< > wszystkie blogi

czasem cos mi sie przysni lub wydarzy

papier jest cierpliwy. e-papier tez :)

retrospekcje (1)

5 October 2015
kolega. kolega mnie z nia poznal. no, moze niezupelnie. kolega poznal kolezanke i nie bardzo mial gdzie sie z nia spotkac, zeby bylo milo i milo, wiec spotkali sie u mnie. a ta, owa kolezanka przyprowadzila wlasna. ot, tak dla towarzystwa. mojego. zebym jej nie zawracal glowy, jak bedzie sie zajmowala kolega. taki uklad.

a ta ona miala dlugie ciemne wlosy i oczy jak u lalki z porcelany. i byla mlodsza o wieeele lat. nie wiem czemu, jakos tak wyszlo, chyba sie urodzila wczesniej niz ja, albo co. i mnie urzekla...


tzn. tak sie czulem, ale nie chcialem tego okazywac, wiec kolega, z kolezanka sie bawili przy muzyce i spijalismy wszczyscy substancje pozwalajaca na poczucie, ze piatek wieczorem to jest TEN czas, podczas gdy ja siedzialem przy komputerze, a ta ona jedna siedziala przy stole i jakos tak markotnie sie przysluchiwala jak kolega z kolezanka sie tirli-tirli, czyli ze rozmawiaja na wlasnych falach...

a pozniej wyciagnalem lotki i pokazalem, ze obok na scianie wisi tarcza. i zaczelismy grac. wszyscy. o, tak wlasnie sie tego wieczoru zaczela przygoda. gralismy, jedlismy, popijalismy i bylo milo w kwartecie - jak to wypada w piatek wieczorem.

ale tamtej dwojce wciaz sie ciazylo ku sobie, wiec osmielilem sie i zaczalem moja nowa, mloda znajoma przyuczac do rzutek. tlumaczac jak wazne jest ustawienie stop, balans bioder i wyprowadzenie rzutu z prostej reki, bez ruszania lokciem. oczywiscie dotykajac i poprawiajac postawe wspomnianych nog, bioder i lokcia. i piersiatek. niechcacy, jakos tak przy okazji. ale dopoki sie smiala perliscie, to i ja czulem sie znowu jak mlody bog!

i tak to sie zaczelo, jakos... nie pamietam juz dlaczego ja pocalowalem, ani kiedy zajelisy sie soba, tak jak para obok w pokoju. a my w kuchni. no, moze nie do konca, bo oni sie konsumowali, a my sie dopiero poznawalismy, wiec bardziej sie liczyl zapach i dotyk, niz zblizenie... wtedy.

ale tak to sie zaczelo. musze sie pozbyc tego obrazu sprzed oczu, bo to wiele lat temu bylo, a ja wciaz patrze w tyl, zamiast do przodu...

***
siedzi. starzejacy sie facet siedzi. na skraju lozka. w zasadzie kanapy... ktora pamieta jego dziecinstwo, czas socjalizmu. wielu rzeczy wtedy nie dalo sie miec, ale mozna bylo miec kanape. w zasadzie tapczan. siedzi na skraju i patrzy przed siebie... na skraju, bo na srodku sprezyny wychodza juz i trzeba uwazac. w nocy da sie spac, calym cialem, ale jak sie siada, to jednak trzeba  uwazac...

siedzi i patrzy w przedpokoj, tam biega jego syn. biegal, kiedys. w innym przedpokoju. w wytartych portkach. pocerowanych, ale czystych. biegal i smial sie perliscie. zycie bylo prostsze. mozna bylo sie razem, bawic drobiazgami.

***
a potem jakos tak przyjechala za dwa dni, bo przez telefon sie wydalo, ze sie podobalo i dlaczego nic, jak moglo byc cos, gdyby nie to, ze to pierwszy raz i czy sie nie podobalam?! podobalam sie. wprost zajedwabiscie i zachlysnalem sie, wiec jak chec, mozesz przyjechac, zadasz czyli, to nie zastanawiaj sie ani chwili, bo czekam z czkawka, jakbym sie pierszwy raz umawial i mial wciaz pryszcze. to znaczy ten, akurat pryszczy nigdy nie mialem, ale kolana mi sie juz kiedys tak trzesly. raz. nie, chyba nie...

no i tak, ze ten. przyjechala... i zostala do jutra. tak jakos na 4 lata... w byciu i nie byciu, w miescie i poza nim, mieszkajac i uciekajac, by mieszkac, ale sie spotykac. taki teatr cieni, emocji i wszelakich sposobow na zycie, ktore wciaz do nas wraca.

***
i tak teraz patrzy w tyl ten na kanapie, tapczanie czyli. w tyl i zal, ze cos sie skonczylo za wczesnie. wstaje z kanapy. zapala papierosa i przenosi sie na fotel przy biurku. z komputerem. przy komputerze. ale juz bez tej onej za plecami. chyba, ze za drzwiami. przeszlosci. wciska ON. i tak czeka, az sie podniesie ten on. jak on. czeka. na nia?.. ale to juz chyba za pozno i za daleko. od siebie i od czasu. otworzyl... psst! pociagnal... fajke tez.

a jak chodzil z dzieciakami do zoo, lunaparku... kurcze, to byly czasy. za to jak w szkole pan od fizyki zlapal mlodego za mocno za reke, pojechal i tez go zlapal... na chwile, bo zaczal syczec cos. ze 'ala', ze 'boli' - no, to nie lap mojego syna, bo naprawde zaboli. masz tu telefon do taty i dzwon, jak sie cos nie podoba. nigdy nie zadzwonil.

***
kiedy sie dorasta, to marzenia juz nie zawsze sa takie... spontaniczne i adekwatne. ale za to jak mocno mozna trzepnac rzeczywistosc w leb. myslalem, ze da sie to pogodzic. chyba nie. bo czasem trzeba wypuscic kanarka, zeby nauczyl sie spiewac, ale wtedy moze sie okazac, ze nie wroci, bo nie wie jak... kurwa mac.

a potem trzeba wypuscic jajko, ktore juz uroslo w orla... mlodego, ale samodzielnego. a piorka dawno wyblakly. i co dalej?...

CDN.
chyba...
 

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą

Napędzana humorem dzięki Joe Monsterowi