< > wszystkie blogi

Lawina przemyśleń...

14 December 2016
Witajcie moi mili. Pijąc dziś rano kawę, jednocześnie będąc przeziębionym i posiadając w sobie taką dawkę leków, jakiej żaden kiosk ruchu by się nie powstydził, doszedłem do wniosku, że chciałbym się czymś podzielić.
Czym zapytacie? Właśnie lawiną przemyśleń, która od kilku dni stacza się w mojej głowie, coraz głębiej we mnie samego. Ostatnie półtora miesiąca przyniosło ze sobą wiele zmian. Wiele kolejnych wniosków, jeszcze więcej domysłów i pytań. Ile razy w ciągu tego czasu, budziłem się w środku nocy, zerkając nerwowo na telefon i oczekując wiadomości. Ile razy czekałem na telefon, jakiś drobny gest, znak. Echh. Mógłbym wymieniać w nieskończoność. Ale ja nie o tym chciałem. Czym jest miłość? Cóż. Ilu ludzi, tyle definicji. Każdy może patrzeć na to inaczej. Czym jest dla mnie? Dla mnie, jest ona czekaniem. Czekaniem na każdy kolejny dzień. Dzień, w którym na nowo otworzę oczy i poczuję, że jestem komuś potrzebny. Kiedy uświadomię sobie, że jestem od kogoś uzależniony. To właśnie zerkanie na telefon w oczekiwaniu kolejnej wiadomości, która oznajmiała, że właśnie się przebudziła. Taka krótka przerwa we śnie i właśnie ja jestem jej adresatem. To przesiadywanie w swoim towarzystwie po nocach, picie kawy czy raczenie się winem i długie rozmowy. To każdy pocałunek, zetknięcie dłoni, spojrzenie w oczy. Każdy uśmiech i widok tych roześmianych oczu, które wyglądają na szczęśliwe. To dzielenie się sukcesami i porażkami, wspieranie w trudnych momentach. Ale także masa sprzeczek i dostrzeganie pewnych różnic, ale jednocześnie dążenie do tego, żeby te mniej pozytywne cechy akceptować i być może pracować nad nimi, żeby w przyszłości zaowocowało to umocnieniem dwojga ludzi w tym czego pragną. Miłość to też tęsknota. To, że tęsknimy i jakoś tak ciężej nam się funkcjonuje, jest tym, co uświadamia nas o tym pozytywnym uzależnieniu od drugiej osoby. To także sama obecność i poczucie tej minimalnej choćby stabilności. To wspólne plany, wyjazdy, wycieczki, posiadywanie w domu i oglądanie filmów, spędzenie choćby kilku chwil razem. Wiele by jeszcze pisać, ale każdy kto to przeczyta, będzie wiedział o co mi chodzi. Cóż. Potrzeba bliskości. Poczucia, że komuś jednak na nas zależy. Świadomość, że ktoś poświęca dla nas swój cenny czas i nie wymaga nic w zamian. No może poza tym, żebyśmy odwdzięczyli się tym samym. Ale co, jeśli coś się posypie i nijak nie wiadomo jak to poskładać? Czy jedynym sensownym rozwiązaniem, jest poddać się i porzucić wszystkie idee, które do tej pory nam przyświecały? Myślę, że nie. Każdy jednak posiada ograniczone pokłady cierpliwości i im bardziej odkładany jest na bok, tym mniej mu zależy. Aż w końcu uświadamia sobie, że już dość. Że nie chce więcej się męczyć i czekać. Czekać i mieć nadzieję, że może jednak się uda. Dochodzi do wniosku, że pewne etapy trzeba jednak zamknąć, poskładać się i brnąć do przodu, wesoło bulgotając w tym bagnie zwanym życiem. A kiedy już uda się to wszystko ogarnąć, po prostu żyć. To tyle, jeśli chodzi o miłość. Niektórzy mnie pewnie trochę zbesztają, twierdząc, że moje myślenie jest płytkie. Nie mnie to oceniać. Jeśli już piszę, robię to z głębi siebie. Wracając do mojego przeziębienia. Cholera. Zachciało mi się w garniturku w nocy łazić. Swoją drogą, to zabawne. Mi było ciepło, ale dwa dni później przekonałem się, że to jednak alkohol mnie grzał od środka. Tak czy inaczej, swoje trzeba będzie odcierpieć. A teraz drodzy moi, wracam do spokojnego chorowania. Trzymajcie się :) Miłej środy.
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi