No w końcu jakiś film z porządnym pier*dolnięciem!

Początek może zdziwić, bo miał być soczysty thriller, a oglądamy jakąś sobotnią obyczajówkę. Nauczycielka wychodzi ze szkoły, opiekuje się uczniem, idzie ze szkoły i w zasadzie to niesione ciasto ma najwięcej uwagi ekranowej. Babskie spotkanie w salce parafialnej, kto ma ile dzieci... nuuuudy.... Czy to aby właściwy film?

O tym czy właściwy zaczynają mówić szczegóły. Drobniutkie. A to ujecie na rzeczone ciasto, a to wspomnienie o przodkach, metodach wychowawczych. Dziwne zachowanie księdza - choć wcale nie dziwne. Za to pojawia się coraz więcej niepokojących symboli i nagle okazuje się, że z niepozornej śnieżki robi się kula, której nie da się zatrzymać.

A później atmosferę można kroić nożem. Dobrą robotę robi modny ostatnio motyw - cały film jest kręcony jednym ujęciem "z ręki" (cięcia są niemalże niezauważalne) co dodatkowo dodaje dramaturgii i realizmu. Można się sprzeczać, ale na mnie robi to wrażenie. W powodzi czarnych Arielek, kolejnych klisz superbohaterów i jaraniem się CGI w końcu jakiś film nie wymagający kubła popcornu.