Do kasyna oficerskiego przyszedł młody podporucznik. Barman powiedział mu, że organizowany jest konkurs na odgadnięcie wyrazu składającego się z pierwszych liter nazw wypijanych trunków. Podporucznik przystał na ofertę barmana i wziął udział w konkursie. Dostał trzy kieliszki i po wypiciu oświadczył: "SOS" - Starka, Okowita, Soplica. Po czym zapytał się o swoje miejsce w rankingu. Bardzo dobrze panie poruczniku - odparł barman - ale rekordzistą jest pułkownik Bolesław Wieniawa - Długoszowski z wyrazem „NABUCHODONOZOR".
...................
Kazimierz Kutz: (...) Kiedyś z Kubą Morgensternem i Januszem Weychertem przegapiliśmy termin jednego z egzaminów u ANTONIEGO BOHDZIEWICZA . Dał nam szansę: mamy przyjść do niego w środę o szóstej. No tośmy poszli. W gabinecie swojego mieszkania miał nad biurkiem szafkę z szufladkami, w których na karteczkach miał posegregowane złote myśli - wspaniale przemawiał, a zawsze zaczynał od jakiegoś cytatu i kończył też cytatem.
- Panowie napiją się herbaty? - pyta.
My, że owszem, bardzo chętnie.
Zanim nam ją podał, zrobił krótki wykład o herbatach. W końcu zaparzył, podał i mówi:
- Będziecie uzasadniać, po co chcecie być reżyserami. Równocześnie. Ten, który pierwszy zamilknie, dostanie lufę.
Po czym odwrócił się do nas dupą, skierował w stronę otwartego okna, nabił i zakurzył fajkę, a my jęliśmy gadać jeden przez drugiego. Zapierdalamy, zapierdalamy, rzecz nie ma końca, bredzimy, ale brniemy. W końcu się odwrócił i mówi:
- Dobra, po trói macie. Wypierdalać.
Taki gość.
....................
Z okazji Dnia Matki, GUSTAW HOLOUBEK: (...) Raz była w teatrze, żeby mnie obejrzeć. Widziała mnie w sztuce, w której graliśmy prawie nago - o starożytnej Grecji. Wszyscy mieliśmy kostiumy sprowadzone tylko do przepaski na biodrach. Odys ważył 106 kilogramów, a ja 49. Matka zapytała, czy ten Odys to jestem ja. Postanowiłem więcej jej nie zapraszać, skoro nie rozróżniała takich wyraźnych cech fizycznych. Matkę cieszyły moje sukcesy na scenie, ale nie wdawała się w tę materię zbyt szczegółowo. Zaklinała mnie tylko, żebym uważał na siebie.
....................
PAWEŁ WAWRZECKI: (...) Jurek Turek, nie ulegał żadnym kawałom, którzy koledzy robili na scenie, ale raz się zdarzyło go ugotować. W spektaklu "Król" Jurek grał człowieka, o którym nie mówiło się źle, lecz było wiadomo, że jest z plebsu. Padały takie kwestie: - To wracaj pan tam, do tego swojego..., w domyśle - gnoju. A Janek Kobuszewski rąbnął mu po prostu: - Ach, ty chamie z Kobyłki! A przecież Kobyłka to dom Jurka. Kolegów poniosło, a Jurek nie dał rady... Rzucił ręcznik i zaczął się straszliwie śmiać. (...) Na Kobusza nie było siły.
anegdoty o sławnych Polakach (fb)
anegdoty teatralne, filmowe i muzyczne (fb)