Obudził go chłopięcy chór, cichutko śpiewający wzniosłe pieśni w rogu pokoju. Z uśmiechem spoglądał na młode, szczere twarzyczki, na błękitne oczęta, patrzące na niego z uwielbieniem... Wsłuchiwał się jeszcze chwilę w płynącą po pokoju pieśń, po czym delikatnym, pobłażliwym gestem nakazał im wyjść.
Wstał, przeciągając się podszedł do okna. Ptaszki ćwierkały, motylki fruwały beztrosko, ginąc czasami na chwilę w delikatnej mgiełce. Smużki słonka delikatnie pieściły jego ciało, świat zdawał się budzić wraz z nim do życia.
Leniwie spacerowali policjanci, wdychając świeże, wiosenne powietrze. Do tego ograniczała się od pewnego czasu ich praca. Sędziowie bowiem, we współpracy z odpowiedzialnymi prokuratorami, powsadzali wszystkich, którym nie podobał się raj, na długie lata do więzienia. Zadowoleni ludzie kłaniali się z uśmiechem, życząc sobie tylko szczęścia, bo o zdrowie dbały doskonale wyposażone szpitale. Dzieci z radością gnały do szkoły, pragnąc jak najszybciej spotkać się ze swymi ulubionymi, ciekawie opowiadającymi, kompetentnymi nauczycielami.
Ci pracujący dalej już wyjeżdżali, rozbudowana sieć autostrad i dróg ekspresowych pozwalała teraz ludziom pracować nawet w promieniu stu i więcej kilometrów. Raptem niecała godzina jazdy dobrym samochodem. Te gorsze zapychały drogi Niemiec, Francji, Anglii i innych zacofanych państw. Po co kupować złom, kiedy pojazd wprost z salonu można kupić za dwie, góra trzy wypłaty?
Mężczyzna, kiwając głową, obrócił się i klasnął dwa razy w dłonie. Natychmiast pojawiła się służąca ze śniadaniem. Postawiła tacę i ulotniła się po irlandzku. Z apetytem spojrzał na śniadanie, chichocząc.
Pieczone kacze skrzydełka.
Dwa.
* * *
Obudził go dźwięk wybitej szyby. Zerwał się gwałtownie, w ostatniej chwili uchylając się przed wlatującym przez okno kamieniem. Poczuł smród palonych opon. "Wcześnie dziś zaczęli, s...syny" - pomyślał. Nerwowo ubrał się i podszedł cichcem do okna.
Samochody na ulicy płonęły, policjanci panicznie uciekali przed wygolonymi wyrostkami w dresach. W zasadzie część policjantów, bo większość przebywała na zwolnieniach lekarskich. Ci, którzy zapomnieli się udać do lekarza, przeklinali pod nosem - obłożnie chory doktor M. pisał właśnie kartkę do rodziny, leżąc na plaży na Mauritiusie.
Brudni ludzie w zniszczonych ubraniach przyglądali się temu w milczeniu. Ten i ów leniwie wsiadał na rower, na pożegnanie pokazując wyciągnięty środkowy palec. Między tłumem widzów przemieszczało się kilkudziesięcioro dzieciaków, prosząc o kilka groszy na bułkę czy batonik. Kilku z nich wprawnie okradało gapiów, nikt nie miał siły reagować.
Przyzwyczaili się.
Potężnie zbudowany, dwumetrowy dryblas, znany jako "Recydywa" (odsiedział bowiem dwa wyroki - trzy miesiące bez zawieszenia za dziesięć brutalnych gwałtów i surową karę roku więzienia za zabójstwo trzech osób) wypisywał coś na murze. Ponownie uchylając głowę przed lecącym kamieniem poczekał, aż rozwieją się kłęby gazu łzawiącego i odczytał nagryzmolony napis:
"Chciałeś drugiej Irlandii, to masz. Polska Frakcja IRA".
Nie wytrzymał. Otworzył szeroko okno, stanął na brzegu i krzyknął najgłośniej jak potrafił:
- A ja wam k*rwa pokażę, ze potrafię!!
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą