Nie :kaflowy, ino sklepowy. Kaflowemu wózka nie życzę, jak i durnej właścicielki. Ja tu na narzekali nie bywam, to i obyczajów nie znam, dobrzy ludzie, osądźcie, co ja rację mam, czym głupia. Wchodzę ci ja do osiedlowego marketu, przed wejściem, patrzę, baba w wózek sklepowy psa pcha. Kundel średnich rozmiarów. Tak o, do środka. Psu łapy wystają, trzęsie dupą, to i ogon wystaje, popuszcza mocz, baba wózek pcha, na mnie nawet nie zerknie. To idę przed nią, do kasjerki gadam: "Za mną idzie pani, która w wózku ma psa!", na co kasjerka patrząc na wchodzącą: "No, słodki, jest, co nie?" Nóż, kurna, nie! Idę na mięsny, oburzona, psiara za mną, baba z mięsnego się wychyliła, coby psinę pogłaskać w rękawiczkach, w których mi wcześniej wędlinę nakładała! Mną już telepie, widzę, zbliża się pan Jarek, niemiły typ po 50-tce, pracownik marketu, myślę, wrzask podniesie, a on zerknął, wzrok odwrócił i poczłapał dalej. Nie dość, że sama jedna w maseczce byłam, nie dość, że rękawiczek, płynu do dezynfekcji w sklepie nie uświadczysz, to jeszcze ten pies... Ja tam więcej ani wózka, ani koszyka do rąk nie wezmę, ze swoim przychodzę, przy kasie opróżniam.... Ech! Uwielbiam psy! Ale własne zdrowie bardziej, jeszcze mną telepie. Słusznie, czy się czepiam?
--
Skiosku&Pokiosku