W zasadzie powinienem to wrzucić na Narzekalnię, ale...
Od trzech tygodni wymieniają w bloku windę. Sztuk raz, wiek taki raczej średni czyli koło czterdziestki. Czas był najwyższy. Druga sztuka odłożona na później.
Ale jak każdy remont połączone to jest z atrakcjami, głównie dźwiękowymi. Wiadomo - wiertary. Solo i w duecie. Od 8.00 do 17.00, czasem dłużej. A że mam szyb windy jakiś meter-półtora ode drzwi, to się można domyślić.
Tym niemniej od dziś narzekać nie będę. A im dłużej to potrwa, w tym lepszym humorze będę. Koło grudnia pewnie zejdę na rozedmę płuc od śmiechu, chyba, że skończą wcześniej.
Okazało się, że została zakupiona nowa kabina. Piękna, cycuś, picuś-glancuś, pachnie nowością i jedwabistymi smarami. No cudo. W promocji gratis dodali za duże wymiary.
Ktoś mierzył, mierzył w te i nazad, wzdłuż i w poprzek, dokumentację oglądał - a może i nie, może zaginęła.
I jak przyszli fachowcy, jak się podrapali po włosach i głowie - tak wyszło, że trzeba 10 pięter szybu w wielkiej płycie poszerzyć, żeby kabina w ogóle wlazła. I modlić się, żeby ściany szybu nie okazały się później za cienkie.
No i poszerzają. A mnie się gęba śmieje.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą