< > wszystkie blogi

Arlnie's Co ja plotę?

Dzieci doprowadzają Cię do szału? Chcesz czasem wysadzić się w kosmos? Spokojnie, mam tak samo...i lubię to!

Cudem ocaleni

24 March 2015
- Błagam, zabij mnie. To ponad moje siły. Nie wytrzymam dłużej tych tortur - resztkami sił wydusiłam z siebie ostatnią wolę. Była 2:00 w nocy, a ja konałam z bólu. Nie, nie zostałam porwana. Nagły atak migreny spowodował chwilową utratę zmysłów i jedyne co mogło mnie oswobodzić, to nagła śmierć z rąk mojego M. Zazwyczaj używana rozpuszczalna Solpadeina, nie utrzymałaby się w żołądku ani minuty. Gdyby nie fakt, że z bólu nie byłam w stanie doczłapać się do łazienki po miskę, pewnie i Ketonal opuściłby czeluści żołądka. Koszmar skończył się o 5:00 nad ranem, kiedy udało mi się wreszcie zamknąć przekrwione oczy i zasnąć. O 6.30 wstały dzieci. Głośne i wyspane. Ja natomiast czując się gorzej, niż po stratowaniu przez stado wściekłych byków (nie wiem jak to jest, ale na pewno nie czuje się po tym dobrze), usiadłam w kuchni i po cichu rozkoszowałam się nowym życiem. Życiem bez bólu. W zasadzie, życiem bez czucia, bo Ketonal wciąż nie odpuścił.
I tak minęła połowa dnia, chciałoby się rzec, ale mając dwoje dzieci, ba, mając nawet jedno dziecko, niemożliwym jest posiedzenie w jednym miejscu dłużej niż kilka minut. A więc połowa dnia upłynęła na siadaniu na krześle i wstawaniu z niego. I na staniu, bo ciężko gotować obiad na siedząco... W końcu zegar wybił godzinę 16:00, magiczną i jakże wyczekiwaną przeze mnie chwilę powrotu M z pracy. Wreszcie przejmie małoletnie dzikusy i będę mogła odetchnąć. I umyć zęby, bo zdaje się, że zapomniałam. Poza higieną jamy ustnej i rozczesaniu powstałych na głowie dredów, miałam do zrobienia jeszcze jedną, istotną rzecz. Sprawdzić ostateczne wyniki głosowania na "Blog roku", w którym jak wiecie, startowałam. - Ja to zrobię - powiedział M i wyjął mi z dłoni nóż. - Nie, ja chcę to zrobić. Muszę to być ja. Sama. - odebrałam M nóż i znów chwyciłam mocno w dłoń. Stałam nad komputerem, patrzyłam na wyniki głosowania i płakałam. Z oczu płynęły mi łzy jak grochy, a oddychanie nagle stało się trudnością. - Następnym razem muszę użyć mniej chrzanu - powiedziałam, odkładając nóż na blat i chowając szynkę do lodówki - Za duży plaster ukroiłam i za mocno posmarowałam. Otarłam łzy, a kiedy chrzan przestał wypalać mi język, przekazałam M ostateczne wyniki głosowania, zawierając wszystko w jednym i dosadnym słowie: "Dupa". Dodałabym "blada", ale jestem przeciwna rasizmowi. I w zasadzie mogłabym się tym przejąć, ale od kilku dni moja pozycja w rankingu oscylowała wokół jednej pozycji, więc wynik nie był dla mnie zaskoczeniem. Postanowiłam jednak wykorzystać fakt poniesienia sromotnej klęski i użyć go na swoją korzyść: - Muszę pobyć sama. Chcę to jakoś przetrawić - powiedziałam do M. I zrobiłam coś, co zawsze, ale to ZAWSZE działa. Minę. I nie była to mina kota ze"Shreka", która już dawno przestała działać, gdy nagminnie zaczęły nadużywać jej moje córki. Była to mina, której opanowanie zajęło mi całe lata. Twarz człowieka obarczonego troskami całego świata... ...Nicolasa Cage'a. - Jasne, a na co masz ochotę? - zapytał wrażliwy na cierpienie Nicolasa Cage'a i pełny współczucia M. - Myślę, że gorąca kąpiel powinna mi pomóc - powiedziałam i skierowałam się powolnym, powłóczystym wręcz krokiem Buki, w stronę łazienki. Rolę skończyłam odgrywać tuż po zamknięciu za sobą drzwi. Woda przyjemnie plumkała napełniając naszą miniwannę, a ja już zamierzałam poddać się ochocie radosnego pogwizdania sobie, gdy pod drzwiami łazienki usłyszałam głos M: "Mama potrzebuje teraz spokoju", który zabierał spod nich wyjące dzieci. Chwila roztargnienia i zostałabym zdemaskowana. Po 40 minutach namaczania, wyczłapałam się rozluźniona i odprężona z łazienki. - A co tu się dzieje? - zapytałam zszokowana widokiem pootwieranych okien w całym domu. - Jak to co? Gazem czuć! - M odpowiedział nie przerywając wachlowania ręcznikiem - Jest coraz gorzej. Ja lubię skoki adrenaliny, ale od czasu do czasu. Takie życie na krawędzi mnie nie rajcuje. Fakt. Ostatnimi czasy nasz piecyk gazowy płata nam figle i wycisza nas wieczorem w typowy, staroniemiecki sposób: podtruwa gazem. I choć historia lubi się powtarzać, zamierzałam stawić jej opór i znalazłam numer do fachowca. - Dzwoń - powiedziałam do M. - Lepiej ty zadzwoń. Twoje miny zawsze działają, więc może dzięki temu przyjdzie szybciej. - Być może, ale obawiam się, że przez telefon może ich nie dostrzec... W końcu jednak zadzwoniłam, opowiedziałam swoją historię i na wszelki wypadek zagrałam ponownie tego dnia Nicolasa Cage'a, z nadzieją, że mimo wszystko majster telepatycznie odbierze wyraz mojej twarzy. A na koniec dodałam: - Poczuj ich ból. - Że co proszę? - zapytał majster zdziwiony moją interpretacją "Ghost Ridera" - Yyyy...Poczuj nasz ból - poprawiłam się. - Eee...Tak. To przyjadę dziś po 19:00 - odparł owładnięty mocą mojego przekonywania. - Nie, o 19:00 to za późno. Dzieci kładziemy spać. Proszę przyjechać jutro. W końcu...- zniżyłam nienaturalnie głos-...trzeba żyć z mili na milę - kolejny cytat z "Ghost Ridera" - Tak tak. Jasne - zakończył dialog majster. Jak powiedział, tak uczynił. Następnego dnia, punkt 17.30, majster pojawił się naszym domu, który od kilku dni pełnił funkcję komory gazowej. A i kąpiel przy otwartym oknie nie należała do najprzyjemniejszych, biorąc pod uwagę fakt panującej obecnie pory roku. - Panie - powiedział spojrzawszy na piecyk - Takimi to ja się nie zajmuję. Robię piecyki, a tu jest piec. Dwufunkcyjny-dodał, gdybyśmy przypadkiem nie wiedzieli. Zdjął pokrywę i rzucił prawym okiem, podczas gdy lewe bacznie pilnowało ramienia. Lewego. - Ciąg jest? - zapytał zbliżając zapalniczkę do komina - Jest - odpowiedział sam sobie, oddalając zapalniczkę od komina - No brudny ten piec. Trzeba go wyczyścić. Ale też nie tak bardzo brudny. Ale brudny. Wyjął drucianą szczotkę, po czym stanął w bezruchu. Pomyślał chwilę i zajrzał do swojej torby z gadżetami majstra od piecyków gazowych. Korzystając ze swojej wrodzonej zdolności, użył niezależnie obu oczu do sprawdzenia zawartości wszystkich kieszeni torby jednocześnie. - Kurcze...ma pan latarkę? Bo telefonu zapomniałem... Niestety ostatnia działająca latarka została kilka dni temu rozczłonkowana przez córki, a nasze "wszystkomające" smartfony, latarek akurat nie posiadały w wyposażeniu. Ale majster, niczym Dynamo, obrócił się na jednej nodze i zniknął, by pojawić się w mgnieniu oka z latarką. Po oświetleniu wnętrza piecyka, zabrał się za czyszczenie drucianą szczotką. - Tu trzeba delikatniej, bo te elementy są z azbestu - zaśmiał się, wciągając odkurzaczem pył z pieca. Do dziś nie wiem, czy to taki "majstrowy" żarcik był, czy też mówił całkiem poważnie. - No dobra. Proszę odkręcić wodę i sprawdzimy. Napsikał wcześniej pianki do golenia na wszystkie rurki i przewody w piecu, by sprawdzić ewentualną nieszczelność. Naleciała cała wanna wody, a po zapachu gazu nie było ani śladu. - No dobra. Wiele tu nie zrobiłem. Za te czyszczenie należą się trzy dyszki. Gdy M poszedł po portfel, majster zamiast składać piec, zaczął go jeszcze bardziej rozbierać. Podczas gdy my wymieniliśmy się pytającymi spojrzeniami, niczym klocki lego na podłodze pojawiały się kolejne elementy pieca, dzięki czemu udało nam się zlokalizować dokładne miejsce przytkania, na co wskazywały okopcone fragmenty. Majster wyszorował je w wannie, podrapał druciakiem, potraktował piec ponownie odkurzaczem i wszystko zmontował. Kolejna próba pokazała, że czyszczenie dało nie tylko efekt w postaci braku uwalniania się gazu, ale i jego wydajność wzrosła, bo z kranu leciał wrzątek. Dowiedzieliśmy się również, że nasz piec ma "nasrane tyle czujników", że i tak nic by nam się nie stało, bo w razie przekroczenia jakiejś normy, po prostu by się wyłączył. A koszt usługi wzrósł do całych 40 zł. Oto cena za nasze życie. Czemu my na co dzień nie jesteśmy tacy ekonomiczni?
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Autor
O blogu
  • Jedyna rzecz, jak przyszła mi do głowy, by do reszty nie zeschizować - założyć blog. Bez ściemy, antykoncepcja prosto przez oczy, matka furiatka - to ja.
  • Informuj mnie o nowościach na blogu
  • RSS blogu Arlnie
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi