Wirus przeminął ale moja żona nie! Przyznam na początku – jest znacznie lepiej i moja kochana, cudowna i wspaniała żona całkowicie się uspokoiła. Jednak jest w niej pewien diabeł, który chyba szepce jej do ucha „Ty, Zośka, weź coś rozpi3rdol, ale tak totalnie! Zrób tak, że nikt się nie pozbiera!”.
I ona chyba słucha tego diabła...
Moje kochanie przypadkiem musiało wyremontować pokój – ten, co go tak długo i drogo malowała. Zaczęło się niewinnie.
„Stefan? Te plamy na ścianie, to zetrę, prawda?”
Tak. Odpowiedziałem i wróciłem do swoich zajęć. Moja żona, luba cudowna, nie zaczęła działać od razu – nie, nie! Nawet mnie to zdziwiło, ale spoko. Widać, coś tam się nauczyła i jest lepiej.
Dzień jak co dzień: jadę do pracy, spokój, cisza. Wracam.
- Co do KOCHANEJ MATKI JEDYNEJ ZROBIŁAŚ!???
Ściany w miejscach, gdzie były przebarwienia od krzeseł, drobne plamy od jedzenia i świeczek, nagle stały się białe i starte aż do tynku gipsowego. W tynku zaś bruzdy na kilka milimetrów. Totalna masakra – i nie tylko w okolicach stołu, tylko dosłownie wszędzie, na suficie też!
- Wiedziałam, że będziesz zły!!! – oznajmia mi i strzela focha jak stąd do Tokyo.
- Zły? Nie, skąd kochana... – próbuję ogarnąć własny szok – Co ty, do jasnej cholery, zrobiłaś?!
Przynosi mi niemieckiej marki płyn do odplamiania, do którego zamontowała szczotę ogrodową do wyczesania trawnika. I tym sprzętem ścierała plamy.
Tego to byście NIGDY nie wymyślili.
„Kochanie, masz zawał?!”
Szybka analiza była taka: trzeba nałożyć szpachlę, warstwę wyrównać, pokój od nowa pomalować. Nie miałem czasu (duuużo pracy), więc poinstruowałem małżę, aby w wolnej chwili ogarnęła pokój do malowania. Zaplanowałem sobie dwa dni wolnego na tę okoliczność. Instrukcje były jasne: przesuń graty od ścian i nic więcej nie rób.
Wracam z pracy, późny wieczór. Wszystko zrobione jak trzeba, nawet telewizora nie uszkodziła!
Wtedy mnie ruszyło, aby zerknąć na podłogę, gdzie telewizor stał...
Jak może pamiętacie, jestem mocno związany ze sprzętem audio. Ułożyłem kable w systemie 5.1 w ścianie, zaś wiązkę wyprowadziłem metr od ściany, pod telewizorem. Żona je ucięła przy samych panelach, bo jej przeszkadzały. Nożem do tapet, idealnie, równiótko!!!
Stoję, porażony tym co widzę, a moja żona chyba dostrzega że zaraz eksploduję. Wyszedłem z mieszkania. Wróciłem późno. Bardzo późno.
Skończyło się na zerwaniu paneli i lutowaniu kabli, żeby z powrotem wyciągnąć kable nad poziom podłogi i podłączyć je do soniacza. Z malowaniem zeszło mi trzy dni, zanim wszystko wróciło do normy.
„Kochany, ale chyba się nie gniewasz?!”
Wiecie, kiedy wiem, że żona coś prz3pierdoliła w domu? Jest niebywale miła i uprzejma. Jak już ogarnąłem temat pokoju trafiła mnie jak grom z jasnego nieba kolejna informacja. Po nieplanowanym remoncie luba moja zrobiła porządki w płytach CD i DVD. Jako, że zwolniła miejsce w szafie wyrzuciwszy tonę nieużywanych ubrań, stwierdziła że zmieści tam karton. Do kartonu włożyła 100 płyt. Bez opakowań - Jedna na drugiej, ściśnięte jak makrele w Graalu. Opakowania wywaliła, na miejsce płyt położyła ramki ze zdjęciami.
BO ONA OD ZAWSZE TRZYMA TAK PŁYTY!!! MNIEJ MIEJSCA ZAJMUJĄ!!!
SERIO?!!!
Płakałem, kiedy wyciągałem moje cuda Kilkanaście gier, archiwów i filmów oraz ścieżek dźwiękowych poszło się kochać na zawsze. Nawet nie poczuła/zauważyła, że te płyty – ściśnięte – pękają gdy je wciskała na siłę. Wiele porysowanych do stopnia nieużywalności.
Opakowania? A komu to potrzebne!
Wywaliła do kontenera! Na szczęście zrobiła to wieczorem, więc uzbrojony w latarki grzebałem ponad godzinę w śmietniku, aby je wygrzebać. Godzinę spędziłem w śmieciach!!!
Najciekawsza była argumentacja:
- Przecież te płyty leżą i zbierają kurz, więc co za różnica, gdzie leżą i w czym???
Jeśli istnieje w rzeczywistości system, jaki prezentował film „Minority Raport” to ja właśnie dostaję dożywocie.
I ona chyba słucha tego diabła...
Moje kochanie przypadkiem musiało wyremontować pokój – ten, co go tak długo i drogo malowała. Zaczęło się niewinnie.
„Stefan? Te plamy na ścianie, to zetrę, prawda?”
Tak. Odpowiedziałem i wróciłem do swoich zajęć. Moja żona, luba cudowna, nie zaczęła działać od razu – nie, nie! Nawet mnie to zdziwiło, ale spoko. Widać, coś tam się nauczyła i jest lepiej.
Dzień jak co dzień: jadę do pracy, spokój, cisza. Wracam.
- Co do KOCHANEJ MATKI JEDYNEJ ZROBIŁAŚ!???
Ściany w miejscach, gdzie były przebarwienia od krzeseł, drobne plamy od jedzenia i świeczek, nagle stały się białe i starte aż do tynku gipsowego. W tynku zaś bruzdy na kilka milimetrów. Totalna masakra – i nie tylko w okolicach stołu, tylko dosłownie wszędzie, na suficie też!
- Wiedziałam, że będziesz zły!!! – oznajmia mi i strzela focha jak stąd do Tokyo.
- Zły? Nie, skąd kochana... – próbuję ogarnąć własny szok – Co ty, do jasnej cholery, zrobiłaś?!
Przynosi mi niemieckiej marki płyn do odplamiania, do którego zamontowała szczotę ogrodową do wyczesania trawnika. I tym sprzętem ścierała plamy.
Tego to byście NIGDY nie wymyślili.
„Kochanie, masz zawał?!”
Szybka analiza była taka: trzeba nałożyć szpachlę, warstwę wyrównać, pokój od nowa pomalować. Nie miałem czasu (duuużo pracy), więc poinstruowałem małżę, aby w wolnej chwili ogarnęła pokój do malowania. Zaplanowałem sobie dwa dni wolnego na tę okoliczność. Instrukcje były jasne: przesuń graty od ścian i nic więcej nie rób.
Wracam z pracy, późny wieczór. Wszystko zrobione jak trzeba, nawet telewizora nie uszkodziła!
Wtedy mnie ruszyło, aby zerknąć na podłogę, gdzie telewizor stał...
Jak może pamiętacie, jestem mocno związany ze sprzętem audio. Ułożyłem kable w systemie 5.1 w ścianie, zaś wiązkę wyprowadziłem metr od ściany, pod telewizorem. Żona je ucięła przy samych panelach, bo jej przeszkadzały. Nożem do tapet, idealnie, równiótko!!!
Stoję, porażony tym co widzę, a moja żona chyba dostrzega że zaraz eksploduję. Wyszedłem z mieszkania. Wróciłem późno. Bardzo późno.
Skończyło się na zerwaniu paneli i lutowaniu kabli, żeby z powrotem wyciągnąć kable nad poziom podłogi i podłączyć je do soniacza. Z malowaniem zeszło mi trzy dni, zanim wszystko wróciło do normy.
„Kochany, ale chyba się nie gniewasz?!”
Wiecie, kiedy wiem, że żona coś prz3pierdoliła w domu? Jest niebywale miła i uprzejma. Jak już ogarnąłem temat pokoju trafiła mnie jak grom z jasnego nieba kolejna informacja. Po nieplanowanym remoncie luba moja zrobiła porządki w płytach CD i DVD. Jako, że zwolniła miejsce w szafie wyrzuciwszy tonę nieużywanych ubrań, stwierdziła że zmieści tam karton. Do kartonu włożyła 100 płyt. Bez opakowań - Jedna na drugiej, ściśnięte jak makrele w Graalu. Opakowania wywaliła, na miejsce płyt położyła ramki ze zdjęciami.
BO ONA OD ZAWSZE TRZYMA TAK PŁYTY!!! MNIEJ MIEJSCA ZAJMUJĄ!!!
SERIO?!!!
Płakałem, kiedy wyciągałem moje cuda Kilkanaście gier, archiwów i filmów oraz ścieżek dźwiękowych poszło się kochać na zawsze. Nawet nie poczuła/zauważyła, że te płyty – ściśnięte – pękają gdy je wciskała na siłę. Wiele porysowanych do stopnia nieużywalności.
Opakowania? A komu to potrzebne!
Wywaliła do kontenera! Na szczęście zrobiła to wieczorem, więc uzbrojony w latarki grzebałem ponad godzinę w śmietniku, aby je wygrzebać. Godzinę spędziłem w śmieciach!!!
Najciekawsza była argumentacja:
- Przecież te płyty leżą i zbierają kurz, więc co za różnica, gdzie leżą i w czym???
Jeśli istnieje w rzeczywistości system, jaki prezentował film „Minority Raport” to ja właśnie dostaję dożywocie.
--
I am the law!