< > wszystkie blogi

Zgorzkniały Cynik

wszyscy jesteśmy wieśniakami

Pięć grzechów głównych początkującego eko-adepta

26 February 2023
Amerykański ekolog Jay Westerveld w 1986 roku ukuł termin „greenwashing”, opisując pozorowane działania ekologiczne przemysłu hotelarskiego. Chodziło o karteczki z napisem „oszczędzaj ręczniki aby chronić naturę”, których głównym celem było owszem oszczędzanie, ale głównie pieniędzy hotelarzy.
Od tego wydarzenia minęło wiele lat, a my, konsumenci, jesteśmy karmieni ekologią marketingową z każdej strony, a korporacje prześcigają się w przekonywaniu nas jak bardzo dbają o naszą planetę. Takie hasła jak „zrównoważony rozwój” czy „bardziej przyjazne środowisku” stały się, razem z asapami i kolami, częścią korporacyjnej nowomowy. Wystarczy rozejrzeć się po mieszkaniu – wiele produktów codziennego użytku ma teraz „nowe” opakowania z ładnym obrazkiem przedstawiającym naturę, które są w 80% a nawet 90% zdatne do recyklingu. Te plastikowe zamieniane są na papierowe, a przynajmniej, dla niepoznaki, owinięte w tekturę. W mojej głowie jednak od razu rodzą się pytania: co z pozostałymi 10-20% opakowania? Czy nie można było się trochę bardziej wysilić aby osiągnąć 100%? Czemu tekturowe pudełko ma plastikowe wieczko?!

Karmieni fałszywymi eko-ideami, działając w dobrej wierze, podczas codzienny zakupów podejmujemy wybory być może niekoniecznie tak przyjazne naturze, jak portfelom producentów. W 2021 roku przeciętny Polak wyprodukował 358 kg odpadów komunalnych. Do recyklingu trafiła jedynie lekko ponad jedna czwarta. Oznacza to w skrócie że tylko w przeciągu roku wyprodukowaliśmy miliony ton odpadów, które wygrzewają się teraz na wysypiskach w ciepełku, powstałym dzięki CO2 wyemitowanemu podczas ich produkcji, transportu, sprzedaży oraz często konsumpcji. Następnie to wszystko zostało przysypane i przyklepane wcale nie mniejszą ilością odpadów przemysłowych.

Powiecie może że nie mamy wpływu na działania wielkich firm? Cóż my, biedne żuczki-konsumenci możemy zdziałać w starciu z wielkimi koncernami? Przedstawiam więc moją subiektywną listę pięciu grzechów głównych początkującego eko-adepta, wraz z poradami pomagającymi uniknąć wpadnięcia w greenwashingową pułapkę.

1. Wszystko na baterie/akumulatory.

Laptopy czy smartfony goszczą obecnie w prawie każdym domu. Szczoteczki elektryczne, młynki do pieprzu, czy przenośne masażery do ciała również już nikogo nie dziwią. Producenci elektroniki prześcigają się jednak w wymyślaniu nowych produktów zasilanych bateryjnie. Naszym mamom nawet nie śnił się bezprzewodowy odkurzacz, po który można łatwo sięgnąć zawsze gdy tylko dziecko powie „o-oł”. Moja babcia natomiast gdy usłyszała że są takie urządzenia które jeżdżą same i równiutko przeczesują całe mieszkanie w poszukiwaniu pokładów kurzu, pobożnie się przeżegnała.

Wymyślono wiele różnych technologi produkcji baterii i akumulatorów, lecz ich cechą wspólną jest wysoce negatywne oddziaływanie na człowieka i przyrodę. Proste akumulatory samochodowe zawierają ołów, który jest toksyczny. Zwykłe baterie alkaliczne, które notabene znane nam są dłużej niż słowo „recykling”, w swoim składzie mają ciężkie metale oraz elektrolity które, delikatnie mówiąc, powodują korozję. Coraz powszechniejsze akumulatory litowe to...temat na oddzielną opowieść. Nie bez powodu jednak na każdej baterii znajduje się symbol przekreślonego śmietnika...

Niezależnie jednak od technologii, produkcja przenośnych źródeł energii elektrycznej wymaga wykopania niezbędnych materiałów z ziemi, często w egzotycznych lokalizacjach (tabelka poniżej, źródło: wikipedia), energochłonnego oczyszczania i przetwarzania aby ostatecznie uzyskać toksyczno-wybuchowy produkt. Produkt, którego recykling, równie paliwożerny co produkcja, wymaga dodatkowo zachowania specjalnych środków ostrożności.


Eko porada: Upiecz dwie pieczenie na jednym ogniu. Zamiast trwonić pieniądze na karnety na siłownie, potraktuj codzienne czynności domowe jak ćwiczenia układu mięśniowo-szkieletowego. Zrezygnuj z elektrycznego otwieracza do wina czy konserw, bateryjnie zasilanych podgrzewanych części garderoby, a turystyczny aparat do masażu zastąp wersją manualną.


2. Samochody elektryczne

Tak, te na akumulatory. Używane głównie do lansu przez bogatszych hipsterów, bo z ekologią nie mają obecnie wiele wspólnego. Być może w postępowej Kaliforni w centrach miast można odetchnąć świeższym powietrzem, natomiast w globalnej perspektywie wciąż rosnące zapotrzebowanie na lit przyczyniło się do powstania kilku nowych dziur w skorupie ziemskiej.

Aby korzystanie z aut elektrycznych miało wymierny, pozytywny wpływ na środowisko, należałoby je zasilać „zieloną” energią, czyli taką pochodzącą ze źródeł odnawialnych. Aktualnie w skali globalnej jest to jedynie 11%, europejską produkcję przedstawia zaś wykres:


Jak można zauważyć osiągnięcia naszego kraju w tej dziedzinie plasują się w okolicach średniej światowej, natomiast wykres nie wspomina że ok 70% energii elektrycznej produkujemy z węgla. Samochody elektryczne służą więc obecnie jedynie do przesunięcia problemu spalania paliw kopalnych z miejsc w których podróżujemy do miejsc o których nie chcemy słyszeć. Plus kilka dziur w ziemi.

Eko porada: Mercedes W123 w dieslu. Wyprodukowany w latach 70-80-tych, więc CO2 uwolniony podczas jego produkcji został już dawno wchłonięty przez to co pozostało jeszcze z puszczy amazońskiej. Samochody te bez problemu przejeżdżają milion kilometrów, a mały silnik o niewielkiej mocy nie sprzyja mocnemu wciskaniu pedału gazu. Ich wiek natomiast sprawia że większość współczesnego życia spędzają w garażu bądź warsztacie, oszczędzając właścicielowi kosztów paliwa a naturze szkodliwych oparów.


3. Wszystko jednorazowe

Parafrazując znane studenckie powiedzenie: użyć, wyrzucić, zapomnieć. Nasz coraz bardziej zabiegany świat zdominowały opakowania jednorazowe: kubki, butelki, pudełka. Karton po mleku/soku to papier czy może plastik? Do którego z pięciu (sic!) koszy na śmieci należy go wyrzucić? To samo dotyczy jednorazowych kubków po kawie lub napojach gazowanych, czy talerzyków zwanych papierowymi. A co z pampersami, podpaskami, niezliczonymi rodzajami butelek?

Papier powlekany plastikiem to zło, które powinno być zakazane na równi z azbestem. Ciekawe co Matka Natura przeskrobała człowiekowi, który wpadł na pomysł aby połączyć ze sobą dwa (a czasem trzy) całkowicie recyklingowane materiały w sposób może nie uniemożliwiający, ale znacznie utrudniający ich rozdzielenie. Tanie w produkcji trudne do odzyskania – recepta na katastrofę ekologiczną. Na chwilę obecną najlepszym sposobem ponownego wykorzystania takich opakowań jest zamiana ich na prąd elektryczny – w spalarni. Można również zmielić je drobno, zmieszać z kompostem i udawać że nie ma problemu – serio, taki sposób też wymyślono.


Konsument powie jednak że wszystko jest w porządku, bo przecież do „papierowego” kubka z plastikową przykrywką dostał papierową słomkę, a to przecież te ostatnie zabijają żółwie. Będę brutalny – przyrodę, ogólnie, zabijają ludzie, a nie same odpady. To nie broń zabija...

Eko porada:
Do maka czy baksa chodź zawsze z własnym zestawem wielorazowych utensyliów konsumenckich: kubkiem, talerzem, sztućcami. Najlepiej z taniego w produkcji i recyklingu plastiku. Początkowo może to się spotkać z krzywymi spojrzeniami, ale czego się nie robi dla przyrody.

4. Hipsterski wegetarianizm

Humus, jarmuż, quinoa – nazwy równie egzotyczne dla zwykłego zjadacza chleba z masłem i szynką co odległe geograficznie. Jedną z idei podnoszonych przez współczesnych wegetarian jest wpływ zwierząt hodowlanych na przyrodę. Argumentują oni że wyprodukowanie kilokalorii mięsa jest ok 2-20 razy bardziej energochłonne niż ekwiwalentu roślinnego. Do tego zwierzęta puszczają bąki a to psuje klimat rządnym wypoczynku na łonie natury korpo-szczurom. Obudzeni porannym pianiem koguta w zapomnianej nawet przez listonosza warmińskiej wsi, wkurzeni że przyroda nie pozwala im na zasłużony wypoczynek, postanawiają rozpocząć wege-krucjatę przeciwko wszystkiemu co pieje, muczy i puszcza wiatry.

Jednak bycie wege to coś więcej niż napychanie sobie żołądka byle trawą spod bloku. To styl życia, temat do rozmów ze znajomymi, pozwalający poczuć się lepszym od innych – barbarzyńców którym los planety jest obojętny. Należy więc znaleźć jadłospis składający się z jak największej ilości egzotycznych produktów, aby zdjęcia posiłków wrzucane na insta zachęcały do lajkowania i followersowania.

Weźmy więc globus i sprawdźmy ile kilometrów, mniej więcej i w linii prostej, musiały przebyć niektóre z produktów od największych światowych producentów aby znaleźć się na hipstersko-wegetariańskim talerzu:

  • ciecierzyca: Indie (6000) , Australia (15000), Turcja (1500).
  • sezam: suche rejony Afryki (4500), subkontynent indyjski (5000-7000)
  • quinoa: Peru i Boliwia (11000)
  • shea: Ghana, Nigeria, Uganda (5000-6000)

Soja, będąca źródłem białka oraz składnikiem wielu dań - od kotletów po tofu, uprawiana jest głównie w Brazyli, USA oraz Argentynie. Roślina ta wymaga żyznych gleb oraz średnich temperatur powyżej 20°C. Idealnie więc czuje się w rejonach gdzie kiedyś rosły lasy tropikalne. W zamian można jednak osiągnąć nawet trzy zbiory rocznie. Na wielohektarowych polach pracują ogromne maszyny, na pewno wydajniejsze niż nadal spotykane na naszych polach sześćdziesiątki. Szkoda tylko że po wyprodukowaniu trzeba tę soję do nas przetransportować...

Eko porada:
Co jest złego w marchewce, ziemniakach, fasoli czy bobie? Rodzime produkty są w stanie zapewnić zrównoważoną dietę. Skasuj więc Instagrama a oszczędzony czas spożytkuj na przydomowy ogródek – zapewniając sobie równocześnie substytut siłowni.

5. Domki dla owadów

Przez miliony lat przyroda wypracowała naturalną równowagę. Do naturalnych siedlisk roślin i zwierząt wszedł jednak człowiek. Pokazał palcem: tu, tu i tu – tu będzie beton, a tu i tu asfalt, a przyroda może łaskawie być tam, gdzie indziej. Później jednak okazało się że nie wszystkie robaki to szkodniki, a niektóre z nich są nawet pożyteczne.

Człowiek więc, w swej łaskawości, ścina kilka drzew, będących jednocześnie schronieniem i pokarmem tychże owadów i buduje z nich domek, który następnie stawia w takim miejscu aby cały świat widział że właściciel posesji jest eko. Ważnym jest aby taka konstrukcja współgrała estetycznie z otaczającym ją sterylnym krajobrazem.

Eko porada:
Czasem lepiej jest nie zrobić nic: nie betonować, asfaltować, kosić trawnika, a na pewno nie ścinać drzew.

Podsumowując, w obecnych czasach, gdy mamy coraz więcej pieniędzy kosztem zwiększonego tempa życia, zamiast karmić się pychą i pięknymi hasłami, powinniśmy przyjrzeć się ludziom których egzystencja w mniejszym stopniu wpływa na środowisko. W przeszłości, nasi rodzice kupowali mleko w szklanych butelkach zwrotnych, wielokrotnego użytku, a każdy przedmiot przed wyrzuceniem oglądali trzykrotnie pod kątem „przydasie”. Dziś wzorem dla nas mogą być ludzie żyjący w mniej zamożnych miejscach na świecie, pozyskujący zarówno materiały budowlane jak i pożywienie lokalnie, często bezpośrednio sprzed domu.


gdzieś w Tanzanii mieszkają eko-profesjonaliści...

Żródła

https://www.businessnewsdaily.com/10946-greenwash...
https://samorzad.pap.pl/kategoria/srodowisko/polacy-wytwarzaja-coraz-wiecej-smieci-wskaznik-recyklingu-bez-zmian
https://obserwatorgospodarczy.pl/2022/08/21/swiatowa-produkcja-litu-wzrosla-o-21-r-r-gdzie-znajduja-sie-najwieksze-zloza/
https://nrcne.org/wp-content/uploads/2019/12/microplastics_in_compost_white_paper.pdf
https://radio.opole.pl/100,339106,na-ulicach-nysy...
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi