< > wszystkie blogi

acocietoobchodzi

...waiting for my own war...

Kryzys 'wiary' 21-11-2008

21 November 2008
Tak, wiem, wchodzę na pole minowe ale wiecie co? Mam do tego stosunek wysoce seksualny. Tytułem wstępu:
  1. Nie chcesz - nie czytaj.
  2. Jestem wulgarny - na codzień i od święta - taki już jestem i jak Ci się nie podoba to wypierdalaj (patrzaj pkt. 1).
  3. Jestem ATEISTĄ - w pełni, nie wierzę w żadnego boga, w żadną siłę nadprzyrodzoną i inne chuje-muje-dzikie węże - nie podoba się? spieprzaj dziadu (patrzaj pkt. 1).
  4. Jeżeli uraziłem Twoje uczucia...hmm, ssij kij, ostrzegałem (patrzaj punkty 1,2,3).
  5. Chcesz wyraźić swoją opinię na temat: mojej osoby / notki / bloga / głodu w Burkina Faso / czegokolwiek innego - Twoja wola. Masz do tego prawo a ja mam prawo mieć to w dupie.
  6. Adnotacja do pkt. 5 - Nie będę z NIKIM dyskutował na tematy wiary.
  7. Jeszcze jedno - Nie jestem polonistą. Kiedyś (może) będę inżynierem więc moja elokwencja może pozostawiać wiele do życzenia. Zaznaczam, jednakże, że staram się jak mogę. Głównie z szacunku do czytelnika (wątpliwego ale zawsze) i do języka ojczystego. - Wszystkie uwagi w tym temacie wezmę do serca...albo i nie.

Zacznę od sprawy, która dla większości osób jest oczywista ale czuję wenętrzną potrzebę wspomnienia o niej, chociaż w kilku słowach. Otóż, według mnie,  osoby wierzące mają w życiu łatwiej. Kiedy masz doła idziesz do 'świątyni' i możesz z bogiem pogadac, wyżalić się, obwinić go. Pociecha to możę niewielka ale zawsze jakaś. Jako ateista mogę polegać głównie na sobie i na moich przyjaciołach. Przyjaciele są albo ich nie ma, takie życie. Ja? Nie no sory ale jak mam się sam podnosić na duchu, pocieszać, dodawać sobie sił? Nie popadajmy w paranoję. Może mam rozdwojenie jaźni ale moje drugie ja pozwala mi, co najwyżej, z czystym sumieniem pić do lustra.

Wrócę do tematu. Każdy ma czasami doła, gorsze dni, chandrę. Czasami jest tak chujowo, że człowiekowi odechciewa się żyć, wszystko się pieprzy, nic się nie udaje i w ogóle chujnia z patatajnią, całe zło tego świata spada Ci na głowę. Najgorzej kiedy jest zajebiście i nagle jak piorun z jasnego nieba pierdolnie wszystko. Wtedy właśnie nadchodzi 'Kryzys wiary'. Nie śpisz bo drżysz z przerażenia przed jutrem, nie jesz bo żołądek ze stresu kurczy się do rozmiarów ziarnka piasku. Żeby utrzymać się w stanie względnej przytomności jedziesz na kofeinie, teinie, nikotynie i sam diabeł wie na czym jeszcze. Stan apatii jest głęboki jak rów mariacki. OK. Wygadasz się kumplowi, jakoś się uspokoisz ale co z tego skoro świadomość besilności, maluczkości i trwoga odsuwa Cię od zmysłów. Budzi się mały chochlik-skurwysyn, który szepce do ucha złe rzeczy. Czarne myśli, pesymizm i ogólna beznadzieja. Co robić? KURWA, co począć?! Schleję się! Dupa. Dół jak chuj...Tracę wiarę we własne możliwości, w to kim jestem, co potrafię, na co mnie stać. Spadam...

A wiecie co jest najgorsze? No pewnie, że nie wiecie. Bez obaw już wyjaśniam (hurra!!). Zależy Ci na kimś/czymś jak nigdy w życiu na nikim/niczym. Nie liczy się nikt/nic. Kochasz, tęsknisz, martwisz się. Normalne chyba, nie? Oczywiście masz jakieś tam problemy, jak każdy, tylko, że to błachostki, detale. Nagle (wtem!) coś się pierdoli. Nie wiadomo co, nie wiadomo dlaczego. Nie wiesz o co chodzi, tym samym nie wiesz co z tym zrobić a wiesz, że coś nie gra bo czujesz to. I chuj w dupie...czarnej dupie...Nagle każdy inny problem urasta do rangi zimowego wyjścia na K2 w trampkach. Okazuje się, że masz tyle spraw na głowie, tyle kłopotów - za co się zabrać? Za żadną z tych mniejszych spraw bo jest ta jedna, główna, absolutnie i bezapelacyjnie najważniejsza. Nie skupisz się na niczym innym, nie ma takiej opcji. Tylko, że nie możęsz nic zdziałać gdyż: primo, nie wiesz o co kaman, secundo, jeżeli nie wiesz o co be to co, kurwa, zrobisz, geniuszu?!

W ten sposób pozostaje mi tylko martwić się, drżeć z przerażenia przed każdą kolejną sekundą i czekać, czekać na rozwój wydarzeń i...i modlić się do boga o happy end? Świetnie, wprost wykurwiście, tylko, że boga nie ma...Tak, więc, czekam i boję się i martwię się ale wierzę, tak WIERZĘ, że się ułoży, wyjaśni i wszystko wróci do normy

Uff...to się wyżaliłem. Wierzcie mi lub nie ale introwertykowi nie przychodzi to łatwo a jest mu to potrzebne jak każdemu innemu człowiekowi.
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Autor
O blogu
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi