< > wszystkie blogi

Afganistan,szerszenie i bolące zęby.

2 July 2009
Długo nic nowego nie było. W kwietniu byłem na wycieczce zakładowej w Wiedniu, i chciałem tu zamieścić notkę z wyjazdu. Pisałem ją baaaaardzo długo, i gdy dziś chciałem ją tu wrzucić - niechcący skasowało mi się wszystko. To po prostu ukoronowanie tego całego "pięknego" dnia... Gdyby ten blog był na onecie, to rzucałbym mięsem dalej niż widzę, ale postaram się powstrzymać i pokrótce streścić cały ten cudowny dzień. A skoro mam bloga, to mam miejsce żeby się gdzieś wyżalić, ale zastrzegam, że pisarz ze mnie żaden, jedziemy:



Żeby zrozumieć cały ten wspaniały dzień, cofnę się (do tyłu, rzecz jasna) do grudnia zeszłego roku. Otóż w grudniu zeszłego roku miałem "zaszczyt" odbywać zasadniczą służbę wojskową w 23 Bazie Lotniczej. Miałem służbę podoficera dyżurnego kompani, tzw. "pedała". To taki ktoś, kto robi za sekretarkę całej kadry i żołnierzy służby zasadniczej, czyli powinien wiedzieć gdzie kto jest i kiedy wróci, chłopca na posyłki - bo takiemu kapralowi ciężko ruszyć cztery litery żeby zanieść jakiś papierek 200 m dalej do sztabu - oraz chłopca do bicia, jak jakiś kadrowiec miał gorszy dzień, to mógł się wyżyć bez skrupułów na podoficerze dyżurnym, a także wykonywał tak emocjonujące zadania jak mycie szklanek u oficera dyżurnego, lub odkurzanie w pokoju dowódcy. Jednym słowem - wspaniale. No i tego dnia akurat miałem taką służbę, kiedy zadzwonił telefon. Dzwonili z izby chorych, że jest dentysta na jednostce i jak ktoś ma potrzebę, to może go odwiedzić. Stwierdziłem, że dawno u dentysty nie byłem, więc możnaby iść, zapytałem się dowódcy czy mogę, bo wiadomo, a nuż trzeba będzie szklankę albo kieliszki umyć. Dostałem pozwolenie, poszedłem. W sumie z zębami nie miałem problemów, ale na przegląd zawsze można iść. Usiadłem poczekalni, kilku nas tam było. Zapytałem się chłopaków, czy wiedzą coś o tym dentyście. Cóż się nie dowiedziałem... Podobno miał nawet ksywę - "Rzeźnik z Kandaharu". Podobno służył w Afganistanie, i nawet lokalni, którym Wojsko Polskie chciało zapewnić opiekę dentystyczną, nie chcieli do niego chodzić, bo czysty sadysta. Zacząłem mieć przypuszczenia, że to chyba nie był najlepszy pomysł, żeby iść do niego. Oczekiwanie na swoją kolej umilały mi opowiastki o owym dentyście, zdecydowanie nie były pochlebne. Gdy w końcu nadeszła moja kolej, miałem ochotę uciekać jak najszybciej, ale nic, jak się powiedziało "A" to trzeba powiedzieć "B", może to tylko plotki co o nim opowiadali. Wszedłem, usiadłem, a tu niespodzianka: starszy facet, bez munduru, całkiem sympatyczny. Obejrzał, powiedział że on tam w sumie nic takiego nie widzi, ale jeden ząbek jest taki jakiś nie teges i on by tam plombkę założył. Od razu dodał, że światłoutwardzalną, która to warta była w cywilu przynajmniej 100 zł. A co mi tam, rób pan. Powiertał, powiertał, założył, prawie nic nie bolało. Podziękowałem, poszedłem. No i tak mi czas upływał, do cywila się wyszło, powrót na kolej i takie tam. Dentysty zasadniczo unikam, staram się dbać o stan paszczęki, więc i dentysta u mnie za bardzo nie ma co do roboty...zęby mnie nie bolały, jest git. Aż do dzisiaj...

3:30 rano. Wstałem, umyłem się, ubrałem, posprzątałem z grubsza, spaliłem fajeczkę i zabrałem się za robienie papu. Postanowiłem zrobić sobie parówki na ciepło. Wcinam, rozmyślam o dniu, myślę co wziąć do pracy i nagle jak mnie ząb zabolał, to aż pod sufit wyskoczyłem. No tak mnie zabolało, jakby mi ktoś rozpaloną igłę wbił w nerw zębie. Wyplułem wszystko co jadłem, łzy mi do oczu poszły, a wiązanka jaka wydobywała się z moich ust, spowodowała że aż kwiatek na oknie zaczął więdnąć... Chryste, co za ból. Macam delikatnie czubkiem języka ów bolący ząb no i od razu wiadomo - plomba poszła. O żesz twoja mać, pół roku ledwie wytrzymała! O żeby ci przyszło Żydom za parobka służyć! Z innymi chodzę już czwarty rok i nic im nie ma, a te potrzymały ledwie pół roku!. Patrzę na zegar, jak się zaraz nie pozbieram, to się jeszcze do pracy spóźnię. Ząb lekko boli, ale da się wytrzymać, jak nie dotykam, to prawie nie boli. Nic, popakowałem się na szybko, idę na tramwaj, staram się nie myśleć o bolącym zębie, tramwaj punktualnie, autobus też punktualnie, jedziemy do pracy. Wysiadam przy Mullerze, idę przez las...Już wiem jak się czuł Rambo jak łaził przez tą dżunglę w Wietnamie. Gorąco, duszno, i komary mnie gryzą. Klnąc na czym świat stoi, dochodzę do nastawni. Witam się ze zmiennikiem, gadamy chwilkę, on się odpisuje, żegnamy się. Wyciągam rzeczy z plecaka i kolejna niespodzianka. Z tego zdenerwowania zapomniałem portfela wziąść, zauważyłem dopiero teraz w pracy. Tam miałem legitymację służbową, bilet miesięczny, wszystko. Teraz się zastanawiam, jak ja się z Gliwic - Łabęd bez dokumentów i pieniędzy dotelepię do domu. Nic, jakoś trzeba będzie sobie poradzić. No i jeszcze ruch się zrobił jak w Rzymie, non stop pociągi zapierniczają. Gdy się zrobiła chwila przerwy, siadam na fotelu i chcę choć spróbować dopić kawę sprzed godziny. Tak sobie siedzę, gdy nagle nad głową słyszę basowe buczenie. Po chwili przed oczami przelatuje mi największy szerszeń jakiego w życiu widziałem. Wrzasnąłem jakby mnie ktoś biczem chlasnął, wystrzeliłem z fotela jak oparzony, puls 200 na minutę, ręce się trzęsą, szukam w panice jakiejś szmaty żeby utłuc tę bestię, w końcu jakąś chwytam i zauważyłem że napastnik usiadł na szybie. Nie oddychając, podszedłem do okna i jak nie zacznę okładać tego potwora! Za pierwszym razem nie padł, więc tłukłem go tą ścierą, aż się na niej nie rozsmarował. Gdy w końcu zobaczyłem że z intruza nic nie zostało, na miękkich nogach opadłem na fotel i trzęsącymi się rękami dobyłem papierosa i niemalże go zjadłem.

Wiem że to brzmi idiotycznie i ktoś może mi zarzucić że koloryzuję, w końcu szerszenie nie atakują ludzi rozmyślnie. Doskonale to wiem, ale do dziś pamiętam, że gdy byłem dzieckiem ugryzła mnie osa. Spuchłem tak, że niemal się udusiłem, więc gdy dziś widzę latającego owada z odwłokiem w żółto - czarne paski, to dostaję ataku paniki i uciekam jak najdalej się da. Wiem że to głupie, bać się małego owada, ale to jest silniejsze ode mnie. Nie można też pominąć faktu, że jeżeli by mnie coś ukąsiło i dostałbym reakcji alergicznej, to z pracy wyjdę, ale nogami do przodu, bo nastawnię mam wprawdzie przy drodze, ale tutaj nawet quady mają problemy z dojazdem, a co dopiero pogotowie, nawet gdyby wiedziało jak tu dojechać, w co szczerze wątpię. Dlatego wszystko co ma żądło i wlatuję na budę podczas mojego dyżuru, jest skazane na eksterminację.

Dżizus, tyle wrażeń, a jest dopiero pierwsza po południu...gdzie tam do 18.
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Autor
O blogu
  • Bojownik - komsomolec - dzielnie dowodzi pociągami na pewnej nastawni wykonawczej:) Tematy ogólnokolejowe, okołokolejowe, czy wogóle nie kolejowe. Może parę zdjęć:)
  • Informuj mnie o nowościach na blogu
  • RSS blogu komsomolec
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi