Księga Rodzaju Rozdział 7:
“Trysnęły z hukiem wszystkie źródła Wielkiej Otchłani i otworzyły się upusty nieba; przez czterdzieści dni i przez czterdzieści nocy padał deszcz na ziemię.”
“A wody stale się podnosiły na ziemi przez sto pięćdziesiąt dni”

-Panie Prezydencie, pozostałe bunkry także nie odowiadają, nawet te w górach… - oficer łączności zdjął słuchawki i przetarł zmęczone oczy
-Dlaczego nikt nie poinformował mnie że przeciwnik też dysponuje bronią żywiołów naturalnych!? Generale Moisa!? Pan odpowiadał za wywiad wojskowy!?
-Z pewnością ukradli nam tę technologię, to niemożliwe aby sami ją opracowali. Zgodnie z moimi informacjami byli za naszymi badaniami o dobre 20 lat. Ja bym winił nasz kontrwywiad lub służby bezpieczeństwa, Panie Prezydencie.
-Wezwać tutaj generała Ham i generała Poklu!
-Tak jest, Panie Prezydencie – oficer łączności uruchomił interkom
Po chwili obaj generałowie prężyli się na baczność przed Prezydentem, o ile pozwalały im na to dostojne brzuchy.
-Za powstałą sytuację winię kontrwywiad i służby wewnętrzne! Właściwie, to wywiad wojskowy też, powinniście wiedzieć wszystko o naszym przeciwniku!
-Z całym szacunkiem, Panie Prezydencie, rozkaz ataku wydał Pan osobiście, nie słuchając naszych rad aby poczekać na najnowsze dane wywiadowcze – generał Ham wypuścił powietrze z brzucha
-Milczeć! – zapienił się Prezydent - Gdybyście lepiej wykonywali swoją robotę, nie byłoby tego całego problemu! Degraduję was wszystkich do stopnia kaprala!
Generałom poszarzały twarze. Generał Moisa próbował jeszcze zaprotestować, lecz Prezydent wściekle rzucił się na niego i zerwał oba ozdobne generalskimi gwiazdami pagony. Następnie próbował oderwać baretki od najwyższych państwowych orderów, lecz te tkwiły w miejscu, solidną nicią przyszyte do piersi galowego munduru. Generał zacisnął pięści i wyglądało jakby miał zamiar zdzielić Prezydenta hakiem w szczękę, lecz znieruchomiał słysząc szczęk przeładowanej broni prezydenckiej ochrony. Jeden z ochroniarzy usłużnie podał Prezydentowi nożyczki i wkrótce wszyscy byli już generałowie stali bez pagonów i z dziurami w mundurach zamiast baretek orderów.
-A teraz zwołać mi tu wszystkich, chcę usłyszeć raporty ze wszystkich sekcji!
Po niedługiej chwili Prezydent zerkał spod oka na wszystkich 44 mężczyzn zgromadzonych w sali. Patrzył głównie na prominentnych polityków i najwyższych wojskowych z jego rządu stojących z frontu. Załodze i służbie nie poświęcił wiele uwagi, oni byli tu tylko aby notablom żyło się wygodnie.
-Generale Drup, jak nasze siły powietrzne? Żadnych nowych komunikatów od ostatniego kontaktu?
-Żadnych, Panie Prezydencie. Wszystkie samoloty zmuszone były do wodowania lub prób lądowania w wysokich górach z powodu wyczerpania paliwa. Od tego czasu cisza, podejrzewam najgorsze. Nawet pański samolot z wiceprezydentem na pokładzie zamilkł wiele godzin temu…
-To wszystko pańska wina, generale Drup! Gdzie są nasze super tajne lotniska!?
-Wszystkie głęboko pod wodą – mruknął niechętnie generał
-Degraduję pana do stopnia kaprala! Niech pan odda pagony i wszystkie ordery! – zapienił się Prezydent
Po krótkiej chwili były już generał Drup upodobnił się wyglądem do pozostałych byłych generałów…
-Admirale Hunca! Czy muszę pytać gdzie nasza flota!? Jeszcze nie na dnie!? – sarkastycznie prychnął Prezydent
-Ziemia nigdy przedtem nie widziała takich sztormów i wysokich fal, nasze okręty były obliczone… – próbował usprawiedliwić się admirał, lecz Prezydent machnął ręką uciszając go momentalnie
-Tak jest, marynarzu Hunca, nasze okręty były obliczone, lecz najwyraźniej obliczone nawet nie przez ucznia z podstawówki! Pan podpisywał zamówienia dla stoczni, nieprawdaż!?
-W dobrej wierze, ufałem naszym konstruktorom i stoczniowcom – Hunca próbował dyskretnie pozbyć się insygniów admirała, ktoś życzliwie podsunął mu nożyczki.
Generał Adar, dowódca Sił Lądowych, poprosił go na migi o podanie ich po skończonej operacji.
Prezydent potoczył ciężkim wzrokiem po stojących przed nim ludziach.
-Zreasumujmy więc naszą obecną sytuację. Jest nas ponad 40 mężczyzn na pokładzie nowoczesnego, lecz niestety, jedynego w naszej flocie okrętu podwodnego – spojrzał znacząco na już marynarza Hunca – Nasze siły lądowe, morskie i powietrzne nie istnieją, cała planeta jest pod wodą niemal po szczyty najwyższych gór, bo przeciwnik wykradł naszą najnowszą broń, o czym nie dowiedzieliśmy się w porę – spojrzał ciężko na kaprali Moisę, Hama i Poklu.
-I oczywiście wcale nie przez to, że jeden idiota wydał rozkaz ataku – szepnął jeden steward do drugiego, na szczęście Prezydent stał za daleko aby usłyszeć
-Czy wiemy coś na temat przeciwnika? – kontynuował indagacje Prezydent
-Na obecną chwilę całkowita cisza radiowa po ich stronie – rzekł oficer łączności
-No to oberwali lepiej od nas – pocieszył się wątpliwie Prezydent, co, jak wiedzieli wszyscy wokół, ani o jotę nie polepszało ich obecnej sytuacji – Jak jest na powierzchni wody? Możemy się wynurzyć aby ocenić nasze położenie?
-Cały czas szaleją sztormy – zameldował dyżurny oficer – obrócą nas w jednej chwili do gory dnem gdy tylko zbliżymy się do powierzchni. Musimy czekać w głębinach.
-No to ja idę odpocząć, a wy się zastanawiajcie co dalej – zdecydował Prezydent i z godnością opuścił salę w nieodłącznym towarzystwie ochroniarzy
-Cwaniaczek – mruknął steward do kumpla – najpierw rozwalił cały świat, teraz idzie sobie odpocząć, niewiniątko, a wy się zastanawiajcie nad sytuacją…

Minęło kilka monotonnych miesięcy zanim ucichły sztormy na powierzchni i okręt mógł bezpiecznie wypłynąć na powierzchnię. Morale załogi stało już tak nisko, że na porządku dziennym były awantury, pijaństwo oraz bijatyki z byle powodu. Krótkotrwałą radością napełnił serca nokaut jaki po kilkuminutowym, bezładnym okładaniu się pięściami zafundował Ministrowi Finansów Szef Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Dorodny guz i sześć szwów na potylicy Sekretarza Stanu były z kolei świadectwem różnicy poglądów, które wyraził nieznany sprawca w ciemnościach korytarza wiodącego do toalety, za pomocą odkręconej nogi od krzesła z jadalni. Podbitych oczu czy wybitych zębów nie warto już było nawet wliczać do statystyk, choć wydarta garść włosów z nienagannej zwykle fryzury Ministra Transportu wpisana została do kronik. Co prawda tylko z powodu godzinnego ryku i wiązanek przekleństw jakie spadły na głowę personelu medycznego, jak i rozgłośnego policzka jakiego Doktor wymierzył pacjentowi dla uspokojenia histerii. Sprawca, jeszcze-nie-zdegradowany Wiceadmirał Floty, opijał swe zwycięstwo w barze do momentu, gdy Wiceminister Transportu nie posłał go ciężkim kuflem na podłogę, w odwecie za klęskę swego przełożonego. Obecny na miejscu Kontradmirał Floty, z kolei w odwecie za klęskę swego przełożonego, zapoznał jego kapelusz z opróżnioną do połowy butelką dwunastoletniej whisky, na co reszta siedzących, widząc marnację cennego trunku, dołączyła ochoczo do bitki, niejako przy okazji przeciągając usiłującego zaprowadzić jaki-taki pokój Kapelana po śliskim kontuarze i kończąc jego podróż w kuble na odpadki. Jego Wielebność poległ w resztkach zupy pomidorowej i pełni chwały Bożej…

Podejrzewam, że niejeden “nieznany sprawca” chętnie by też przyłożył Prezydentowi w rudą fryzurę, posyłając go na co najmniej kilka dni do okrętowego szpitala, lecz, po pierwsze, Prezydent niemal nie wytykał nosa poza swoje apartamenty, po drugie, aparycja jego wiernych ochroniarzy zdecydowanie zniechęcała do bezpośredniej fizycznej konfrontacji, choćby nawet byli bez broni przy pasach.

Dla Doktora jednakże najgorszym było opanowanie oceanu testosteronu, który po tym długim czasie zaczął brać górę nad cywilizowanymi manierami notabli i mniej cywilizowanymi - załogi. Doktor miał na podorędziu dwa magazynki z dmuchanymi przedstawicielkami płci pięknej: jeden do wypożyczania notablom (lepiej wykonane i bardziej “prawdziwe”), a jeden dla służby (zdecydowanie gorszego sortu).
Bomba wybuchła kiedy jakiś kidnaper włamał się do “lepszego” magazynku i rąbnął wszystkie lalki… Po czym po kilku dniach rozpaczliwych poszukiwań uwięzionych “panienek” jakiś tajemniczy alfons zaczął je pożyczać za opłatą wszystkim chętnym klientom… Pomimo licznych dochodzeń inicjowanych przez narzekających polityków (ponoć “panienki” nierzadko wracały po alkoholowych ekscesach mocno w nieładzie), nikt nie odkrył tożsamości sutenera; załoga cieszyła się bo miała luksusowe “panienki” po rabatowych cenach, a politycy i generalicja w rezultacie milczeli i płacili wygórowany haracz.
c.d.n.

--
No good deed goes unpunished...