Obejrzane. Zacznę od plusów:
- Świetnie wygląda. Gdybym nie wiedział, że to Uncharted, to takie miałbym pierwsze skojarzenie. Światło, sceneria, praca kamery - to po prostu Uncharted.
- Tom Holland - zaskoczenie, bo jest całkiem niezłym młodym Drakiem. Mimo, że wyglądem nie bardzo pasuje, to nadrabia nieźle grą. W dodatku film ma poważniejsze problemy z obsadą, więc Hollanda wrzucam w plusy.
- Jedno fajne cameo (nie chcę spoilować, ale da się rozpoznać po głosie)
- Fabuła - to wada i zaleta. "Over the top", dla fanów gry rozpierducha pod koniec filmu właściwie nie różni się od tego do czego przywykliśmy w grach (może poza tym, że w grach Drake jest masowym mordercą, a tutaj chyba się dopiero wkręca
).
- Antonio Banderas - poza Hollandem chyba jedyny aktor, któremu się chciało grać.
No to wady teraz
- Mark Wahl...Walh...Wa... cośtam ...berg. No ni**ja nawet jak na młodego Victora nie pasuje. Nie wiem, mam jakąś alergię na niego, a może on po prostu nie umie grać.
- Postać Chloe. Tak, wiem że i Chloe jest młodsza, ale nie. Po prostu kolejny błąd w obsadzie. I ten wymuszony udający australijski akcent. W grach Chloe miała australijski akcent, bo i aktorka podkładająca głos jest Australijką. W filmie akcent musiał być zagrany, bo aktorka urodziła się w Kaliforni. Średnio to wyszło.
- Fabuła - tym razem jako wada. Osoba, która nie zna gier pomyśli "czy oni mnie mają za debila?". Fan gry przymknie oko, zauważy drobne smaczki. Osoba, która styczności z grą nie miała uzna, że to najdurniejszy film przygodowy ostatnich 50 lat
- Postać głównego antagonisty... ja rozumiem, że w dzisiejszych czasach zawsze musi być jakiś plot twist, ale to po prostu nie wyszło.
Generalnie nie jest tragicznie. Lepiej niż się spodziewałem (choć może to przez fakt, że nie miałem żadnych oczekiwań). Takie 5-6/10 i do obejrzenia przy popkornie i browarze. Bywały znacznie gorsze filmy bazujące na grach.