Zaczęło się nadzwyczaj dobrze. Ciężki klimat wywołany klaustrofobicznymi pomieszczeniami, ciągłe miganie jarzeniówek i pasująca do tego muzyka. Fabuła bardzo delikatnie dawkowana, w sposób, który sprawa, że widz chce więcej, że jest mu mało, dosysa się do filmu niczym kleszcz i stara się wyssać ile tylko zdoła. I nagle japierdut, wybuchy, strzelanie, wielka ucieczka i ogólna rozpierducha. To co tak pieczołowicie budowano od samego początku zostało porzucone. Od tego momentu wszystko się wyjaśnia, klaruje, staje się przesadnie oczywiste.
Mógł to być genialny film scifi, a okazał się zaledwie niezły.
--
"Więc kim ty jesteś? Tej siły cząstką drobną, co zawsze złego chce, lecz czyni tylko dobro" "Oh no, she's killing blind orphans! That's so evil, I mean which is great but blind orphans!" "Odmawianie kobiecie tańca to ignorowanie części jej osobowości. To zniewaga, którą niełatwo zapomnieć. Bowiem ona miała coś do zaoferowania: swoje oddanie. Przed mężczyzną, który z nią nie tańczy, nigdy nie otworzy swej duszy do samego końca."