< > wszystkie blogi

Pewnie będą zielone

29 January 2010

zielone jak groszek i zupełnie inne niż my


Jak co dzień obudził mnie śpiew ptaków za oknem. Zamrugałam powiekami, aby z nich strząsnąć resztki snu. Przeciągnełam się.
Czas wstawać, szykować śniadanie dla rodzinki.
Podniosłam rolety. Za oknem był jeszcze mrok, ale ptaków się nie da oszukać. One wiedzą, że nadchodzi nowy dzień.
Rozerwałam opakowanie jednorazowych skarpetek, kapci i szlafroka. Ubrałam się i poczłapałam do kuchni. Opakowania po ubraniach wrzuciłam do pieca. Były już tam nasze wczorajsze ubrania. Włączyłam piec, zaprogramowałam produkcję ubrań na kolejny tydzień (nie zapominając o strojach wieczorowych - w sobotę idziemy do opery) oraz ustawiłam nowy, letni czas natężenia oświetlenia i grzania.
Cały dom wypełniło światło i ciepło. Ale patrzę - coś za mało mocy. Hmm? Pięcioro moich dzieci wraz z mężem już dreptało do kuchni. Zgłodnieli. Popatrzyłam się surowo na jedną z córek i spytałam:
- Franciszko? Czy przypadkiem wczoraj czegoś nie zapomniałaś wrzucić do pieca?
- Mamo! Miałam taką piekna książkę! Bardzo chciałam ją doczytać do końca, więc wrzuciłam ubranie do swojego piecyka i czytałam. 
Dzieci mają swoje mini piecyki w pokojach, aby mogły sobie wyprodukować jakąś zabawkę albo rzeczy potrzebne do szkoły albo - tak jak Franciszka - światło w nocy.
- Franiu, posłuchaj - nie zabraniam ci czytać, ale tylko dlatego, że jest nas dużo możemy sobie zapewnić wystarczającą ilość energii do życia. Chciałabym, abyś następnym razem czytała za dnia, nie przeciągając lektury do zmroku. Oczy sobie popsujesz.
- Przepraszam mamo! Następnym razem się spytam, czy mogę.

- Dobrze, już dobrze. Co to za książka Cię tak wciągnęła?
Oczy mojej córeczki aż rozbłysły i zaczęła mi opowiadać:
- Mamo! To taka książka historyczna jest! Chwilami straszna a chwilami śmieszna aż strach! O takim kraju USA. Mamo! Oni w tym kraju mieli piękną przyrodę, ale wszystko co jedli i w co się ubierali to było sztuczne! I mamo?! Czy to prawda, że kiedyś samochody były na benzynę i strasznie kopciły?
Zamyśliłam się.
- Córciu, od swojej babci słyszałam, że kiedyś kontynenty były podzielone na państwa i w każdym używało się innego języka. I nikt nie dbał o środowisko. I ubrania były noszone latami a w międzyczasie tylko prane a jak się zużyły to po prostu rzucano je na wielkie stosy zwane wysypiskami śmieci. Ale już mnie nie zagaduj, Tylko jedz i zmykaj do szkoły.
- Łeee, znowu ser ze szczypiorkiem - zaczął wybrzydzać Olek.
- Nie krzyw się. Jedz.
Dzieciaki pojadły i poszły do szkoły. Światło przygasło a mąż się na mnie popatrzył dziwnie i powiedział:
- Kochanie? Czy nie sądzisz, że przydałoby się nam więcej energii?
Aż się zarumieniłam.
- Nie bądź taki zachłanny - ospowiedziałam - tyle co mamy, w zupełności nam wystarcza.
- Niby wystarcza, ale jak dzieciak chce książkę poczytać wieczorem to rano woda nie jest wystarczająco ciepła albo za mało światła w domu.
Zamyśliłam się.
Wprowadzenie domowych elektrowni a co za tym idzie samowystarczalność każdej rodziny bez względu na miejsce osiedlenia się na ziemi ma niewątpliwie swoje plusy. Jesli chce się miec duży dom i dostęp do wszystkich mediów, własny ogród z pożywieniem i nie musieć nic pożyczać to trzeba mieć dużo energii a co za tym idzie - dużo dzieci.
Wiele jednorazowych, zielonych produktów takich jak ubrania, sztućce czy też pościel - jest produkowana przez domowe piece, które tak naprawdę nie są prawdziwymi piecami, ale maszynami, które rozbijają atomy włożonych do nich produktów tworząc energię i kolejne produkty wg potrzeb. Mając dużo dzieci- mamy dużo energii i  - możemy sobie na wiele rzeczy pozwolić.
Mąż patrzył na mnie wyczekująco.
- Adamie, chyba masz rację, może rzeczywiście przydałoby się nam trochę energii?
Poszliśmy do sypialni. Z uroczystą miną wyjęłam z szafki paczkę.
Było w niej całkiem sztuczne, nie mnące się i nie brudzące prześcieradło.  Do tego wyciągnełam uszytą z plastikowych polimerów wielką, puszystą kołdrę. Były to pamiatki po moich przodkach.
- Mrrr..strasznie mnie podnieca ta dekadencja.- zamruczał mój mąż.
- Uważaj Adamie, to, na czym baraszkujemy - na czarnym rynku jest warte fortunę.
- Ależ kochanie, będę ostrożny. Nie ma to jak zanurzyć się w tych antykach dla odmiany po zwykłym jedwabiu czy lnie.
Piec po przeanalizowaniu stanu naszych organizmów jeszcze bardziej przyćmił światło i wysłał zawiadomienie do naszych szefów, że dziś będziemy później w pracy z powodu spontanicznej prokreacji.
Dom wypełniła dyskretna muzyka. Za oknem powoli wstawał nowy dzień.
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Autor
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi