Wstępik jak zwykle:
Jak już ostatnio objaśniałam, synuś (s) mój lat 7, uczy się języka polskiego z bardzo zabawnymi efektami. Nie zawsze wszystko rozumie, a bardzo często rozumie dosłownie.
Jeśli nie wie jak coś się nazywa, zaiwania po angielsku, co razem połączone, często dostarcza nam dużo uciechy.
Dziś wieczorem bardzo intensywnie grał na Wii, czego efektem było skrajne wyczerpanie :) I to do takiego stopnia, że źle się poczuł. Oglądam z ukochanym (u) film w naszym kinie, mały przychodzi.
(s): Ja sie źle czujem, bede rzygac...
Faktycznie jakiś blady czy co.
(ja): o kurde! (lece do łazienki z nim)
(u): Uuu, ale go ciąga. Jeśli nie da rady się wyrzygac, to trzeba będzie inaczej mu pomóc. Ze specjalną miksturą.
Małego faktycznie ciąga na wymioty, ale nie wiedziec czemu próbuje to opanowac.
(u, do małego): Spróbuj sie wyrzygac, pomoże ci, przecież widze jak cię ciąga.
Mały panika w oczach. Przechodzi na angielski.
(s): I'm OK now, I'm fine, really!
(ja):yyy...na pewno?
(s kiwa głową intensywnie): I'm better. I don't want daddy to stretch me! I'm fine...
:):) :)
Dla mniej wtajemniczonych: "Nie chce zeby tatus mnie rozciągał"
Młody myslał ze jak mówimy o ciąganiu (na wymioty) to chcemy go potem rozciągac...
:D :D :D
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą