Przed górami, za lasami, czystymi rękami, wzięli i białka z trzech jaj ze szczyptą soli ubili.
Ubili, że hej.
Później półszklanki cukru zwykłego dosypali i łyżeczkę wanilinowego, i wymieszali, a wymieszali.
Dołożyli żółtka,
dosypali półszklanki mąki z łyżeczką proszku do pieczenia, łyżeczkę oliwy dolali, i znów wymieszali, a jakże.
Przyszykowali tortownicę, znaczy masłem ją wymazali i posypali tartą bułką.
Całkiem zgrabnie, nieprawdaż.
Zgodnie ze starym powiedzeniem: "Jak to dobrze jest malarzom, nic nie robią tylko mażą".
I do piekarnika z tym.
A jak to sobie półgodzinki w piekarniku poleżało, się upiekło, wystudziło, to wzięli i na dwie części rozkroili.
W półlitrze zagotowanej wody trzy galaretki rozpuścili, a kiedy przestygło, dołożyli jogurtu "greckiego" z pięcetgram i wymieszali równo.
Jak to sobie zaczęło tężeć, wzięli i zalali częścią półciasta, przykryli drugimpół i zalali resztą.
Owocami z puchy przystroili, galaretką przestudzoną zalali i do lodówki wstawili.
Odczekali...
Odczekali...
Z lodówki wyjęli, kawalątek odkroili i...
wzięli i zjedli.
Koniec.
Na motywach tekstu ze strony: http://www.ewawachowicz.pl
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą