Drogie forumki, mam pewien problem do rozstrzygnięcia w głowie i serduszku i z zaskoczeniem stwierdzam, że nie wiem co o tym myśleć (zwykle nie mam takich problemów). Dlatego postanowiłem się zwrócić do prawdziwych autorytetów ds. moralności i etyki, czyli do Was. Szczególnie, że bardzo cenię zdanie prof. Fiola, docenta Colinka, czy poradni zdrowia psychicznego Poradni. Czasami nawet byle prostak potrafi zaskoczyć celną mądrością ludową, dlatego nigdy nie pomijam zdania Servina czy kaflowego. Oczywiście są tu też osoby, na których bredzenie i zwidy szkoda czasu, ale przecież to nie wątek o tomaszu35, dlatego do rzeczy.
Co sądzić o sytuacji, w której rodzice robią zbiórkę na leczenie nieletalnej choroby dziecka, ale sami się do tego w niedostatecznym stopniu dokładają? Gdyby nie dość kosztowne operacje dziecko byłoby w pewnym stopniu niepełnosprawne ruchowo, więc sama zbiórka dość zasadna. Koszty też raczej przekraczałyby możliwości przeciętnej rodziny - jakiś tam milion z groszami. Tylko co jeśli rodzice sami dysponują odpowiednimi środkami, albo choćby zbliżonymi, a całą kwotę finansują zbiórką?
Usłyszałem głosy oburzenia, że ktoś tam kupił sobie nowy, drogi samochód, choć jeszcze kilka miesięcy temu zbierał na leczenie dziecka. I nie chodzi tu o to, że ten samochód mógł być kupiony ze zbiórki, tylko o to, że rodzice nie musieli się do tej zbiórki dokładać.
Mam tu trochę mieszane uczucia. No bo z jednej strony to zbiórka i ludzie sami decydują na co dają pieniądze. Z drugiej strony jednak jest mnóstwo potrzebujących, a rodzice dysponują odpowiednio dużym majątkiem, o czym być może nie każdy wiedział. Rodzice nie pisali, że są biedni, tylko że zbierają pieniążki - nie skłamali. Ale czy to fair? W takim razie czy przy zbiórkach powinno się przedstawiać swój majątek? Osobiście gdybym potrzebował pieniędzy na ratowanie zdrowia to poświęciłbym na to oszczędności, spieniężył majątek, a nawet ratowałbym się jakimś umiarkowanym kredytem. Oczywiście w granicach rozsądku, mając świadomość, że później też trzeba jakoś żyć i to spłacić. Tylko ja to ja, trochę inny stosunek do pieniędzy mam, a tu po ludzku rozumiem rodzinę, która czegoś się dorobiła - ładny dom, oszczędności, realizacja jakichś innych marzeń, a tu pojawia się losowe nieszczęście i trzeba to wszystko poświęcić. Albo nie trzeba i można zrobić zbiórkę. Tylko czy wtedy zbiórka jest na leczenie, czy na utrzymanie wysokiego standardu życia? I kolejny dylemat - czy nowy samochód jest takim luksusem, że trzeba koniecznie jeździć używaną audiolką od Niemca? W wielu krajach na świecie auto z salonu nie jest niczym niezwykłym, ot ważne, codzienne narzędzie, chyba lepszy nowy niezawodny pojazd niż ryzyko latania po mechanikach i rozkraczenia się w trasie. Czy później też rozliczać matkę dziecka, że w sklepie kupiła lepsze bułki, a nie te najtańsze? No i jest też kwestia dalszego życia dziecka, bo leczenie to jedno, a później jest jeszcze zwykła codzienność, czy ewentualna rehabilitacja. Macie ładny dom, ale trzeba ratować dziecko, więc honorowo sprzedajecie majątek w który włożyliście mnóstwo energii i przeprowadzacie się do skromnego mieszkanka w bloku, a później nosicie to dziecko po schodach z 10 piętra, bo jakiś robotnik z Lublina zrzygał się w windzie po 13 tatrze w ciągu dnia, i jeździcie Matizem po lekarzach? No i tak żyjecie jak pół-kloszardzi w nieludzkich warunkach?
Uważam, że ból dupy o autko przesadzony, ale coś mi tam zgrzyta.
Co sądzić o sytuacji, w której rodzice robią zbiórkę na leczenie nieletalnej choroby dziecka, ale sami się do tego w niedostatecznym stopniu dokładają? Gdyby nie dość kosztowne operacje dziecko byłoby w pewnym stopniu niepełnosprawne ruchowo, więc sama zbiórka dość zasadna. Koszty też raczej przekraczałyby możliwości przeciętnej rodziny - jakiś tam milion z groszami. Tylko co jeśli rodzice sami dysponują odpowiednimi środkami, albo choćby zbliżonymi, a całą kwotę finansują zbiórką?
Usłyszałem głosy oburzenia, że ktoś tam kupił sobie nowy, drogi samochód, choć jeszcze kilka miesięcy temu zbierał na leczenie dziecka. I nie chodzi tu o to, że ten samochód mógł być kupiony ze zbiórki, tylko o to, że rodzice nie musieli się do tej zbiórki dokładać.
Mam tu trochę mieszane uczucia. No bo z jednej strony to zbiórka i ludzie sami decydują na co dają pieniądze. Z drugiej strony jednak jest mnóstwo potrzebujących, a rodzice dysponują odpowiednio dużym majątkiem, o czym być może nie każdy wiedział. Rodzice nie pisali, że są biedni, tylko że zbierają pieniążki - nie skłamali. Ale czy to fair? W takim razie czy przy zbiórkach powinno się przedstawiać swój majątek? Osobiście gdybym potrzebował pieniędzy na ratowanie zdrowia to poświęciłbym na to oszczędności, spieniężył majątek, a nawet ratowałbym się jakimś umiarkowanym kredytem. Oczywiście w granicach rozsądku, mając świadomość, że później też trzeba jakoś żyć i to spłacić. Tylko ja to ja, trochę inny stosunek do pieniędzy mam, a tu po ludzku rozumiem rodzinę, która czegoś się dorobiła - ładny dom, oszczędności, realizacja jakichś innych marzeń, a tu pojawia się losowe nieszczęście i trzeba to wszystko poświęcić. Albo nie trzeba i można zrobić zbiórkę. Tylko czy wtedy zbiórka jest na leczenie, czy na utrzymanie wysokiego standardu życia? I kolejny dylemat - czy nowy samochód jest takim luksusem, że trzeba koniecznie jeździć używaną audiolką od Niemca? W wielu krajach na świecie auto z salonu nie jest niczym niezwykłym, ot ważne, codzienne narzędzie, chyba lepszy nowy niezawodny pojazd niż ryzyko latania po mechanikach i rozkraczenia się w trasie. Czy później też rozliczać matkę dziecka, że w sklepie kupiła lepsze bułki, a nie te najtańsze? No i jest też kwestia dalszego życia dziecka, bo leczenie to jedno, a później jest jeszcze zwykła codzienność, czy ewentualna rehabilitacja. Macie ładny dom, ale trzeba ratować dziecko, więc honorowo sprzedajecie majątek w który włożyliście mnóstwo energii i przeprowadzacie się do skromnego mieszkanka w bloku, a później nosicie to dziecko po schodach z 10 piętra, bo jakiś robotnik z Lublina zrzygał się w windzie po 13 tatrze w ciągu dnia, i jeździcie Matizem po lekarzach? No i tak żyjecie jak pół-kloszardzi w nieludzkich warunkach?
Uważam, że ból dupy o autko przesadzony, ale coś mi tam zgrzyta.
Ostatnio edytowany:
2021-11-22 12:51:05