością głowy z dupą pozamieniał. Papierosy? Serio? - Wiem, że mogę sobie do niego tak pozwolić. Podaję mu fajki, płaci, a jego wzrok pada na lottomat.
- To jeszcze dużego lotka mi pani da - mówi i chce mi znowu dowód przed oczy wywalić. Obsłużyłam go, wyszedł.
Wieczorem, po pracy wracam do domu. Na ławeczce siedzi sobie z kolegami właściciel nowiutkiego dowodu z papierosem w pysku. Z naprzeciwka nadchodzi jego ciotka. Nie wspomniałam, że rodzina z tradycjami, takimi alkoholowymi, a to zobowiązuje do przestrzegania pewnej... etykiety. Wiązanki, jakiej użyła, żeby się z nim przywitać, nie odtworzę. Najbardziej utkwiło mi w głowie porównanie do mamuciego prącia. Młody próbuje coś powiedzieć, przystaję na chwilę, jak spora część przechodniów na ulicy, nie wiem, czemu - samo mi się przystanęło. I to był błąd. Młody pokazując palcem na mnie skierował furię ciotki w moją stronę. Zostałam oskarżona o sprzedaż wyrobów tytoniowych osobie niepełnoletniej - tak mniej więcej zinterpretowałam: "Zaraz cię, szmato, zajebię, żeś temu pojebowi sprzedała cygary!!!". I ruszyła wolno w moją stronę. Koledzy na ławce mają niezły ubaw, przechodnie widowisko, a ja zaczynam się zwyczajnie jej bać. Z pomocą przyszedł moment, kiedy ciotuchna idąc zamilkła (nie wiem, może nie potrafi połączyć obu tych czynności), a debiutujący palacz wykrzyknął:
- Ciociu, ja już mam dowód!!!
Momentalnie straciła zainteresowanie moją osobą, podeszła do niego, obejrzała dowód, a potem ze spokojem powiedziała:
- To poczęstuj ciocię, Gracjanku.

Niedorobiony

2015-07-17 15:01:00 · 4 komentarze
Wielkousty typek koło pięćdziesiątki, w garniaku, z kolegą w garniaku. W ręce trzyma zamek od drzwi, podchodzi do lady i wymachuje mi nim przed nosem.
- Ma pani klucze do takiego zamka?
- Nie wiem. Zresztą nie dorobię panu klucza do zamka.
- Czemu? - na chwilę przestał machać.
- Nie dorabiam kluczy do zamka.
- Czemu? - zaczyna machać od nowa.
- Nie umiem.
- A kto umie? - macha mocniej, coś w tym zamku się tłucze, dzwoni.
- Szef. Będzie w sobotę.
- To ja sobie tu wejdę do pani, na zaplecze i sobie poszukam takiego klucza.
- Nie ma mowy! - protestuję odsuwając ręką zamek, którym toruje sobie drogę za ladę.
- Nie? To po co pani tu stoi? - rzucił wyginając wargi z pogardą cały czas telepiąc trzymanym w dłoni zamkiem.
Zanim zdążyłam się odezwać, głos zabrała klientka drapiąca zdrapkę (którąś z kolei, bardzo ją złościło, że niczego jak dotąd nie wygrała):
- Pani tu stoi, ładnie wygląda i pachnie. A pan jesteś cham!
Chamy w garniakach wyszli, a klientka uśmiechając się dodała:
- I co pani by beze mnie zrobiła?

Spocony

2015-07-10 10:05:00 · 1 komentarz
Gorąco. Stoję w drzwiach, w przeciągu, bo chłodniej, albo przynajmniej się łudzę, że chłodniej. Przepuszczam otyłego klienta, który czołga się do lady. Na stojąco się czołga, widać, ile go kosztuje każdy ruch. Idę za nim i nieprzyjemny zapach potu gryzie mnie w nos.
- Mam nietypową prośbę.
- Dzisiaj same nietypowe prośby. Przed godziną był człowiek i prosił, żeby mu skarpetki w zimnej wodzie zamoczyć, wykręcić i pomóc założyć, to mu będzie chłodniej. W czym panu mogę pomóc?
- Bo wy czasem dostajecie takie te, silikonowe saszetki. Ma pani takich kilka na zbyciu? Ja je sobie wkładam tu i ówdzie, to mniej się pocę.
Mocno kręcąc głową powstrzymałam się od zapytania, gdzie to jest to "tu i ówdzie". Mam nadzieję, że chodziło o kieszenie.

Doświadczona życiowo

2015-07-10 10:04:00 · 1 komentarz
Weszła rozmawiając przez telefon. Babka coś między 60-tką a 70-tką, ostrzyżona po męsku, zupełnie niczym się nie wyróżniająca spośród tłumów babek w tym przedziale wiekowym. Tylko ten głos, taki mocny, spalony fajkami.
- ...
- Daj ty Panu Bogu spokój! On ma większe problemy, niż tych twoich pierdół słuchać. Co Go obchodzi, że się pomyliłaś i tę kiszkę w piątek zżarłaś?!
-...
- Co? Taka stara cipa, koleżanek sobie nie narobiłaś, to masz.
- ...
- Aniela, ja ci już powiedziałam, że z tobą nie pójdę.
- ...
- Gazetę se poczytaj choćby!
- ...
- Jaka droga?! Jestem w kiosku i tu jest bezpłatna. "Tojatoty". I zaraz ci wezmę.
- ...
- "Ahoj, przygodo"- to akurat nie wiesz, co to jest przygoda. "Shakira. 100% gwiazda, 100% mama" - no ty akurat ani jedną, ani drugą nie jesteś i nie będziesz. "Poradnik podróżnika" - ty to się dalej, jak do kościoła nie ruszysz. I tak ci wezmę tę gazetę!
- ...
- To pa!
I do mnie:
- Ta jest bezpłatna, to bym wzięła. I jeszcze L&M-y czerwone, paczkę tych wiśniowych prezerwatyw i "Angorę".
Autor
O blogu
  • Kilka lat temu pracowałam na pół etatu w kiosku, a że ludzie są różne - przekonuję się o tym do dziś
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty
Statsy bloga
  • Postów: 100
  • Komentarzy: 109
  • Odsłon: 79249

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi