< > wszystkie blogi

czasem cos mi sie przysni lub wydarzy

papier jest cierpliwy. e-papier tez :)

przebudzenie.

21 September 2013
Powoli otworzył oczy. Wszystko wirowało, więc na chwilę je przymknął. "Martin... tak mam na imię". Jęknął. "O rany, co myśmy wczoraj pili - pomyślał - ależ mnie łeb...". Jeszcze raz podniósł powieki i rozejrzał się dookoła. "Gdzie ja jestem?". Wspomnienia jakby nie chciały pozostać bierne ale napływały z takim oporem... Jak przez mgłę... "Wieczór kawalerski... tequila... stripteaserka... marihuana...". Nieciągłość.
Coś jakby zawirowało mu przed oczyma. Świat. Zaśmiał się niepewnie sam do siebie, żeby rozproszyć ciszę ale natychmiast głos uwiązł mu w gardle... niesamowity pogłos... "Gdzie ja do cholery jestem?..." - pomyślał usiłując wykrzesać z siebie odrobinę gniewu, chociażby po to, żeby wziąć się w garść. Coś mu utkwiło w głowie ale jakoś tego nie mógł uchwycić... Powoli wstał i skierował się do drzwi. Normalny pokój... dywan, kanapa, na której leżał, szafy, stolik, telewizor, sprzęt... Jego spojrzenie padło na otwarty barek... Zmienił kierunek i podszedł do niego by nalać sobie coś do picia. Wspomnienia nagle powróciły - Marlena, tak miała na imię, studiowała coś tam o formach życia i dorabiała sobie na takich imprezach. Już po swoim występie przyłączyła się do toastów i okazało się, że koniecznie chce zabrać jednego z nich do siebie, tylko nie wie jeszcze którego. W pewnym momencie ktoś rzucił pomysł by rozegrać konkurs - kto wypije więcej kieliszków Danielsa, jeden po drugim, ten z nią pojedzie. "Wygrałem!" - uśmiechnął się do siebie. Pociągnął ze szklanki soku pomarańczowego i znów się uśmiechnął. "O czym ona wczoraj mówiła? Coś, że wyjeżdża gdzieś daleko, gdzie nie ma facetów... Ciekawe jak się sprawiłem, he, he..." - pociągnął jeszcze raz i obrócił się na pięcie, żeby dokładniej obejrzeć pomieszczenie, w którym przebywał. Nagle... zrozumiał... Okna. Tu nie ma okien! Chciał odstawić szklankę ale zrezygnował i podszedł do ściany - była wykonana z jakiegoś dziwnego metalu... Podbiegł do drzwi i zaczął szarpać za klamkę, jakby z góry wiedział, że nie da się ich otworzyć, ale te otworzyły się szeroko i Martin z niezamierzonym impetem wpadł do znajdującego się za nimi pomieszczenia... Znieruchomiał w pół gestu... Rozchlapany sok skapywał powoli z jego koszuli... "Gdzie ja kurwa jestem?" - panika go niemal sparaliżowała... Światełka, pulpity, przyciski... Marlena, siedząca przed jednym z ekranów, odwróciła się do niego z uśmiechem. "O, już wstałeś? Myślałam, że prześpisz całą drogę do naszej bazy na Wenus. Nie martw się - może nie pamiętasz od wczoraj ale to potrwa jedynie pół roku". Martin nadal milczał i tkwił w nieruchomej pozie, tylko na twarzy pojawił się jakiś grymas... Serce na chwilę się zatrzymało a przed oczyma zobaczył ciemność. Kiedy upadał usłyszał jeszcze odgłos tłuczącego się szkła. W głowie utkwiła mu już tylko jedna myśl... "Spóźnię się na własny ślub!"... III.03
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi