Mam znajomą w Północnej Karolinie, która wierzy w każdą teorię spiskową dotyczącą Covid-19, nie wierzy, że Covid-19 w ogóle istnieje, nie ma zamiaru szczepić siebie i rodziny no i pracuje jako... pielęgniarka w jednym ze szpitali
Pewnie to bez znaczenia, ale dodatkowo to elektorat Trumpa
Co do szczepionki, to chyba dobrym ruchem było nie sprzedawanie jej w UK jako złotego środka na problem. Nikt nam nie obiecywał, że nie zachorujemy i jasno było powiedziane, że to dla zwiększenia szans naszych oraz tych, którzy nie dostaliby miejsca w szpitalu, bo te zawalone chorymi na covid. O to tu chodzi, że jak masz przechorować, to właśnie przejdziesz jak przeziębienie, unikniesz efektów long covid, a ci, którzy powinni mieć miejsce w szpitalu z powodu innych chorób będą je mieli. Zresztą to widać całkiem nieźle w liczbach porównując ilość zarażonych do ilości przypadków śmiertelnych. W zeszłym roku te proporcje były zupełnie inne. Poza tym system testów (darmowe testy, można zamówić, przychodzą na drugi dzień, 7 testów) powoduje szybszą izolację osób chorych (i pewnie zawyża nam liczby jeśli chodzi o pozytywne przypadki). Ale ten system chyba jest po prostu optymalnym pomijając jak bardzo buńczuczne społeczeństwo mamy (system jaki widziałem w Omanie nie przeszedłby w żadnym europejskim kraju).
Miałem na początku roku kowersację ze znajomą (która jest "pro-szczepem"). Powiedziała, że w Polsce to wygląda trochę tak, że fakt braku pełnej ochrony przez bycie zaszczepionym jest pomijany i ludzie w różnych źródłach odkrywają to sami i tracą zaufanie do całego procesu szczepienia. Było tak?