Lubię cmentarze. No może przesadziłam, ale lubię ich atmosferę, odnajduję tam taki pierwotny spokój, jakby obecność tylu grobów unosiła w atmosferze kopułę wieczności. Z drugiej strony "konieczność" październikowo-listopadowej wizyty kojarzy mi się z przymusowym świętowaniem rodzinnym, gdzie ciotka obmawia żonę brata, a wujek raz po razie rechocze, kiedy nastoletnia siostrzenica pali buraka za każdym razem po jego "ale cycuszki ci rosną".
Nie poszłam na cmentarz. I jutro też nie pójdę. Tych, którzy ucieszyliby się z mojej wizyty tu nie ma, a urnę Najstarszej mam w domu.
Pewnie pójdę w bożonarodzeniowych okolicach i zaniosę kwiaty malutkim, zapadniętym, zarośniętym chwastami ziemnym prostokącikom.
--
https://www.facebook.com/lunaefragmenta/?ref=bookmarks