< > wszystkie blogi

coorchuc's absurdlog

Potwornie absurdalny blog

Wojna o wszystkie oceany

18 January 2009
Są książki, które świetnie się czyta, cudownie o nich opowiada, wybuchają fajerwerkami w wyobraźni... a potem odstawione na półkę czekają, by znów po nie sięgnąć. Ale nie oszukujmy się. Przy tylu nowych tytułach rocznie beletrystyka musi poważnie zabłysnąć, żeby przyciągnąć uwagę raz jeszcze. 
 

Są jednak i książki, które wyobraźnię rozbudzają daleko mocniej niż beletrystyka. Historie, które opowiadają są bowiem tym bardziej niesamowite, że wydarzyły się naprawdę. ”Wojna o wszystkie oceany” jest właśnie taką książką. Dwoje historyków – archeologów napisało książkę o okresie wojen Anglii z napoleońską Francją. Skupili się na obszarze bitew morskich i morsko-lądowych oraz na wszystkich związanych z tym działaniach na lądzie.

Wszyscy szukający tu hollywodzkiego pirata amanta srodze się zawiodą – w przeciwieństwie do ogólnie przyjętych standardów „romantyzm” morskich przygód bardzo często opierał się na przymusie, brutalnej rozłące z bliskimi osobami, szkorbucie i litrach przelanej krwi. Autorzy opisują morskie kampanie w sposób bardzo barwny, ale przede wszystkim prawdziwy. I tak dowiadujemy się, że najpopularniejszym sposobem rekrutacji załogi – zwłaszcza w czasach konfliktu – była zwyczajna branka. Oddziały „rekrutacyjne” mogły zgarnąć na pokład prawie każdego w porcie. Jednak, gdy tylko rozchodziła się wieść o poborze mężczyźni uciekali w głąb lądu. Branka nierzadko szła tam za nimi – reguły naboru były ustalane na bieżąco.

Więcej.

 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi