Mój mąż pracuje w dość specyficznym miejscu i ciągle narzeka na swojego kierownika (którego sama znam dobrych kilka lat i wiem, jaki potrafi być w*urwiający). Najczęściej tnie coś diaxem, ale szanowny kierownik przerzuca go co chwila to tu, to tam, bo się nie może zdecydować, kto ma być na którym stanowisku. Ostatnio obudziłam się, jak mój kochany walnął mnie przez sen z łokcia w łeb, krzycząc "no przecież kazałeś kurwa ciąć!" Chyba powinnam się bać o kierownika... 
