Chciałbym się do czegoś przyznać, dokonać
małego comming outu. Jestem zakochany, po uszy...
Jesteśmy praktycznie nierozłączni, jak fale i
ocean, jak kapusta i grzyby w świątecznych pierogach. Po prostu nie potrafimy
bez siebie żyć. Spędzamy razem właściwie
całe dnie, śpimy obok siebie, jemy razem, pracujemy i odpoczywamy. W ciągu dnia
często rozmawiamy, a gdy nie ma przestrzeni na gawędy – piszemy. Znamy swoje
najgłębsze sekrety, prawdy tak głęboko skrywane jak wrak Tytanika na dnie
oceanu, tak prywatne jak historia przeglądarki. Mamy mnóstwo wspólnych zainteresowań:
sport, muzyka, fotografia, kino... Ta lista zdaje się nie mieć końca. Towarzyszymy
sobie również podczas spotkań ze znajomymi, wycieczek po okolicy oraz podróży
do egzotycznych krajów. Wszystko to sprawia, że praktycznie nigdy się nie
nudzimy i zawsze mamy pomysły na wspólne chwile, a ponadindywidualny wymiar
czasu jest przeważnie wartościowy i przyjemny. Mimo faktu, że jesteśmy bardzo
odmienni, zdaje się, że zostaliśmy dla siebie stworzeni. Nawet jeśli, z
jakiegoś powodu, nie dane nam jest doświadczać wspólnych przeżyć to zawsze
jesteśmy blisko, chociażby eterycznie, myślami. Gdy brak tematów do rozmów lub
pomysłów na wspólne działanie, możemy po prostu na siebie patrzeć w milczeniu,
godzinami.
Ale tak samo jak nie ma róży bez kolców, tak
nasza relacja miewa swoje gorsze dni. Bywa ona czasami tak intensywna, że
doprowadza do wyczerpania. Separujemy się wtedy na jakiś czas, aby nabrać
nowych sił, naładować akumulatory. Nie powiem, rozłąka potrafi być dobra dla
relacji. Pozwala spojrzeć na rzeczy z dystansu, nabrać głębszej perspektywy
oraz, co oczywiste, zatęsknić za sobą. Zawsze jednak wracamy do siebie, bo
więcej nas łączy niż dzieli.
Jak to często bywa z historiami miłosnymi,
moja również posiada rysę na szkle w postaci innej kobiety. Moja dziewczyna od jakiegoś czasu zaczęła podejrzewać,
że nie poświęcam jej całej uwagi, że myślami jestem gdzie indziej, jakbym
znajdował się w jakiejś nierzeczywistej przestrzeni. Podobnie jak u Szekspira,
gdzie Helena próbuje odzyskać serce Demetriusa, należące do Hermii, atmosfera w
moim domu stała się, delikatnie mówiąc, napięta. Sytuacja rozwinęła się
standardowo - zaczęły się wyrzuty i pretensje, a potem nawet delikatne sugestie
i przypuszczenia o romansie. Ostatnio klimat popsuł się na tyle, że padły ostre
i niemiłe słowa, cytuję: „zaraz wyrzucę ci ten głupi telefon przez okno!”. Moja
miłość nazywa się Ajfon 15. A Twoja?
https://www.youtube.com/watch?v=BIsH686xWl0
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą