Natknąłem się dzisiaj na takie coś:



I co myślicie? Dobre pomysły? Czy nie?

Poszedłbym o krok dalej. Usunął szkolnictwo

- niezbyt mam zdanie, bo miałem na dosyć podstawowym poziomie.
- nie, uczenie historii Polski bez kontekstu nie ma sensu.
- tak, zdecydowanie tak.
- jasne, więcej praktyki. Ta kwestia była podnoszona już dawno temu.
- tak, zdecydowanie tak.
- tablet spoko.
- równouprawnienie (piszemy razem ) ucznia i nauczyciela? Że co? Uczenie rzeczy, które pomogą w życiu jest już w powyższych postulatach.
- tu nie mam za bardzo zdania, argument, że oceny demotywują mnie nie przekonuje. Nie wiem o co chodzi ze stylem lekcji, a zakończenie sprawdzianów? No kurde bez przesady

Twórca tej ulotki już był chyba zwolniony z lekcji polskiego.
"równo uprawnienie" na pewno nie wystawia dobrej opinii uczniowi który chce być równouprawniony z nauczycielem.

Cuchnie konfederackim trolololo

:poradnia, to nie jest poziom konfy tylko sfrustrowanych licealistów, a nie, moment

1. zniesienie chemii, fizyki, matematyki do poziomu podstawowego.

NIE.
Po pierwsze dlatego, że jak człowiek czegoś nie zna, to nawet nie będzie wiedział, że to jest ciekawe.
Po drugie dlatego, że na moje oko postulat pisał ktoś, kto był kiepsko uczony, bo równie dobrze można by ograniczyć biologię.
Po trzecie, pewne zagadnienia można by wyrzucić, a wprowadzić inne, np. podstawy statystyki.
Po czwarte dlatego, że nowym torem po reformie idzie pierwszy rocznik, który właśnie trzeci semestr z czterech, jakie zaczął w szkole średniej, spędza w domu, a nie w szkole.

2. uczenie tylko historii Polski.

Idiotyzm. Od samego początku państwowości byliśmy częścią Europy. Ale nauka historii do przeróbki, mniej mało istotnych faktów/dat, więcej procesów w szerokim ujęciu. Po co komu szczegółowa wiedza, który książę po którym gdzie rządził, jak można to sobie jednym ruchem sprawdzić w internecie.

3. do kanonu lektur wprowadzić literaturę nową oraz o tematach obecnych.

Żeby coś wprowadzić, trzeba by coś wyrzucić. Ale fakt, że od x lat poza literaturę wojenną niewiele się wychodzi, a minęło grubo ponad 7 dekad od zakończenia II wojny światowej.

4. uczenie praktyki, nie teorii.

Nie bardzo wiem, do czego postulat się odnosi. Jak do nauk przyrodniczych szeroko pojętych, to tak, wystarczy rolkę po papierze toaletowym rozciąć, żeby zrozumieć, czym jest powierzchnia boczna walca, nie trzeba tego wykuwać na pamięć.
Z tego, co czytam, u nas w ogóle za wcześnie odchodzi się od nauczania matematyki na konkretach, i leci na abstraktach.

5. uczenie załatwiania spraw urzędowych.

No, przydałoby się, przydało, ale to by trzeba było przerobić program WOS - czym się jaka instytucja zajmuje, o co chodzi w ordynacji wyborczej tak po ludzku, trochę o podatkach.

6. zamiast 30 książek dziennie tablet każdego ucznia jako e-book.

A co ja będę dzieciom żałować, niech sobie mają tablet oprócz podręczników, tablet do noszenia do szkoły, podręczniki w domu. I wywalić zeszyty ćwiczeń w klasach powyżej nauczania początkowego, no, może IV-V SP.

Pozostałych dwóch już mi się nie chce

a_p w sumie jeśli tablet z rysikiem to nie widzę powodu. Nawet lepiej, bo aplikacja może od razu krzyczeć, że zadanie jest źle zrobione.

:szatkus Aplikacja to może sprawdzać, czy czł umie tabliczkę mnożenia albo coś w ten deseń, ale już w bardziej skomplikowanych przypadkach trzeba analizować tok rozumowania i obliczenia, żeby wiedzieć, czy błąd jest fundamentalny, czy jakiś duperel na końcu obliczeń.

Z tego, co obserwuję, dość wyrywkowo, ale jednak, przedmioty ścisłe poszły w kolorowe, płatne ćwiczeniówki, zamiast starego, rzetelnego i żmudnego wypisywania w zeszycie danych, szukanych, zrobienia rysunku do zadania. Jak się małego dzieciaka nie przyuczy do solidnej analizy zadania, to potem przy trudniejszym ma problem - i potem jest płacz, że matematyka trudna, fizyka trudna, chemia trudna.

Dodajmy do tego gówniane podręczniki. Nie mówię, że wszystkie, bo ja mam zdolne dzieci i zasadniczo radziły sobie same. Noale, przyszedł mi kiedyś Pierworodny, że ma problem z chemią, jakieś zobojętnianie czy zmydlanie, chyba nieorganiczna jednak. Powiedzmy, że z grubsza pamiętałam o co chodzi, ale nie na tyle, żeby z marszu tłumaczyć, daj, dziecko, podręcznik, mamusia sobie odświeży wiedzę. Niestety, nie dało się. Odpaliłam wikipedię, przeczytałam, wytłumaczyłam z sukcesem.

I naprawdę, naprawdę złe uczenie podstaw.
Taki fundamentalny drobiazg: zmiana znaku przy przenoszeniu na drugą stronę równania. Uczy się tego dzieci jako prawdy objawionej, zamiast tłumaczyć tak:
to jest równanie
lewa równa się prawej
co oznacza
że jak coś robisz po lewej, to musisz to samo po prawej
czyli
jak dodajesz coś po lewej, to dodajesz też po prawej
z lewej ci się zredukuje z tym czymś, co było powodem operacji, a po prawej będziesz mieć tylko to dodane

Żadnego, szlag, magicznego zmieniania znaku. Dodajesz po obu stronach a potem sprzątasz.

(ja tak mogę długo)

a_p używałaś kiedyś Wolfram Alpha?

:szatkus wolfram, wolfram, to kiedyś w żarówkach było, c'nie? Dla mnie szczytem techniki w zakresie mobilności jest laptop, nie mam nawet smartfona

:waldek52 Może zaczął się już stosować do własnych pomysłów?

a_p Nie wiem (i chyba nie chcę wiedzieć...) kto Cię uczył matematyki, ale mnie od początku wbijano, że po to jest tez znak równości, że obie strony są równe i aby nadal były równe, to na obu trzeba te same działania przeprowadzić.
Ale dopiero teraz na covidowym urlopie, obejrzałem sobie bardzo prosty eksperyment wyjasniający, co to jest pi. U mnie było klasycznie, pi to 3,14... jako dogmat i fajrant. a wystarczy doslownie 5 minut, aby największy debil w klasie zrozumiał DLACZEGO pi wynosi 3,14. Podejrzewam też, że matematycy ogólnie się brzydzą doświadczeniami (w odróżnieniu od fizyków i chemików) i podświadomie wolą zestawy teza/założenie/dogmat.
A co do wywalenia fizyki i matematyki - czarnek, przyznaj się, że to ty te ulotkę pisałeś. Dla swojego pana, czyli kościoła polskiego, taki nieuk to dar boży - nie wie, nie rozumie, a co nie rozumie, to oczywiście (jak od tysiącleci) pan buk. A dziesięcina się sama nie odrobi, a nie po to ukradli tyle ziemi, żeby leżała odłogiem

Podpisuję się pod wszystkim punktami, doskonałe pomysły!

:corwin a jakie to było wyjaśnienie? Mi osobiście podoba się metoda z wpisywaniem kwadratów w okręg.

:corwin
Tłumaczyli tak:
to jest równanie
lewa równa się prawej
jak przenosisz z lewej na prawą, to musisz zmienić znak

O dziwo, przy mnożeniu, dzieleniu i reszcie już było jak trzeba, co robisz jednej stronie, musisz zrobić drugiej.
Mogłabym uznać, że coś przegapiłam, ale rozmawiałam z różnymi ludźmi i przy dodawaniu, odejmowaniu było o przenoszeniu na drugą stronę ze zmianą znaku. Nie jest to też tylko specyfika nauczycieli z mojego miasta.

Przyznam się do czegoś, tylko nie mówcie nikomu. Udzielałam się kiedyś na którymś vortalu do odrabiania prac domowych, jako odrabiająca, na poziomie gimbazy i część liceum. Miałam bardzo dobre recenzje, bo ładnie opisywałam, co się z czego bierze. I wlaśnie dzieciaki często pisały , że wreszcie im się coś rozjaśniło, bo wcześniej robiły na małpę, a jak na małpę się już nie dało, to był problem, bo brakowało wiedzy, dlaczego coś się robiło tak, a nie inaczej

Jestem za punktem pierwszym. Niech ogół będzie cyfrowym analfabetą lub "chińskim pokojem" z kalkulatorem, a w mojej rodzinie matma potajemnie uczona. Jak tajne komplety wykładane wieczorami podczas wojny albo tfu! komuny. Zwiększenie szans genów jak się patrzy, gdy reszta płynie w dół.

Podpisałbym się, ale nie umiem pisać

Ja bym zmienił jeszcze wartość liczby pi na 3, aby się lepiej liczylo. A w poziomie podstawowym nawet na 1

I jeszcze jedno mi się przypomniało - jeśli porusza się wystarczająco szybko z najnowszymi lub dopiero zapowiadającymi się zmianami (a nie jak dinozaur w kisielu) to prawo i historia nie doganiają lub ich w ogóle jeszcze nie ma. Więc ich znajomość jest w praktyce kulą u nogi. Wolność.

słabo u mnie z matmą

:szatkus A kojarzysz wzór na obwód koła? 2*pi*r. I teraz wycinasz kilka kółek z różnym promieniem, bierzesz meter krawiecki, przejeżdżasz po nim pełnym obwodem każdym kółkiem i zapisujesz wyniki i pi ci samo z tego wychodzi, bo masz dane r, a obwód właśnie zmierzyłeś. To naprawdę jest takie oczywiste, ale nigdy nie słyszałem od nikogo, aby coś takiego widział. A przecież starożytni jakoś do tego pi musieli dojść, a to było tak logiczne - ale nie, u nas najlepiej dogmat i wykuć na pamięć
a_p No i w tym momencie logika klęka "przenosimy z lewa na prawą i zmieniamy znak" - nie, ODEJMUJEMY coś od obydwóch stron i DLATEGO w lewej/prawej nam się cos redukuje a po drugiej stronie jest ten dodatkowy coś ze znakiem ujemnym. A nie "zmieniamy znak". To jest fatalne podejście uczące dzieciaki schematyzmu, a nie zrozumienia.

Przepraszam, jednak się pomyliłem. Jestem przeciwny wprowadzaniu do kanonu lektur literatury współczesnej. W ogóle należy zlikwidować kanon lektur.

Zgodziłabym się z nauczaniem spraw urzędowych, gdyby nie fakt, że jednak niektóre procedury zmieniają się dosyć często, np. sposób wypełnianiania deklaracji podatkowych. Druga sprawa, że w załatwianiu spraw urzędowych bardzo pomocna jest umiejętność czytania ze zrozumieniem, no i duża doza cierpliwości. Ale czytania przede wszystkim

Jak rozumiem te rzeczy, które pomogą w normalnym życiu to pranie, gotowanie, szycie, prasowanie, sprzątanie, wkręcanie żarówek, wymiana kół, oleju, malowanie itd? ZPT wraca do łask?

:kwiateck tych rzeczy oraz kilku innych nauczyli mnie babcia oraz rodzice do 13 roku życia...

Co do liczby π to ja zdecydowanie jestem fanem metody Newtona. Z jednej strony wymaga trochę bardziej zaawansowanej matematyki, ale jest bardzo elegancka - w porównaniu do wcześniejszych obrzydliwych metod geometrycznych (można by wręcz powiedzieć eksperymentalnych ) metoda Newtona jest analityczna - majstersztyk!

Fajny filmik w obcym języku i ładnie na początku pokazują interpretację liczby π dla obwodu oraz pola koła

https://www.youtube.com/watch?v=gMlf1ELvRzc

Zdjar się, że to minister Stelmachowski mówił, że edukacja państwowa powinna się kończyć, gdy dzieci nauczy się czytać, pisać i rachować. Po co masom więcej?

I ważny bojowniczy głos w temacie:
https://studioopinii.pl/archiwa/46316

:kwiateck Szczegóły się zmieniają, ale podstawowe rzeczy nie:
Taki PIT, na przykład, przychód, koszty uzyskania przychodu, skladki takie, składki siakie, kwota wolna, I próg, II próg, jakieś ulgi, OPP, że mozna na papierze, że mozna elektronicznie.
Potem ZUS: składki takie są po to i po to, składki siakie po tamto, a jeszcze składki owakie w innym celu, i na koniec te czwarte. Krótko na co ten ZUS jest i co mozna tam załatwić.
Z podatków dałabym jeszcze od czynności cywilnoprawnych, bo pójdzie se taki do pracy, kupi samochód i co? i od spadków i darowizn, żeby było wiadomo, że jest.
Z pośrednich VAT, z wyjasnieniem, że jak kto antysystsemowy, to ma gołe kartofle żreć, a nie czipsy (przykładowo, nie wiem, jakie są stawki na jedno i drugie, ale wydaje mi się, ze na czipsy jest podstawowa, a na gołe kartofle obniżona).
Z innych urzędowych: że po dowód osobisty do urzędu gminy, po prawo jazdy do starostwa, po paszport do urzędu wojewódzkiego, po zasiłek dla bezrobotnych do urzędu pracy, a po inne do MOPSu, a jak się dziecko urodzi, to do USC.

I do każdego podatku informacja, gdzie on idzie i na co. Tego bym uczyła prawie dorosłych ludzi, to może do pierwszej wyplaty im zostanie w głowie i zastanowią się przy następnej kampanii wyborczej przy haśle "rząd wam da" - z czego im ten rząd da.

Btw, nie wiem, czy wcześniej to było, ale dopiero w tym roku zauważyłam przy rozliczaniu, że na koniec uprzejmie informują, którą część mojego podatku dostanie samorząd, a którą budżet centralny

a_p

Jak chcesz komuś wyjaśnić jakiekolwiek podatki, jeśli nie będzie ogarniał procentów i ułamków? A że nie będzie ogarniał to gwarantuję. Jestem skłonny założyć się o kratę piwa (lub jakiś inny alkohol wedle uznania), że w losowo wybranej próbce społecznej ponad połowa osób nie rozwiąże prawidłowo zadań z ułamkami i procentami.

a_p Jakby mnie uczyli wypełniać pita w szkole, to teraz mógłbym się tą wiedzą podetrzeć... a nie, jeszcze nie było pitów. Ale kto by pare lat później to ogarniał, to mógłby się tą wiedzą podetrzeć rok później. W naszym kraju największą zmorą jest nieprawdopodobna zmiana z roku na rok prawa fiskalnego w ogóle.