< > wszystkie blogi

Zza grzejnika

Takie tam...

O dzieciach

17 March 2015
Nic tak nie psuje poranka jak pisk i wrzask dzieci, dochodzący zza uchylonego okna.
To niesamowite jak głośno potrafią zachowywać się te dzieciaki mające pięć lub sześć lat. Mieszkając niedaleko lotniska muszę przyznać, że potrafią one zagłuszyć większość samolotów tanich linii lotniczych oraz przelatujące niezwykle nisko helikoptery. Słowo daję, że niekiedy nie jestem nawet zły, a raczej zdumiony siłą tych małych płuc. Kiedy ja chciałbym krzyczeć, a do tego biegać i skakać przez bite dwie godziny, ktoś musiałby mnie po takim wysiłku posadzić na wózku inwalidzkim i zawieźć do najbliższego szpitala na kurację złożoną z glukozy i orzeszków ziemnych. One natomiast mogą tak na okrągło, w dzień czy w nocy; krzyczą, piszczą, wrzeszczą, a kiedy śpią, to puszczają bąki. Nie chcę by źle mnie zrozumiano. Lubię dzieci. Są dla mnie przykładem niezaśmieconego umysłu, który chłonie wszystko jak gąbka. Niekiedy ich logiczne myślenie sprawia, że człowiek zaczyna się zastanawiać na czym to świat stoi. Bo dlaczego niby głodni nie mogą zjeść bezrobotnych? Przecież to dwie pieczenie na jednym ogniu… Dzieci, to w końcu wulkany kreatywności. Tylko one potrafią znaleźć 589 zastosowań dla kijka z jedną krzywą gałązką. Ja mógłbym, co najwyżej, wrzucić patyk do ogniska by po chwili wchłonąć go razem z tłuszczem kapiącym z rumianych kiełbasek. Sam nie posiadam dzieci i jeszcze przez jakiś czas nie zamierzam. Mam jednak w rodzinie dwóch małych szkrabów i cholernie podziwiam ich rodziców, którzy naprawdę dają sobie z nimi radę. Byłem na chrzcie jednego z nich i słowo daję, chłopiec gdy zobaczył aparat uśmiechnął się jakby specjalnie pozował do zdjęcia. Jak tak małe dziecko mogłoby wiedzieć, że fotograf akurat gotuje się do zdjęcia? Przecież to absurd. Nie zna technologii i nigdy nie miał w swojej małej dłoni aparatu cyfrowego. A jednak fotografia wyszła znakomicie. I do ciężkiej cholery, jak te małe szkraby tak dobrze nami manipulują? Widziałem ostatnio scenę w sklepie z zabawkami kiedy mama pomimo surowej miny i zapewnień, że nie ma pieniędzy, wyszła z dwoma pudełkami klocków Lego. Cholera, kiedy ja byłem mały jedno pudełko to był luksus. W ogóle klocki Lego to był szpan. Dzieciaki świetnie potrafią wywrzeć na nas poczucie winy i sprawić, że z początku twarde, kamienne serce przemieni się w ciepłą szarlotkę, która rozpada się przy najmniejszym dotknięciu łyżeczki. Jest jednak coś, co bardzo mnie dręczy i gnębi od dłuższego czasu. Dzieci zaczyna ubywać. I nie mam tu na myśli, że Pan Kowalski i Pani Kowalska za mało używają sobie w sypialni. Mam na myśli, że świat coraz szybciej i łatwiej kradnie dzieciaki i zabiera je od rodziców. Kiedy ja byłem mały i uczęszczałem do przedszkola, nikt nie słyszał o komputerze osobistym, a o telefonach komórkowych była mowa jedynie w filmach S-F. W tamtych czasach wychodziliśmy z kolegami na podwórko tylko po to by pokopać piłkę, napić się tanich napojów gazowanych albo pobawić się wspólnie w chowanego. Wychodzenie na dwór było swoistą religią, tak jak bunt przy wieczornym myciu zębów czy kreskówki oglądane do śniadania. W tamtych czasach robiliśmy wszystko, byle tylko nie wracać do nudnego domu. Teraz jest inaczej. Kiedy wszystkie dzieciaki wyjdą z przedszkola i żłobka, na ulicy panuje cisza. Nikt nie kopie piłki, nikt nie śmiga na rolkach. Rowery stoją w piwnicach, a spodnie nie robią się brudne od kurzu i brudu pokrywającego niskie grusze, z których kiedyś zrywaliśmy niedojrzałe owoce. Teraz panuje elektroniczna cisza. Wszystkie dzieciaki grają na konsolach, mają komputery i smartfony z dotykowymi ekranami. Ruch przy domofonach zmalał do minimum i gdy ktoś dzwoni do mojego mieszkania, to jestem pewny, że są to albo ulotki albo ziemniaki. W takiej właśnie kolejności. Gdzie podziały się dowcipy robione domofonem? Gdzie odbijanie piłki od bloku? Gdzie tania oranżada schowana pod krzakiem i gdzie tandetne plastikowe rolki, w których kółka pękały po kilku dniach użytkowania? Dzieciaki wciągnął internet, telewizja i wszechogarniająca nuda. Doszedłem do wniosku, że jeśli mam się codziennie budzić o szóstej rano ale widzieć dzieciaki, które z uśmiechami paradują z obdartymi łokciami i umorusanymi twarzami to poświęcę się do diaska. Tylko niech tamten czas wróci. Bo dzieciaki tracą cholernie fajny okres w swoim życiu. Piątek 05.09.2014
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Autor
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi