Muszę sobie ponarzekać, może mi ulży.
Babcia wynajmuje pokój i szuka jakiejś studentki/uczennicy, bo poprzednia już zakończyła naukę i się wyprowadziła, ale za każdym razem rozmowa telefoniczna kończy się po pytaniu „czy jest internet?”. No to stwierdziła, że trzeba chyba się zaopatrzyć, bo trudno znaleźć zainteresowaną.
Tata podrzucił jej pomysł, że najprościej uderzyć do dostawcy telewizji, bo najczęściej mają pakiety łączone i dołożenie neta to zwiększenie kosztu o dychę lub dwie.
To był pierwszy błąd. Zadzwoniła i zgodziła się prawie na wszystko co wcisnął jej konsultant… Pojawił się kurier z umową na neta, no to podpisała. Ale nie wie jak „włączyć ten internet”, dlatego zostałem zawezwany. Okazało się, że wcisnęli jej kartę sim… i tyle. Jeszcze zamiast jakiegoś połączonego pakietu z telewizją, to dali to na osobną umowę za kolejne 60 zł. A co najlepsze, do tego wcisnęli jej kolejny pakiet na telewizję, na kolejne 2 lata. Niby 10 złotych tańszy, ale za dychę wcisnęli do tego Cinemax, którego i tak nie będzie oglądać (w sumie, to zapotrzebowanie babci na kanały telewizyjne można w 90% spełnić naziemną i niekodowanymi na Hotbirdzie, ale to inny temat).
No to zarządziłem, że trzeba się zmywać z nc+/Canal+ i przenieść do UPC, który jest dostępny w bloku. Pełnomocnictwo i wycieczka do punktu Canal+ w centrum handlowym, żeby rozwiązać umowy zawarte na odległość. Wszystko spoko, gość chyba od razu poznał, że i tak mnie nie przekona do czegokolwiek, więc nawet nie próbował. Wnioski złożone, ale trzeba poczekać aż w systemie będzie można obliczyć co wyjdzie taniej, dotrwanie do czerwca, czy rozwiązanie od razu.
I tu jest pierwszy moment gdzie Canal+ leci w chuja. Sprawdzam codziennie Strefę Canal+ w oczekiwaniu na aktualizację. Umowa o neta – rozwiązana na następny dzień… ale na TV trzeba czekać… aż do 3 lutego, prawie 2 tygodnie. Net rozwiązany z miejsca, a TV z opóźnieniem. Dlaczego? Podejrzewam dlaczego… bo jakbym rozwiązał od razu, to bym zdążył z 30 dniami wypowiedzenia, a teraz umowa zostanie rozwiązana z końcem marca, a nie lutego. Ale 17 złotych jestem w stanie przeżyć, rozwiązanie umowy z karą wychodzi taniej o 50 zł z hakiem za 3 miesiące. W międzyczasie przyszedł monter z UPC, wszystko odpalone w jakieś 40 minut.
Ale to nie koniec… i tutaj jest błąd nr 2 i lecenie w chuja przez Canal+ nr 2.
Dobrze wiedzą, że umowa została wypowiedziana, ale patałachy wiedzą też, że odpowiada za to pełnomocnik. Skurwiele zadzwoniły dzisiaj do babci, żeby jej wcisnąć nowy pakiet telewizji „bo umowa się kończy”. Że wcześniej nie wpadłem na to, żeby zmienić numer i wyjebać wszystkie zgody marketingowe.
Tyle dobrze, że jest 14 dni na rozwiązanie umowy zawartej na odległość. Tylko znowu muszę się z nimi uganiać.
Zdają sobie sprawę, że ich oferta jest gówno warta dla trzeźwo myślącego człowieka, to muszą stosować takie podchody.
Babcia wynajmuje pokój i szuka jakiejś studentki/uczennicy, bo poprzednia już zakończyła naukę i się wyprowadziła, ale za każdym razem rozmowa telefoniczna kończy się po pytaniu „czy jest internet?”. No to stwierdziła, że trzeba chyba się zaopatrzyć, bo trudno znaleźć zainteresowaną.
Tata podrzucił jej pomysł, że najprościej uderzyć do dostawcy telewizji, bo najczęściej mają pakiety łączone i dołożenie neta to zwiększenie kosztu o dychę lub dwie.
To był pierwszy błąd. Zadzwoniła i zgodziła się prawie na wszystko co wcisnął jej konsultant… Pojawił się kurier z umową na neta, no to podpisała. Ale nie wie jak „włączyć ten internet”, dlatego zostałem zawezwany. Okazało się, że wcisnęli jej kartę sim… i tyle. Jeszcze zamiast jakiegoś połączonego pakietu z telewizją, to dali to na osobną umowę za kolejne 60 zł. A co najlepsze, do tego wcisnęli jej kolejny pakiet na telewizję, na kolejne 2 lata. Niby 10 złotych tańszy, ale za dychę wcisnęli do tego Cinemax, którego i tak nie będzie oglądać (w sumie, to zapotrzebowanie babci na kanały telewizyjne można w 90% spełnić naziemną i niekodowanymi na Hotbirdzie, ale to inny temat).
No to zarządziłem, że trzeba się zmywać z nc+/Canal+ i przenieść do UPC, który jest dostępny w bloku. Pełnomocnictwo i wycieczka do punktu Canal+ w centrum handlowym, żeby rozwiązać umowy zawarte na odległość. Wszystko spoko, gość chyba od razu poznał, że i tak mnie nie przekona do czegokolwiek, więc nawet nie próbował. Wnioski złożone, ale trzeba poczekać aż w systemie będzie można obliczyć co wyjdzie taniej, dotrwanie do czerwca, czy rozwiązanie od razu.
I tu jest pierwszy moment gdzie Canal+ leci w chuja. Sprawdzam codziennie Strefę Canal+ w oczekiwaniu na aktualizację. Umowa o neta – rozwiązana na następny dzień… ale na TV trzeba czekać… aż do 3 lutego, prawie 2 tygodnie. Net rozwiązany z miejsca, a TV z opóźnieniem. Dlaczego? Podejrzewam dlaczego… bo jakbym rozwiązał od razu, to bym zdążył z 30 dniami wypowiedzenia, a teraz umowa zostanie rozwiązana z końcem marca, a nie lutego. Ale 17 złotych jestem w stanie przeżyć, rozwiązanie umowy z karą wychodzi taniej o 50 zł z hakiem za 3 miesiące. W międzyczasie przyszedł monter z UPC, wszystko odpalone w jakieś 40 minut.
Ale to nie koniec… i tutaj jest błąd nr 2 i lecenie w chuja przez Canal+ nr 2.
Dobrze wiedzą, że umowa została wypowiedziana, ale patałachy wiedzą też, że odpowiada za to pełnomocnik. Skurwiele zadzwoniły dzisiaj do babci, żeby jej wcisnąć nowy pakiet telewizji „bo umowa się kończy”. Że wcześniej nie wpadłem na to, żeby zmienić numer i wyjebać wszystkie zgody marketingowe.
Tyle dobrze, że jest 14 dni na rozwiązanie umowy zawartej na odległość. Tylko znowu muszę się z nimi uganiać.
Zdają sobie sprawę, że ich oferta jest gówno warta dla trzeźwo myślącego człowieka, to muszą stosować takie podchody.