... godzinę, dokładnie 53 minuty trwała procedura przedłużenia umowy i zakup telefonu u operatora sieci telefonicznej.
Nie, nie wybrzydzałem podczas wyboru urządzenia, miałem już wybrany model. Nie targowałem się o minuty, gigabajty, roaming, dostęp do spotifajów, netflixów, tajdali. Nie próbowałem wyłudzić głośniczka blutuf, słuchawek bezprzewodowych czy innych pierdoletów, gdyż przedłużałem warunki umowy z dotychczasowych na dotychczasowe. I wreszcie, ani dzwoniący do mnie pracownik ani ja nie cierpieliśmy na wadę wymowy, niedosłuch czy inną utrudniającą komunikację dolegliwość.
W zasadzie nie musiałem nic z umową robić, bo warunki umowy abonamentowej nie wygasają bez przedłużenia, co najwyżej oferty znikają z rynku i zastępowane są nowymi, najczęściej mniej korzystnymi. Z uwagi na to, że operator w końcu skumał niechęć klientów do regularnego podnoszenia cen w ramach nowych umów, postanowił zaoferować dokładnie to samo za to samo, co kazał nazywać telemarketerowi okazją wyjątkową, a wręcz unikalną. Oczywiście nie dało się w stu procentach ustalić, czy owa wyjątkowa oferta będzie dostępna w którymś z salonów. Wiadomo, z wyjątkowymi i unikalnymi ofertami tak przecież jest. Szczególnie tymi, które wykupują na wyłączność firmy zewnętrzne „współpracujące” z operatorami. No ale nic to, chłopina był nienamolny, zaproponował inny termin, zrozumiałem, że się nie odczepią, zgodziłem się.
Pierwsze dziesięć minut rozmowy upłynęło standardowo, po kolejnych piętnastu i kilkukrotnych potwierdzeniach danych teleadresowych zostałem poinformowany, że niestety, ale muszę się uzbroić w cierpliwość ponieważ procedury wymagają odczytania pełnych formułek, a przy niektórych fragmentach powtarzanie swoich danych jest po prostu zwyczajną koniecznością… ale kurwa przez godzinę?!
Nie, nie wybrzydzałem podczas wyboru urządzenia, miałem już wybrany model. Nie targowałem się o minuty, gigabajty, roaming, dostęp do spotifajów, netflixów, tajdali. Nie próbowałem wyłudzić głośniczka blutuf, słuchawek bezprzewodowych czy innych pierdoletów, gdyż przedłużałem warunki umowy z dotychczasowych na dotychczasowe. I wreszcie, ani dzwoniący do mnie pracownik ani ja nie cierpieliśmy na wadę wymowy, niedosłuch czy inną utrudniającą komunikację dolegliwość.
W zasadzie nie musiałem nic z umową robić, bo warunki umowy abonamentowej nie wygasają bez przedłużenia, co najwyżej oferty znikają z rynku i zastępowane są nowymi, najczęściej mniej korzystnymi. Z uwagi na to, że operator w końcu skumał niechęć klientów do regularnego podnoszenia cen w ramach nowych umów, postanowił zaoferować dokładnie to samo za to samo, co kazał nazywać telemarketerowi okazją wyjątkową, a wręcz unikalną. Oczywiście nie dało się w stu procentach ustalić, czy owa wyjątkowa oferta będzie dostępna w którymś z salonów. Wiadomo, z wyjątkowymi i unikalnymi ofertami tak przecież jest. Szczególnie tymi, które wykupują na wyłączność firmy zewnętrzne „współpracujące” z operatorami. No ale nic to, chłopina był nienamolny, zaproponował inny termin, zrozumiałem, że się nie odczepią, zgodziłem się.
Pierwsze dziesięć minut rozmowy upłynęło standardowo, po kolejnych piętnastu i kilkukrotnych potwierdzeniach danych teleadresowych zostałem poinformowany, że niestety, ale muszę się uzbroić w cierpliwość ponieważ procedury wymagają odczytania pełnych formułek, a przy niektórych fragmentach powtarzanie swoich danych jest po prostu zwyczajną koniecznością… ale kurwa przez godzinę?!