Generał Józef Kuropieska w rozmowie z poetą Antonim Słonimskim:
- Wie pan, panie Antoni, jestem w takim nastroju, że najchętniej zmachałbym dzieciaka!
- No to dlaczego pan nie macha?
- Muszę trochę odczekać, bo żona ma jęczmień na oku!
.................

W śródmiejskiej kawiarni spotykali się aktorzy. Do stolika, przy którym siedział Gustaw Holoubek podszedł Jan Himilsbach, jak zazwyczaj nie miał pieniędzy, i zagaił:
- W poniedziałek oddam.
Holoubek zastanowił się chwilkę i zdziwiony powiedział:
- Przecież nic mi pan nie jest winien…
- Ale zaraz będę - odrzekł Himilsbach.
...................

Pewien aktor miał w jednej ze scen przeczytać dość długi list. Ponieważ list
był faktycznie długi więc na kartce miał całą treść. Jednak koledzy aktorzy
postanowili go "ugotować". W scenie z listem służący podał mu... pustą kartkę. Ten rzucił okiem, oddał służącemu i powiedział "Masz, ty czytaj...."
..................

Jan Karłowicz, etnograf, językoznawca, członek Akademii Umiejętności, ojciec kompozytora Mieczysława, był niezmiernie wrażliwy na prawidłową wymowę. Nie znosił niedbalstwa i reagował natychmiast. Któregoś dnia pracował w swoim gabinecie, gdy na podwórzu rozległo się wołanie:
- Szmaty kupuje, szmaty kupuje, stare garderobe, dobrze płace, szmaty kupuje, szmaty kupuje!
Karłowicz wyjrzał przez okno.
-Panie kochany - zawołał - tak się nie mówi: kupuje, płace, garderobe. Trzeba wyraźnie wymawiać literę "ę": płacę, kupuję, garderobę.
Handlarz spojrzał do góry.
- Pan profesor ma jakie garderobe do sprzedania? Kupie, dobrze zapłace.
- Człowieku - zirytował się Karłowicz - Przecież mówiłem, że trzeba wyraźnie wymawiać: kupię, zapłacę, a nie: kupie, zapłace.
Gdy zamknął okno usłyszał:
- Kiedy pan profesor taki mondry, to nich mnie w dupe pocałuje.
Karłowicz nie wytrzymał. Otworzył okno i na całe podwórko zawołał:
- Nie w dupe, panie kochany, nie w dupe. Całuje się w dupę, przez "ę", wyraźnie: w dupę, w dupę!
...................

O narodzinach córeczki opowiada ZBIGNIEW ZAMACHOWSKI: (…) Pojechałem do Teatru Narodowego na spektakl. Pierwszą osobą, którą spotkałem, była Teresa Budzisz-Krzyżanowska. Cały uradowany na tym korytarzu krzyczę do niej: ,,Mam córkę!’’, Tereska uśmiecha się zachwycona, a ja kończę ,,i jest strasznie do mnie podobna!’’. W tym momencie Tereska zrobiła tak: oooooo, uuuuu, hmmm… Tego nie sposób opisać, musisz to zobaczyć oczami wyobraźni. Dotarło do mnie co jej chodzi po głowie.
...................
ANDRZEJ GRABOWSKI*: (...) Lubię rozmawiać z księżmi. Zwykle na początku opowiadam im dowcipy. Na przykład: wchodzą Trzej Królowie do stajenki i widzą, że Matka Boska płacze, Józef płacze, a dziecko wrzeszczy. Kacper mówi: "Co wy tak płaczecie? Takie macie ładne i zdrowe dziecko". Na co Maryja odpowiada: "Bo myśmy chcieli dziewczynkę". A ostatnio taki mi się spodobał: katecheta wezwał matkę dziecka i mówi: "Pani syn jest kretyn totalny, on nawet nie wie, że Jezus Chrystus nie żyje". Na co kobita odpowiada: "Proszę księdza, u nos taka bida w domu, my nie momy telewizora, gazetów nie kupujemy, radio nam się zepsuło, także my w ogóle nie wiedzieli, że on chorował".
* Andrzej Grabowski/Paweł Łęczuk/Jakub Jabłonka, "Jestem jak moryl", wydawnictwo Agora, Warszawa 2020, s. 30.
....................

ANDRZEJ GRABOWSKI*: (…) Nienawidzę się spóźniać, ale nie znałem stolicy, kołowałem po warszawskim Placu Unii Lubelskiej pięć razy, nie wiedząc, w którą ulicę skręcić. (…) W końcu wpadam spocony z nerwów do Wytwórni. W małym pokoiku, całkiem spokojnie, siedzi dwóch Marków: Koterski i Kondrat. Zaczynamy przesłuchanie.
- Patrz pan, co te żółtki! Jacy perfidni potrafią być! Zalewają nasz rynek swoimi skarpetkami z gumką!
- Panie Andrzeju. Zmienił pan tekst – zatrzymuje mnie Koterski.
- No tak, wiem, ale sens jest ten sam, prawda?
- Szkopuł w czym innym. Pan nie zauważył, że tekst jest napisany trzynastozgłoskowcem.
O cholera! Faktycznie, nie uchwyciłem tego. Liczę pierwszy wers, drugi… No dobra. Zaczynam jeszcze raz.
- Patrz pan, co te żółtki. Patrz pan, jaka perfidia.
Zalewają nasz rynek skarpetkami z gumką!
- No i teraz jest pięknie. Ma pan tę rolę – z uśmiechem oświadczył Marek Koterski i pokiwał głową.
Kiedy wyszliśmy z Kondratem na papierosa, spytałem go jak on to będzie grał. Przecież tam są sceny, w których onanizujesz się do gazety, podcierasz się siedem razy na sedesie albo załatwiasz się pod drzewem. A Mareczek w dobrym nastroju, beztrosko powiedział: ,,NO CO TY, ANDRZEJ? TO TYLKO SCENARIUSZ JEST’’.
W końcu zacząłem jeździć na plan. Miałem do zagrania ledwie kilka scen w drugoplanowej roli, która była ważna dla Koterskiego. Przez jego upór – nie pozwalał zmienić nawet zdania i wszystko musiało być kropka w kropkę tak, jak to napisał w scenariuszu – granie było męczące i bardzo nieprzyjemne. Z każdym spotkaniem widziałem, że Marek Kondrat był coraz smutniejszy i nawet zaczął siwieć.
Scenę na plaży kręciliśmy dwa dni. Marek powiedział mi wtedy, że ma już dosyć tego filmu. Nie może słuchać, co mówi, i patrzeć na to jak gra. Na skręcenie kolejnej sceny jechaliśmy busem i w pewnym momencie Kondrat zwraca się do Koterskiego:
- Słuchaj Marek, skoro przewaliliśmy cały budżet filmu, a zdjęcia kręcimy już o kilka dni dłużej, mam pomysł!
- Słucham cię Mareczku. O co chodzi?
- Wypierdolmy scenę, gdzie w odwecie załatwiam się pod oknem Bożeny Dykiel!
- Co ty mówisz Mareczku!
- No mówię – wywalmy tę scenę, gdzie sram jak pies na trawniku pod oknem.
- Główną scenę z filmu chcesz wypierdolić?!
*Andrzej Grabowski/Paweł Łęczuk/Jakub Jabłonka,’’Jestem jak motyl’’, wydawnictwo Agora, Warszawa 2020, s. 39-41.

anegdoty o sławnych Polakach (fb)
anegdoty teatralne, filmowe i muzyczne (fb)