Mi to się śmiać chce, jak dzwonią do mnie ludzie ni to popierdolić głupoty ni to odnieść szklanke cukru, któzy wiedzą, że 3 czy 4 tygodnie temu przeszedłem koronkę.
Dzwonią i pytają, jak się badałeś, ale ja mam smak/nie mam smaku, a to mój konkubent nie szczepiony, a ja szczepiona i wraz korona.
Dzisiaj zadzwoniła znajoma - czym się leczyłeś? No objawowo, bo ja szczepiony, przeszedłem to jak przeziębienie. Ale czy się szczepić? No ja się szczepię, bo moja mama jest lekarzem pediatrą, powiedziała mi, żebym się zaszczepił, to poszedłem i się zaszczepiłem.
Matka mnie zabić nie chce, ma wiedzę, której ja nie mam, więc idę i robię co każe. Jej się psuje auto, to odstawia do mnie i nie pyta, czy uszczelka pod głowicą, to na pewno dobra diagnoza, bo ona masła nie ma pod korkiem.
Z antyszczepionkowcami nie dyskutuję, mam to gdzieś, co najwyżej chodzę do nich na pogrzeby.
Ostatnio, dziadek, spoko typ nawet - nie będzie sobie wstrzykiwał tej trucizny. Wyciągnął kopyta, pochowaliśmy, opowiadam znajomemu a ten tak:
- no ale na co umarł
- no przez kowida
- na kowida?
- nie, na serce, bo wylądował pod respiratorem, ale nie wytrzymał krążeniowo, serce stanęło
- no to nie na kowida, tylko na serce!
No tak, ale nie zmienia to faktu, że jeśli by kowida nie miał, to i serce by nie skapitulowało.