< > wszystkie blogi

Każdy sąd mnie uniewinni.

A jeśli będzie sędzina, to i flaszkę mi postawi.

O tym, jak to dobre uczynki bokami wychodzą

17 May 2015
Napadło męża na wspominki. Zdjęcia wyciągnął, przeglądał, opowiastki ze szkolnych ław zaczął prawić przy kolacji... Tak mnie tym swoim gadaniem ogłupił, że palnęłam bezmyślnie: - To zorganizuj spotkanie. - No ale gdzie? - Jak gdzie? Tutaj, w domu. - brnęłam dalej, najwyraźniej pod wpływem jakiejś podanej mi wbrew woli substancji - Miejsce jest, pogoda ładna, to sobie pogrilujecie w ogrodzie, trzeba wykorzystać to mieszkanie, skoro jest okazja... - A wiesz, że masz rację? - odpowiedziało mi moje słodkie połowie i wtedy dopiero skojarzyłam, że chyba udupiłam się na amen.
Przygotowania trwały trzy tygodnie. Przez osiemnaście dni mąż skrzykiwał wszystkich swoich kolesiów ze szkolnej ławki, w pozostałe trzy dni ja wyczyściłam altanę, złożyłam i wymyłam stół, wyszorowałam krzesła, taras i pralkę, przesadziłam kwiaty, zgarnęłam i wywaliłam liście, przygotowałam bakłażany, cukinie, pomidory, ziemniaki i tiramisu. Dla dwudziestu chłopa. Mąż zrobił zakupy. Chłopaki przybyli, piec rozpalili, zjedli, popili, pogadali, podziękowali i poszli. Mąż padł wyczerpany na tapczan, jak nic emocje go zmogły. A ponieważ chłopaki obżarli się kupą mięcha i chlebem, pozostała mi całkiem pokaźna ilość pozostałości, między innymi około sześciu kilogramów ziemniaków, z piętnaście kawałków żeberek (ale kiełbaski i befsztyki to już poszły wszystkie), dwie salatery pomidorów i rucoli, butelki z koktajlem... Szaradę robiłam w lodówce przez bite dwie godziny, ale w końcu udało mi się wcisnąć co do ostatniego żeberka. Wonder Women, kurna, oouyeah! Duma tak mnie rozparła, że aż zmarszczki mi wylizało. Jednym słowem: zapchałam doszczętnie lodówkę. Tak doszczętnie, że rano zastałam w kuchni męża, wzrok zamglony, ręka drżąca, zagubiona poza z kartonem w łapie: - I gdzie ja mam teraz wstawić mleko?! Odziedziczony w spadku pokolacyjnym dziesięciolitrowy baniak z winem daje mi mnóstwo satysfakcji i tłumaczy, jakim cudem mój towarzysz życia nadal mi towarzyszy. A przepis na zarąbiste tiramisu jest tu: http://joemonster.org/phorum/read.php?f=32&t=9539#9539
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Autor
O blogu
  • Dzieci. Dużo dzieci. Będzie bardzo dużo bachorów. Jak u Meksykańców. Trójka własnych. Mąż też będzie, na 100%. Może kot się przewinie, prawie na pewno wredna sąsiadka zza płota. Mogą się pojawić nowe osobistości, ale ilość dzieciaków raczej nie powinna się zwiększać. Już ja o to zadbam. Ach, no i kuchnia. To teraz już ostrzegłam chyba przed wszystkim.
  • Informuj mnie o nowościach na blogu
  • RSS blogu oiko
Najnowsze posty
Najpopularniejsze posty

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi