< > wszystkie blogi

Zgorzkniały Cynik

wszyscy jesteśmy wieśniakami

Narty nie są takie złe! Serio! Dobrze Kochanie, pozmywam naczynia...

31 January 2023
Gdy moja dziewczyna oznajmiła że jedziemy na narty zamarłem.

Natychmiast wyobraziłem sobie wyprawę w stylu Marka Kamińskiego – przemierzanie jakiejś głuszy na końcu świata, ciągnąc sanie z prowiantem i śpiąc pod, brrrr, namiotem. Nie zrozumcie mnie źle, nie boję się wyzwań. Po prostu nie jestem tak hardkorowy jak ona. Dla przykładu – oto według niej idealny sposób na nocleg na łonie natury:



Okazało się jednak że jedziemy na narty jak „zwykli” ludzie – zjeżdżać z górki i wjeżdżać orczykiem. Ucieszyło mnie to bardzo bo lubię jeździć do Zakopanego. Nasza Zimowa Stolica posiada wiele atrakcji, z których wystarczy wymienić: Krupówki, Miś i kolejka na Kasprowy. Spacer głównym deptakiem, pośród licznych sklepów, straganów z najróżniejszymi różnościami oraz najlepszych knajp jest najlepszą rzeczą którą można robić w wakacje. Lepiej jest tylko w Mielnie, bo dodatkowo z łatwością w dowolnym momencie można zagrać w cymbergaja. W Zakopcu można za to wjechać na górkę kolejką – w końcu wakacje są po to żeby odpocząć a nie się męczyć!

Nie jedziemy do Zakopanego? Dokąd?! W alpy?!!! Natychmiast przypomniał mi się nasz wcześniejszy wyjazd, ze spaniem (a jakże) pod namiotem, na lodowcu oraz targaniem przez przełęcze i granie własnego żarcia – wcale nie liofilizowanego. Ale to historia na inną opowieść. Na tę myśl zamarłem po raz drugi.



„Nie dramatyzuj” - usłyszałem. Okazało się że znalazła jakąś górską chatkę w jednej z wiosek w austriackich Alpach, prowadzoną przez ichniejszy odpowiednik naszej gaździny i nie mogła się oprzeć urokowi. Będziemy mieli romantyczny wyjazd a przy okazji zaznamy trochę ruchu i świeżego powietrza.

Robienie zapasów cebuli na wyjazd pozostawiłem jej, sam postanowiłem skompletować sprzęt. Lawinowe ABC – czek!, czekan – czek!, hipsterska kurtka z kieszenią na skipas i drugą na piersiówkę – czek!, piersiówka - czek!, zapasowa piersiówka - czek! Raków nie pakowałem bo przecież na nogach będę miał narty.

Zacząłem się nawet cieszyć na wyjazd, bo lubię jazdę samochodem. Jednak chwilę po przekroczeniu granicy przypomniało mi się dlaczego wystarczy jeden Niemiec żeby wymienić żarówkę... Mówi się że ichnie autobany nie mają ograniczeń, ale to nieprawda. Co fajniejszy odcinek to stówka, 120... A że cały ruch zwalnia ciężko było pokazać jak się powinno traktować ograniczenia. Z nudów zacząłem się rozglądać ale tu też spotkało mnie rozczarowanie. Na naszych drogach można sobie poczytać billboardy, pooglądać obrazki... Tam tylko lasy i pola. No i co chwilę zjazd na Ausfahrt – to musi być duże miasto! Obiecałem sobie że kiedyś je odwiedzę.



Sytuację uratował nasz rodak, w (zapewne) służbowej Skodzie. Zaczął wywierać na niemiaszkach taki pressing, z siedzeniem na zderzaku i mruganiem długimi, że ci przerażeni zaczęli mu robić korytarz życia. Podpiąłem się i pościgaliśmy się ładny kawałek drogi. Pokazałem gościowi co znaczy 1.9 TDI! Humor popsuła mi jednak szybko wizyta na MOPie. Niemiaszki życzą sobie 1€ za toaletę. Cztery i pół złocisza za sikanie!? Całe szczęście w pobliżu były krzaki...

Austriackie wioski wyglądają jakby zostały wybudowane wczoraj. Albo sto lat temu. Wszystkie domy takie same – biało-drewniane. Żadnych urozmaiceń, wesołego chaosu czy choćby dziury w drodze. Podejrzewam że po incydencie z malarzem, Austriacy zdelegalizowali wszystkie kolory kredek z wyjątkiem białego. Ichni architekt (pewnie jedyny w kraju, dodatkowo dobrze pilnowany), rysując białą kredką na białej kartce, dla urozmaicenia kreatywnie wymyślił wykorzystanie obierek z kredki jako drugiego koloru.



Gaździna również wyglądała jakby miała sto lat. Chciałem ją spytać czy miała okazję poznać Franciszka Józefa, ale okazało się że przez te wszystkie lata nie nauczyła się mówić w żadnym ludzkim języku. Pozostało mi więc uśmiechanie się głupio, rozmową zajęła się moja dziewczyna.



Następnego ranka okazało się że trzeba wstać o wpół do siódmej, bo przecież rano jest najlepszy śnieg. Co to za wakacje gdy nie można się wyspać? Z na wpół zamkniętymi oczami zacząłem wsuwać na siebie kolejne warstwy ubrania. Już przy trzeciej zacząłem pocić się jak w saunie, a przede mną było najlepsze – narciarskie buty.

Nie rozumiem dlaczego ludzie dobrowolnie poddają się takim torturom. Jechać kawał drogi żeby założyć na stopy żelazne dziewice, do których przypina się długie deski służące głównie do zrywania więzadeł. No i te kije! Fajnie że można się czasem odepchnąć ale co z nimi robić przez resztę czasu? Tyle jest na świecie teorii spiskowych że ludzie nie zdążyli zauważyć że narty wymyślił chyba sam szatan, któremu wcześniej dusze oddali ortopedzi.



Całe szczęście na stoku można kupić winko. Oraz coś mocniejszego. Jakoś przeżyłem te kilka dni. Do domu wróciłem obolały, jakby mnie ktoś kijem... Ona mnie wykończy!

 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi