< > wszystkie blogi

Zgorzkniały Cynik

wszyscy jesteśmy wieśniakami

Pamiętasz gościa, który ostatnio wkurzył cię do cna? To byłem ja!

23 January 2023
Postanowiłem podzielić się z Wami swoimi uczuciami, otworzyć się nieco przed światem. Proszę więc zachować należytą powagę, bo nie są to łatwe sprawy.
Uwaga! Artykuł zawiera ironię! Pamiętaj też, że powaga...

Po mistrzostwach świata w Katarze nastąpiły mistrzostwa świata w katarze i kaszlu. Jakieś straszliwe grypsko zakłóciło feng shui naszego domu. Najpierw rozłożyło mnie, potem moją dziewczynę, potem znowu mnie... W pewnym momencie straciliśmy rachubę, kto jest bardziej chory, a czyja jest właśnie kolej gotować chyba jedyny skuteczny medykament na taki problem – rosołek.


Tym razem padło na mnie. Jakkolwiek obojętny człowiek miałby stosunek do mody, nawet na szybkie wyjście do sklepu wypada przynajmniej przemyć zasmarkaną twarz, przebrać się z przepoconego trzydniową gorączką dresu oraz uczesać trochę przetłuszczone włosy. Brutalny kaszel-zabójca towarzyszył mi już od kilku dni, łyknąłem więc syropek i wziąłem garść tabletek na ból gardła, abym podczas mówienia „poproszę kartą” nie wybił sobie zębów o terminal, a kasjerce nie przywalił z główki. Tuż przed wyjściem naszła mnie jeszcze jedna myśl: czy zabrać maseczkę, aby nie pozarażać współzakupowiczów? Taka grypa to w końcu nic fajnego. Pandemia Covid-19 nauczyła nas, że lasy są siedliskiem najgorszych chorób w niektórych społeczeństwach typu Japonia czy Korea od dawna panuje zwyczaj zakrywania nosa i ust podczas choroby, aby nie zarazić np. współpracowników czy po prostu osób postronnych. Może wziąć przykład?


Po drodze przypomniało mi się jednak, że nie mieszkam w Japonii (prędzej już w Korei, Północnej...) i nie obchodzi mnie, czy kogoś zarażę, bo po prostu, nie owijając w bawełnę, nie lubię ludzi. Będąc już w sklepie, rozejrzałem się, czy ktoś może jednak pała miłością do bliźniego i pragnie jemu/jej oszczędzić mąk związanych z chorowaniem. W końcu z badania sondażowego CBOS-u wynika, że 37 procent Polaków pojawia się w kościele przynajmniej raz w tygodniu. Wyobraźcie sobie jednak, że nie dostrzegłem ani jednej maseczki, natomiast wrażenia słuchowe były na wysokim poziomie. Okazało się, że mając gorączkę 37,5 i w swoim mniemaniu straszliwy katar i kaszel, jestem jedną z bardziej zdrowych osób w sklepie. W chorobowej malignie wyobraziłem sobie, że biorę udział w spotkaniu Gruźlików Anonimowych. Obawiam się, że podobnie brzmią oddziały covidowe tuż przed podłączeniem do respiratorów. Uzupełniwszy więc bazę wirusów oraz sprzedawszy swojego kilku osobom w kolejce do kasy, udałem się do domu, śmiejąc się w duchu ze swojego przedchwilowego maseczkowego dylematu.

Mój stosunek do społeczeństwa nie jest nagłym kaprysem, stylem bycia czy postanowieniem noworocznym. Już od lat szkolnych byłem uczony na indywidualistę. Wszystkie zadania czy prace wykonywałem przecież jednoosobowo i w taki sam sposób byłem oceniany. Doskonale znałem swoje miejsce w hierarchii: ten z lepszymi ocenami był kujonem, ten z gorszymi nierobem – proste. Tata kolegi, który ma lepsze zabawki, na pewno kradł, a tego z gorszymi pił. Zostałem od najmłodszych lat wychowany do rywalizacji z... no właściwie to z całym społeczeństwem.

Przewijając kilka...dziesiąt lat do przodu, do teraźniejszości, dobrze ukształtowany przez społeczeństwo powstałem ja – Polski Mizantrop. To ja napaskudziłem swoim psem na chodniku, rzuciłem niedopałek obok śmietnika, bo nie chciało mi się celować, a w autobusie rozmawiałem głośno przez telefon. To ja nie włączam kierunkowskazu, bo to dużo roboty, służbową skodą zajechałem ci drogę, a w weekend zaparkowałem swojego RAM-a w galerii na trzech miejscach. Gdy stoję pierwszy na światłach, to powoli celebruję ruszanie, gdy drugi – od razu trąbię na palanta przede mną. W bloku z wielkiej płyty ustawiam pralkę na maksymalne wirowanie o drugiej w nocy, a o trzeciej relaksuję się przy technicznym death metalu.

Jednak moim ulubionym sportem są szlabany na płatnych parkingach. Po podjechaniu nigdy nie daję rady sięgnąć do automatu i zawsze muszę otworzyć drzwi, żeby włożyć bilecik. Potem zawsze się jednak okazuje, że przekroczyłem darmowy czas – gapa ze mnie. Muszę więc wyjść i zapłacić, nie chcę jednak stracić miejsca w kolejce, więc auto zostaje.


Spytacie może, czemu się tak zachowuję. Odpowiedź jest prosta – bo Was nie lubię! Nie schlebiajcie sobie, nie darzę Was żadnym uczuciem typu wrogość czy nienawiść, nie wysilam się nawet na delikatną wzgardę. Nielubienie moje potraktujcie jak brak jakichkolwiek uczuć.

Moje czarne serduszko oświetla jednak mały ciepły promyk radości. Nadchodzi bowiem moje święto, dzień mizantropa. Jest to dzień, w którym banda ludzi wyłazi na mróz, aby mimo tego, że na pewno spotkali się ze mną przez ostatni rok wielokrotnie, połączyć się we wspólnej sprawie i pouśmiechać się do przechodniów. Kierowani przez faceta w zabawnych okularach, w corocznym dążeniu do odmrożeń i odcisków, nie zniechęca ich nawet coraz popularniejszy w tych czasach hejt czy rzucane pod nogi kłody. Takich ludzi trzeba szanować, niezależnie od ogólnego stosunku do społeczeństwa. Wezmę więc w niedzielę dziewczynę na spacer po starówce, a najbardziej zmarzniętemu kwestującemu wrzucę do skarbonki całą, błyszczącą dwójkę – niech ma! Może nawet raz, z okazji święta, odwzajemnię uśmiech...
Źródła: 1, 2
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi