coś na ząb

Napiszę wiersz na szybkości
Bo mnie goni czas
Chce pokazać ludzkości
Mą prawdziwą twarz
Ale tylko zęby pokaże
No i może coś ust
Bo te moje twarze
Mają kiepski gust

Śnieg za oknem już topnieje
Ale mordka niech się śmieje
Niech raduje się serducho
Choć w sakiewce może głucho
Niech się lubią starzy młodzi
Bo Zbawiciel już się rodzi!

Wiarołomne nieprzytomne podchmielone damy
Kiczowate odrapane odpustowe kramy
A na kramach cukiereczków w bród
To nagroda za motłochu trud
Jacek już Zenka ludowi ciemnemu nie puści
Popłynął w łodzi Janina nie odpuści
Czy jednak w nicość odpłynie?
Nie Jacek nigdy nie zginie…

Jajek w żurku i w koszyku
Pomyślności Wam bez liku
Wielkiej Nocy tajemnicy
Cudu światła nie ciemnicy
Chrzanu chleba szczyptę soli
Niech co kogo nie zaboli
Wielkiej Nocy zachwycenia
Świat na lepsze niech się zmienia
Kiełbas boczku i słodyczy
Prosto z serca człek Wam życzy

Męskie granie
Męskie picie
Męskie popaprane życie
Męska maska
Męski wzwód
Żeńska troska
Żeński trud
Męski otrzeźwienia cud

Jak napisać wiersz moi mili
Gdy w głowie nie ma promili
Jak sklecić byle fraszkę
Nie wsparłszy się o flaszkę
Jak wypocić limeryk
Gdy suchy jest przełyk
Jak stworzyć wielki poemat
Już lepiej zmienię temat…

Żona szuka rolnika
A on ze wsi ciągle znika
Nocą po mieście się szlaja
Aż mu sczerwieniały jaja
Żona dość już ma tej swawoli
Dłużej na to nie pozwoli
Więcej nie będzie go szukać
Woli z sąsiadem podmuchać

Niech idzie niech śpi niech nie przeszkadza mi
Niech tam gdzieś na poboczu zdycha
Ta niechęci muzyka
Ja tu postawić chcę
Niebanalne niepowszechne nienaturalne
Wręcz
Cuda
Myślę że mi się uda
Wiem że temu podołam
I że was w końcu przekonam
I że przyznacie mi rację
Pora na
Wakacje…

Dla odmiany mógłbym już zasnąć
I o niczym nie pisać
Mógłbym zastygnąć i nawet nie wzdychać
Ale coś mnie wciąż kusi i nęci
Coś mnie wpuszcza w maliny
Bez żadnej przyczyny
Bez żadnego rozsądnego powodu
Mnie zmusza do tego wywodu
Do tych słów takich jak widzisz
Że i ja i ty się ich wstydzisz

Kaczmarski, Gintrowski, Łapiński
Upijają się po zajazdach
I jak bym się chciał tak upić
I potrafić wziąć  łup do wzięcia
Ale nie potrafię i potrafić nie będę
Jedni to mają a inni nie dostąpią kielicha
Nie mają po co wzdychać
Po co skamlać i po co się boczyć
Może lepiej na jawę wyskoczyć
A może samemu się z sobą
Jednak droczyć?