Amerykański ekolog Jay Westerveld w 1986 roku ukuł termin „greenwashing”, opisując pozorowane działania ekologiczne przemysłu hotelarskiego. Chodziło o karteczki z napisem „oszczędzaj ręczniki aby chronić naturę”, których głównym celem było owszem oszczędzanie, ale głównie pieniędzy hotelarzy.
Od
tego wydarzenia minęło wiele lat, a my, konsumenci, jesteśmy
karmieni ekologią marketingową z każdej strony, a korporacje
prześcigają się w przekonywaniu nas jak bardzo dbają o naszą
planetę. Takie hasła jak „zrównoważony rozwój” czy „bardziej
przyjazne środowisku” stały się, razem z asapami i kolami,
częścią korporacyjnej nowomowy. Wystarczy rozejrzeć się po
mieszkaniu – wiele produktów codziennego użytku ma teraz „nowe”
opakowania z ładnym obrazkiem przedstawiającym naturę, które są
w 80% a nawet 90% zdatne do recyklingu. Te plastikowe zamieniane są
na papierowe, a przynajmniej, dla niepoznaki, owinięte w tekturę. W
mojej głowie jednak od razu rodzą się pytania: co z pozostałymi
10-20% opakowania? Czy nie można było się trochę bardziej wysilić
aby osiągnąć 100%? Czemu tekturowe pudełko ma plastikowe
wieczko?!
Karmieni
fałszywymi eko-ideami, działając w dobrej wierze, podczas
codzienny zakupów podejmujemy wybory być może niekoniecznie tak
przyjazne naturze, jak portfelom producentów. W 2021 roku przeciętny
Polak wyprodukował 358 kg odpadów komunalnych. Do recyklingu
trafiła jedynie lekko ponad jedna czwarta. Oznacza to w skrócie że
tylko w przeciągu roku wyprodukowaliśmy miliony ton odpadów, które
wygrzewają się teraz na wysypiskach w ciepełku, powstałym dzięki
CO2 wyemitowanemu podczas ich produkcji, transportu, sprzedaży oraz
często konsumpcji. Następnie to wszystko zostało przysypane i
przyklepane wcale nie mniejszą ilością odpadów przemysłowych.
Powiecie
może że nie mamy wpływu na działania wielkich firm? Cóż my,
biedne żuczki-konsumenci możemy zdziałać w starciu z wielkimi
koncernami? Przedstawiam więc moją subiektywną listę pięciu
grzechów głównych początkującego eko-adepta, wraz z poradami
pomagającymi uniknąć wpadnięcia w greenwashingową pułapkę.
1. Wszystko
na baterie/akumulatory.
Laptopy
czy smartfony goszczą obecnie w prawie każdym domu. Szczoteczki
elektryczne, młynki do pieprzu, czy przenośne masażery do ciała
również już nikogo nie dziwią. Producenci elektroniki prześcigają
się jednak w wymyślaniu nowych produktów zasilanych bateryjnie.
Naszym mamom nawet nie śnił się bezprzewodowy odkurzacz, po który
można łatwo sięgnąć zawsze gdy tylko dziecko powie „o-oł”.
Moja babcia natomiast gdy usłyszała że są takie urządzenia które
jeżdżą same i równiutko przeczesują całe mieszkanie w
poszukiwaniu pokładów kurzu, pobożnie się przeżegnała.
Wymyślono
wiele różnych technologi produkcji baterii i akumulatorów, lecz
ich cechą wspólną jest wysoce negatywne oddziaływanie na
człowieka i przyrodę. Proste akumulatory samochodowe zawierają
ołów, który jest toksyczny. Zwykłe baterie alkaliczne, które
notabene znane nam są dłużej niż słowo „recykling”, w swoim
składzie mają ciężkie metale oraz elektrolity które, delikatnie
mówiąc, powodują korozję. Coraz powszechniejsze akumulatory
litowe to...temat na oddzielną opowieść. Nie bez powodu jednak na
każdej baterii znajduje się symbol przekreślonego śmietnika...
Niezależnie
jednak od technologii, produkcja przenośnych źródeł energii
elektrycznej wymaga wykopania niezbędnych materiałów z ziemi,
często w egzotycznych lokalizacjach (tabelka poniżej, źródło:
wikipedia), energochłonnego oczyszczania i przetwarzania aby
ostatecznie uzyskać toksyczno-wybuchowy produkt. Produkt, którego
recykling, równie paliwożerny co produkcja, wymaga dodatkowo
zachowania specjalnych środków ostrożności.

Eko
porada: Upiecz dwie pieczenie na jednym ogniu. Zamiast trwonić
pieniądze na karnety na siłownie, potraktuj codzienne czynności
domowe jak ćwiczenia układu mięśniowo-szkieletowego. Zrezygnuj z
elektrycznego otwieracza do wina czy konserw, bateryjnie zasilanych
podgrzewanych części garderoby, a turystyczny aparat do masażu
zastąp wersją manualną.

2. Samochody
elektryczne
Tak,
te na akumulatory. Używane głównie do lansu przez bogatszych
hipsterów, bo z ekologią nie mają obecnie wiele wspólnego. Być
może w postępowej Kaliforni w centrach miast można odetchnąć
świeższym powietrzem, natomiast w globalnej perspektywie wciąż
rosnące zapotrzebowanie na lit przyczyniło się do powstania kilku
nowych dziur w skorupie ziemskiej.
Aby
korzystanie z aut elektrycznych miało wymierny, pozytywny wpływ na
środowisko, należałoby je zasilać „zieloną” energią, czyli
taką pochodzącą ze źródeł odnawialnych. Aktualnie w skali
globalnej jest to jedynie 11%, europejską produkcję przedstawia zaś
wykres:

Jak
można zauważyć osiągnięcia naszego kraju w tej dziedzinie plasują się w
okolicach średniej światowej, natomiast wykres nie wspomina że ok
70% energii elektrycznej produkujemy z węgla. Samochody elektryczne
służą więc obecnie jedynie do przesunięcia problemu spalania
paliw kopalnych z miejsc w których podróżujemy do miejsc o których
nie chcemy słyszeć. Plus kilka dziur w ziemi.
Eko
porada: Mercedes W123 w dieslu. Wyprodukowany w latach 70-80-tych,
więc CO
2 uwolniony podczas jego produkcji został już
dawno wchłonięty przez to co pozostało jeszcze z puszczy
amazońskiej. Samochody te bez problemu przejeżdżają milion
kilometrów, a mały silnik o niewielkiej mocy nie sprzyja mocnemu
wciskaniu pedału gazu. Ich wiek natomiast sprawia że większość
współczesnego życia spędzają w garażu bądź warsztacie,
oszczędzając właścicielowi kosztów paliwa a naturze szkodliwych
oparów.

3. Wszystko jednorazowe
Parafrazując
znane studenckie powiedzenie: użyć, wyrzucić, zapomnieć. Nasz
coraz bardziej zabiegany świat zdominowały opakowania jednorazowe:
kubki, butelki, pudełka. Karton po mleku/soku to papier czy może
plastik? Do którego z pięciu (sic!) koszy na śmieci należy go
wyrzucić? To samo dotyczy jednorazowych kubków po kawie lub
napojach gazowanych, czy talerzyków zwanych papierowymi. A co z pampersami, podpaskami, niezliczonymi rodzajami butelek?
Papier
powlekany plastikiem to zło, które powinno być zakazane na równi
z azbestem. Ciekawe co Matka Natura przeskrobała człowiekowi, który
wpadł na pomysł aby połączyć ze sobą dwa (a czasem trzy)
całkowicie recyklingowane materiały w sposób może nie
uniemożliwiający, ale znacznie utrudniający ich rozdzielenie.
Tanie w produkcji trudne do odzyskania – recepta na katastrofę
ekologiczną. Na chwilę obecną najlepszym sposobem ponownego
wykorzystania takich opakowań jest zamiana ich na prąd elektryczny
– w spalarni. Można również zmielić je drobno, zmieszać z
kompostem i udawać że nie ma problemu – serio, taki sposób też
wymyślono.

Konsument
powie jednak że wszystko jest w porządku, bo przecież do
„papierowego” kubka z plastikową przykrywką dostał papierową
słomkę, a to przecież te ostatnie zabijają żółwie. Będę
brutalny – przyrodę, ogólnie, zabijają ludzie, a nie same
odpady. To nie broń zabija...
Eko
porada:
Do
maka czy baksa chodź zawsze z własnym zestawem wielorazowych
utensyliów konsumenckich: kubkiem, talerzem, sztućcami. Najlepiej z
taniego w produkcji i recyklingu plastiku. Początkowo może to się
spotkać z krzywymi spojrzeniami, ale czego się nie robi dla
przyrody.
4. Hipsterski wegetarianizm
Humus,
jarmuż, quinoa – nazwy równie egzotyczne dla zwykłego zjadacza
chleba z masłem i szynką co odległe geograficznie. Jedną z idei
podnoszonych przez współczesnych wegetarian jest wpływ zwierząt
hodowlanych na przyrodę. Argumentują oni że wyprodukowanie
kilokalorii mięsa jest ok 2-20 razy bardziej energochłonne niż
ekwiwalentu roślinnego. Do tego zwierzęta puszczają bąki a to
psuje klimat rządnym wypoczynku na łonie natury korpo-szczurom.
Obudzeni porannym pianiem koguta w zapomnianej nawet przez listonosza
warmińskiej wsi, wkurzeni że przyroda nie pozwala im na zasłużony
wypoczynek, postanawiają rozpocząć wege-krucjatę przeciwko
wszystkiemu co pieje, muczy i puszcza wiatry.
Jednak
bycie wege to coś więcej niż napychanie sobie żołądka byle
trawą spod bloku. To styl życia, temat do rozmów ze znajomymi,
pozwalający poczuć się lepszym od innych – barbarzyńców którym
los planety jest obojętny. Należy więc znaleźć jadłospis
składający się z jak największej ilości egzotycznych produktów,
aby zdjęcia posiłków wrzucane na insta zachęcały do lajkowania i
followersowania.
Weźmy
więc globus i sprawdźmy ile kilometrów, mniej więcej i w linii
prostej, musiały przebyć niektóre z produktów od największych
światowych producentów aby znaleźć się na
hipstersko-wegetariańskim talerzu:
-
ciecierzyca:
Indie (6000) , Australia (15000), Turcja (1500).
-
sezam:
suche rejony Afryki (4500), subkontynent indyjski (5000-7000)
-
quinoa:
Peru i Boliwia (11000)
-
shea:
Ghana, Nigeria, Uganda (5000-6000)

Soja,
będąca źródłem białka oraz składnikiem wielu dań - od
kotletów po tofu, uprawiana jest głównie w Brazyli, USA oraz
Argentynie. Roślina ta wymaga żyznych gleb oraz średnich
temperatur powyżej 20°C. Idealnie więc czuje
się w rejonach gdzie kiedyś rosły lasy tropikalne. W zamian można
jednak osiągnąć nawet trzy zbiory rocznie. Na wielohektarowych
polach pracują ogromne maszyny, na pewno wydajniejsze niż nadal
spotykane na naszych polach sześćdziesiątki. Szkoda tylko że po
wyprodukowaniu trzeba tę soję do nas przetransportować...
Eko
porada:
Co
jest złego w marchewce, ziemniakach, fasoli czy bobie? Rodzime
produkty są w stanie zapewnić zrównoważoną dietę. Skasuj więc
Instagrama a oszczędzony czas spożytkuj na przydomowy ogródek –
zapewniając sobie równocześnie substytut siłowni.
5. Domki dla owadów
Przez
miliony lat przyroda wypracowała naturalną równowagę. Do
naturalnych siedlisk roślin i zwierząt wszedł jednak człowiek.
Pokazał palcem: tu, tu i tu – tu będzie beton, a tu i tu asfalt,
a przyroda może łaskawie być tam, gdzie indziej. Później jednak
okazało się że nie wszystkie robaki to szkodniki, a niektóre z
nich są nawet pożyteczne.

Człowiek
więc, w swej łaskawości, ścina kilka drzew, będących
jednocześnie schronieniem i pokarmem tychże owadów i buduje z nich
domek, który następnie stawia w takim miejscu aby cały świat
widział że właściciel posesji jest eko. Ważnym jest aby taka
konstrukcja współgrała estetycznie z otaczającym ją sterylnym
krajobrazem.
Eko
porada:
Czasem
lepiej jest nie zrobić nic: nie betonować, asfaltować, kosić
trawnika, a na pewno nie ścinać drzew.
Podsumowując,
w obecnych czasach, gdy mamy coraz więcej pieniędzy kosztem
zwiększonego tempa życia, zamiast karmić się pychą i pięknymi
hasłami, powinniśmy przyjrzeć się ludziom których egzystencja w
mniejszym stopniu wpływa na środowisko. W przeszłości, nasi
rodzice kupowali mleko w szklanych butelkach zwrotnych, wielokrotnego
użytku, a każdy przedmiot przed wyrzuceniem oglądali trzykrotnie
pod kątem „przydasie”. Dziś wzorem dla nas mogą być ludzie
żyjący w mniej zamożnych miejscach na świecie, pozyskujący
zarówno materiały budowlane jak i pożywienie lokalnie, często
bezpośrednio sprzed domu.
gdzieś w Tanzanii mieszkają eko-profesjonaliści...
Żródła
https://www.businessnewsdaily.com/10946-greenwash...https://samorzad.pap.pl/kategoria/srodowisko/polacy-wytwarzaja-coraz-wiecej-smieci-wskaznik-recyklingu-bez-zmian
https://obserwatorgospodarczy.pl/2022/08/21/swiatowa-produkcja-litu-wzrosla-o-21-r-r-gdzie-znajduja-sie-najwieksze-zloza/
https://nrcne.org/wp-content/uploads/2019/12/microplastics_in_compost_white_paper.pdf
https://radio.opole.pl/100,339106,na-ulicach-nysy...
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą