Czyżby zwątpienie nagle nie przyszło.
W upiornej toni głębokiej studni.
Odbija gwiazdy blade jak słowa.
Które z twych ust wymknęły cicho.
Szepcząc powoli miriady kłamstw.
Czyżby gdzieś zniknął zaczarowany.
Obraz z dzieciństwa ten tak prawdziwy.
Odchodzi dalej wśród lasu szmerów.
Leprechaun na szczęście swe obrażony.
Krzycząc w czerwieni ludzkie tęsknoty.
Czyżby pan mówił że to nie warto.
Raz w życiu pragnień poczuć wołanie.
Oddać się całkiem rozkosznej chuci.
Ciągle za mało, więcej, nie starcza.
I nawet księżyc lśni jakoś ciemniej.
Pozakrywany ludzkim sumieniem.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą