< > wszystkie blogi

vitkoff's zapiskis

Piski, jęki i lamenty

wydłubywanie robali z trupów

18 October 2016
Większość nauczycieli mówi, że jest z tego, co wiecie, a nikt jeszcze nie udokumentował: Z POWOŁANIA. Zazwyczaj kłamią. Bo co mają powiedzieć? Jak uzasadnić pracę w warunkach cholernie szkodliwych za pieniądze dla nieszkodliwych wariatów? A tu takie wygodne i jakże szlachetne wyjaśnienie.

Ale chciałam opowiedzieć o koleżance, która napluła na ten matrix i zaczęła otwarcie mówić prawdę. No dobra - może nie wszem i wobec - ale też bez specjalnych zahamowań. Nie kryła się z tym, że nie cierpi cudzych dzieci, wnerwiają ją ich pierdołowate problemy, do pasji doprowadza ją brak dyscypliny. Poza tym w całym pokoju nauczycielskim lubi jedynie ironicznego historyka, a reszty koleżanek to wcale (z wzajemnością - no raczej). A już proces nauczania i wychowania to dla niej katorga, tortury i orka na ugorze. Kiedy obserwowałam, jak to z siebie wyrzuca, byłam szczerze zaskoczona poziomem irytacji, czasem wręcz obrzydzenia, gniewnym wzrokiem i grymasem twarzy.
Będąc człowiekiem rozumnym (można być bowiem rozsądnym i nie przepadać za nauczaniem), postanowiła zmienić zawód i pójść zaocznie na biologię sądową, czy coś takiego. Często ją wypytywałam, jak jej idzie i czego się uczy (mam bowiem nadzieję, że jak mnie kiedyś wywalą z roboty za totalne roztargnienie i nieogarnianie chaosu, to będę pisać kryminały, a ona będzie mi konsultantką). Zazwyczaj mówiła rzeczy arcyciekawe, lecz raczej teoretyczne.
Pewnego zaś dnia opowiedziała o swoich badaniach do pracy semestralnej. Głos jej był dźwięczny i radosny, twarz świetlista i natchniona, a oczy pełne były sensu i spełnienia. Prawie jej nie poznawałam, bo choć zawsze uważałam ją za bardzo urodziwą, to teraz stała się przepiękna.
Otóż jej promotorka pracująca dla prokuratury zadzwoniła późną wiosną, że ma dla niej materiał badawczy: nieżywą staruszkę, która wyzionęła ducha tak dawno, że mieszka w niej kilka gatunków insektów-saprofitów. Moja koleżanka pędziła jak szalona na miejsce znalezienia ciała, bez oporów zdobyła materiał badawczy (nie dam rady powtórzyć szczegółów pisemnie ) i z ekscytacją go przebadała.
Wyszło na to, że woli wydłubywanie robali z trupów niż nauczanie słodkich dzieciaków.
Wniosek jest banalny, ale go sformułuję: jeśli już musisz pracować, to znajdź takie zajęcie, żeby wykonywać je z pasją.
Choć pewnie można z tej historii wyciągnąć jeszcze parę innych wniosków...
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi